Strona główna » Tom Orsborn, beat writer Spurs: Sochan jest dla Popa i Manu oczkiem w głowie
NBA

Tom Orsborn, beat writer Spurs: Sochan jest dla Popa i Manu oczkiem w głowie

1 komentarz
– Spurs często akcentują, że Sochan był ich najwyżej wybranym graczem w drafcie od czasu Tima Duncana. Jeśli ktoś myśli, że to jedynie marketingowy chwyt, jest w błędzie. Jeremy ma być przyszłością klubu – mówi nam Tom Orsborn, dziennikarz „San Antonio Express-News”.

Beat writer to w skrócie dziennikarz poświęcający większość swojego czasu śledzeniu poczynań jednego zespołu. Ponieważ dziennikarstwo sportowe w USA to wciąż całkiem solidna gałąź przemysłu medialnego, beat writera posiada każdy klub NBA. Większość kilku. New York Knicks – w zależności od sezonu – nawet i kilkunastu.

Najbardziej rozpoznawalnym beat writerem San Antonio Spurs Jeremy’ego Sochana jest Tom Orsborn.

Opisuje mecze Spurs od 1999 roku. To wówczas Spurs zdobyli swoje pierwsze mistrzostwo.

Był ze swoim dyktafonem także przy każdym z kolejnych czterech tytułów.

Można zakładać, że Gregga Popovicha zna lepiej niż niejednego członka swojej rodziny.

Od siedmiu lat jest właściwie nierozłączną częścią Spurs – ogląda na żywo większość meczów. Pisze relacje z większości treningów. To on kilka dni temu swoim tweetem informował, że po jednym ze sparingów Popovich właściwie zadecydował, że Sochan rozpocznie nowy sezon w pierwszej piątce Spurs.

Dobry, doświadczony beat writer potrafi wyczuć decyzje personalne szefów klubu, jeszcze zanim oni je podejmą. Orsborn swoimi przeczuciami u progu sezonu postanowił podzielić się także z polskimi kibicami NBA. I w sprawie „tankowania” Spurs i roli, jaką w tym procesie i dalszej przyszłości klubu może odegrać Jeremy Sochan.

Michał Tomasik: Jaka pierwsza myśl przyszła ci do głowy, gdy po raz pierwszy zamieniłeś kilka słów z Sochanem?

Tom Orsborn: Momentalnie, dosłownie po kilku chwilach rozmowy, miałem tylko jedną: no tak, teraz wszystko rozumiem, już wiem dlaczego to właśnie jego wybrali w drafcie. Sochan tak bardzo pasuje do Spurs, jak dżem do masła orzechowego. Jego polsko-brytyjsko-amerykańskie pochodzenie, jeszcze na dodatek z tą niemiecką przygodą w tle – to jest wypisz-wymaluj idealny koszykarz, na którego mogli postawić Spurs. Manu Ginobili, Tony Parker, Boris Diaw, później chociażby Davis Bertans czy teraz Jakob Poeltl – historia zagranicznych koszykarzy w klubie jest szalenie bogata. Sochan idealnie się w nią wpisuje.

Historia historią, przyzwyczajenia przyzwyczajeniami, ale jak pod względem sportowym Spurs postrzegają Sochana?

Powiedzmy sobie to szczerze: nie jest tak, że Spurs wybrali go, bo wierzą, że zostanie wielką gwiazdą NBA. Nie, nikt tutaj na to specjalnie nie liczy. Sochan ma ograniczenia. Szczególnie w ataku i każdy w klubie zdaje sobie z nich sprawę. Spurs wiedzą, że następcy Duncana, czy Kawhi Leonarda w roli lidera drużyny w tym momencie jeszcze nie mają w składzie. Będą go szukać z jednym z kolejnych draftów. Ale w gronie trenerów i menedżerów Spurs panuje przekonanie, że w przyszłości Sochan może być tym 3-4 najlepszym zawodnikiem drużyny, która będzie miała ambicje walki o mistrzostwo.

Póki co Spurs nie są tego bliscy. Jeden z nowych graczy pozyskanych przed tym sezonem, Isaiah Roby powiedział ostatnio, że wybrał ofertę z San Antonio dlatego, że jego dziadek kiedyś kibicował drużynie z tego miasta i oglądał na jego kolanach wiele meczów Duncana i spółki. Podobno kilka osób w klubie poczuło się lekko dotkniętych tą uwagą, bo przecież od ostatniego mistrzostwa Spurs nie minęło ćwierćwiecze, tylko raptem 8 lat.

Bez przesady, Roby powiedział prawdę. Czas, gdy Spurs byli w czołówce NBA wydaje się faktycznie coraz bardziej odległy. Wszystkim dookoła. Nie można tylko żyć przeszłością. W ostatnich latach klub pogrążył się w przeciętniactwie. Ani nie był w stanie walczyć o mistrzostwo, ani mógł liczyć na wysoki wybór w drafcie. Teraz przynajmniej ewidentnie obrał kierunek. W tym sezonie ważniejszy od wyników będzie rozwój najmłodszych i najbardziej perspektywicznych graczy.

A później szczęście w loterii draftu. Czy Popovich już skomentował poziom talentu Victora Wembanyamy?

Nie i nie sądzę, by ktokolwiek mógł go na takie opinie namówić. To zupełnie nie w jego stylu. Wszyscy dookoła mogą wiedzieć, że Spurs w tym sezonie nieszczególnie będzie zależało na wygranych, ale Popowi nikt tego nie powie. I raczej nikt tego wprost od niego nie usłyszy. On będzie chciał wygrywać, mimo wszystko. I prowadzeni przez niego zawodnicy na pewno też będą walczyć o zwycięstwa.

Ale często w końcówkach meczów może im brakować talentu. A jeśli zwycięstwa się będą pojawiać zbyt często – szefowie klubu mogą jeszcze dodatkowo osłabić drużynę, prawda? Czy np. wspomniany wcześniej Poeltl dokończy sezon w barwach Spurs?

Nie sądzę. Byłbym w szoku, gdyby tak się stało. Spurs nie są klubem, który często handluje zawodnikami przy okazji trade deadline w środku sezonu. Ale tym razem może być inaczej. Bo też ten sezon będzie nich klubu inny niż wszystkie. Poeltl wyrósł na świetnego obrońcę, który zrobił też jakieś tam postępy w grze pod koszem rywali, ale po tym sezonie jego umowa wygasa. Spurs będą zdeterminowani, by w lutym pozyskać za niego jakieś wybory w drafcie. Raczej nie zaoferują mu pieniędzy, których Poeltl będzie oczekiwał.

Także ze względu na Sochana, który podobnie jak austriacki środkowy ma swoje ofensywne ograniczenia?

Też, choć w mniejszym stopniu. Poeltl ma już po prostu 27 lat – nie pasuje do trzonu drużyny pod względem wieku. Nowi Spurs mają się budować wokół młodszych graczy, m.in. Sochana właśnie. Jakob jest gotowy do tego, by walczyć w NBA o wyższe cele. Spurs nie. Sądzę, że w lutym znajdzie się drużyna z ambicjami, która postanowi zainwestować w Poeltla – zapłaci za prawo do podpisania z nim latem nowej umowy Spurs jakimiś wyborami w drafcie i umowami – wygasającymi, lub należącymi do młodszych graczy.

Jeśli Poeltl odejdzie, Spurs staną się jeszcze słabsi. Jak nisko – wyrażając to liczbą spodziewanych zwycięstw – mogą upaść w nadchodzącym sezonie?

Nie mam gotowej liczby, ale spodziewam się, że będą wygrywać naprawdę rzadko. Chyba, że Pop nas znowu zaskoczy. Kto wie? To wyjątkowy facet.

Po tym sezonie wygasa mu kontrakt. Myślisz, że to jego ostatni taniec?

Nie mam bladego pojęcia. I chyba nikt w klubie nie ma. Wiem jedno – Popovich naprawdę wciąż kocha to, co robi. Widzę podczas treningów i sparingów wciąż ogień z jego oczach. Ewidentnie pogodził się z faktem, że nie buduje w tym momencie drużyny po to, by samemu walczyć z nią o tytuł. Za ambicję stawia sobie stworzenie podwalin pod to, by jego następca mógł już po jego odejściu walczyć o mistrzostwo. Ale czy odejdzie już po tym sezonie – tego nie wie nikt. Być może nawet on sam.

W drużynie Spurs zagra w tym sezonie trzech zawodników wybranych w pierwszej rundzie draftu – obok Sochana także jego rówieśnicy – 19-letni rozgrywający Blake Wesley oraz Malaki Branham. Polak ze względu na wyższy numer w drafcie jest traktowany szczególnie, czy obowiązuje zasada „wszystkim po równo”?

Nie ma mowy, Spurs często akcentują, że Sochan był ich najwyżej wybranym graczem w drafcie od czasu Tima Duncana. Jeśli ktoś myśli, że to jedynie marketingowy chwyt, jest w błędzie. Jeremy ma być przyszłością klubu i z tej trójki jest traktowany nieco inaczej. Zreszta, już sam fakt, że Popovich najpewniej zdecyduje się go wrzucić od razu do pierwszej piątki jest znaczący. Niby łatwiej mu podjąć taką decyzję, biorąc pod uwagę ogólne plany Spurs względem tego sezonu, ale wciąż – Pop wstawiający do gry w starting 5 debiutanta? To jest naprawdę coś. Nawet Kawhi Leonard rozpoczynał karierę, wchodząc do gry z ławki. Ba, wszyscy pamiętają, że Tony Parker „od razu”, mając 19 lat – czyli tyle co teraz Sochan – wszedł do pierwszej piątki Spurs i został w niej na kolejnych 15 lat. A to nieprawda. Nawet Francuz kilka pierwszych spotkań rozpoczynał z ławki. Zresztą, nie tylko dla Popovicha Jeremy jest oczkiem w głowie. Bardzo dba o niego także Manu Ginobili, który pracuje w klubie jako specjalny konsultant.

Rozmawiałeś z Argentyńczykiem o perspektywach, które widzi przed Sochanem?

Akurat z Manu nie. Ale ostatnio dłużej rozmawiałem na ten temat z Seanem Elliottem, który w 1999 roku zdobywał ze Spurs pierwsze mistrzostwo, a od lat jest komentatorem ich meczów w telewizji. Stanowczo protestuje przeciwko porównaniom Sochana z Rodmanem. Jeremy bardziej przypomina mu połączenie Draymonda Greena z młodym, szczupłym Borisem Diawa. I ja się z nim zgadzam.

Największym problemem polskiego koszykarza jest skuteczność. Polak pudłuje – w pierwszych czterech sparingach trafił tylko 6 z 22 rzutów. Czy Spurs są tym zmartwieni?

Nie, są przekonani, że Jeremy zacznie – w bliższej lub nieco dalszej przyszłości – trafiać 30-35 procent trójek. A to jest taki poziom, przy którym rywale nie będą już mogli zostawiać go bez obrońcy na obwodzie. On sam oczywiście, farbując włosy, napędza te porównania z Rodmanem, ale Dennis potrafił na boisku tylko jedno – zbierać. No dobra, jeszcze świetnie bronił. Ale na tym jego atuty się kończyły. Sochan sprawia wrażenie gracza, który może robić więcej. Zdecydowanie więcej. Świetnie kozłuje, sporo widzi, potrafi podać w tempo, potrafi poświęcić swój rzut, widząc lepiej ustawionego kolegę. a do tego twardo się bije w obronie na obwodzie, dobrze zbiera i blokuje. Ma wszystko. Oprócz rzutu. Jeszcze.

Kiedy Spurs mogą wrócić do walki o wyższe cele?

2-3 lata muszą upłynąć. Najważniejsze, by wyrwali się z tego marazmu, w którym zanurzyli się w ostatnich latach. San Antonio to zbyt mały rynek, by zespół mógł tkwić w przeciętności na dłuższą metę. Nie ma tu wystarczającej liczby sponsorów. Spurs, chcąc sobie dobrze radzić również pod względem finansowym, muszą się bić o wyższe cele. W obecnej kondycji sportowej ich sytuacja nie do końca komfortowa.

Ostatnio Spurs szukali firmy, która chciałaby zmienić AT&T w roli sponsora tytularnego hali. Nie znaleźli chętnego. To są te przykre realia bycia średniakiem w NBA, prowadząc klub w niewielkim mieście?

Dokładnie. Ostatecznie, wobec braku chętnych, hala zachowała dotychczasową nazwę. Ale ta historia pokazała dobitnie, że Spurs po kilku latach przeciętniactwa wylądowali na mieliźnie.

Zrobiło się pesymistycznie, to może przynajmniej na koniec rozmowy wróćmy na moment do chwil wielkiej chwały Spurs. Obserwowałeś z bliska jak zdobywali pięć tytułów mistrzowskich, tworząc najbardziej osobliwą dynastię w historii NBA. Taką, która nigdy nie obroniła tytułu, ale w pełni na miano dynastii zasłużyła. Masz jakieś ulubione wspomnienie?

Tak naprawdę wszystkie, które kojarzą mi się z Manu Ginobilim. Wiem, że wszyscy zawsze uważali Spurs za zespół Tima Duncana prowadzony przez Gregga Popovicha, którego mózgiem na parkiecie był Tony Parker, ale dla mnie to była zawsze ekipa Ginobiliego. Bez niego niczego wielkiego by nie osiągnęli. To nie przypadek, że właśnie Manu po zakończeniu kariery został tak blisko drużyny i wciąż jej pomaga. Na całe szczęście – dla Sochana i innych młodych graczy.

No dobrze, a który tytuł mistrzowski Spurs sprawił ci najwięcej radości?

Ten z 2005 roku. Finał z broniącymi wówczas mistrzostwa Detroit Pistons. był niesamowity. Widziałem na żywo pewnie tysiące meczów koszykówki, ale gdybym miał wybrać jeden, który szczególnie utkwił mi w pamięci, byłoby to spotkanie nr 5 tamtych finałów. Ta cisza w hali Pistons po ostatnim rzucie Roberta Horry’ego – słyszę ją do dziś

1 komentarz

Sochan na ustach wszystkich, bije kolejne rekordy - SuperBasket 29 października, 2022 - 08:04 - 08:04

[…] – Hej, wiedzieliśmy, że wasz Jeremy ma mnóstwo talentu, ale – prawdę powiedziawszy – nie sądziliśmy, że będzie tak dobry, tak szybko – napisał nam po meczu z Bulls Tom Orsborn, z którym o dużej roli szykowanej dla Sochana przez Spurs rozmawialiśmy przed rozpoczęciem sezonu. […]

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet