Strona główna » Tomasik: Miłoszewski to piekielnie dobry trener. Piękny manipulator!
PLK

Tomasik: Miłoszewski to piekielnie dobry trener. Piękny manipulator!

1 komentarz
To mogły być tak naprawdę dwa najlepsze mecze we wciąż młodej karierze pierwszego trenera w wykonaniu Arkadiusza Miłoszewskiego. Choć King, grając co najwyżej przeciętnie, nie miał prawa po nich prowadzić 2:0 z Legią, to jednak – prowadzi! Jakim cudem? Trener mistrzów Polski podjął genialną decyzję, dorzucając też kilka cegieł do budowanego w szatni Kinga syndromu oblężonej twierdzy. Imponująco sprawnie!

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

Kiedyś już to napisałem, ale ponieważ w sobotę w tym przekonaniu się jedynie mocno utwierdziłem, to – jakby ktoś zapomniał – powtórzę: Arkadiusz Miłoszewski świetnym trenerem jest!

Jak duże trzeba mieć trenerskie jaja, by podjąć taką decyzję jak on w końcówce meczu nr 2 z Legią? Cytując wiadomego klasyka polskiego basketu, który naszą kadrę doprowadził do półfinału EuroBasketu – jak arbuzy! Ta decyzja trenera Miłoszewskiego odmieniła losy meczu, a więc potencjalnie także serii i potencjalnie całego sezonu Kinga.

Jak krok po kroku wyglądał proces jej podejmowania?

King przegrywa 66:69. Nieco ponad dwie minuty przed końcem meczu na linię rzutów wolnych zmierza Christian Vital. W tym samym czasie do stojącego przy ławce Miłoszewskiego zmierza Andrzej Mazurczak. Wymiana uwag trwa kilkanaście sekund. W końcu – zapada decyzja.

Trener mistrza Polski w porozumieniu z liderem zespołu decyduje się posadzić na ławce Darryla Woodsona. To najpewniejszy strzelec drużyny, którzy rzutami za 3 wygrał w tym sezonie Kingowi niejeden mecz. Ba, dwa dni wcześniej w pierwszym ćwierćfinałowym właśnie on trudnym trafieniem z dystansu doprowadził do remisu, wieńcząc drogę powrotną Kinga z dalekiej (13-punktowa strata w trzeciej kwarcie) podróży.

Miłoszewski podejmuje ryzyko, choć King ma przed sobą wizję konieczności odrobienia pięciu punktów w ciągu dwóch minut – zakładając, że Vital (86-procentowy wykonawca rzutów wolnych) trafi dwa razy. Miłoszewski z Mazurczakiem podejmują ryzyko, choć atak im kuleje – w ciągu pierwszych ośmiu minut czwartej kwarty King zdołał uciułać zaledwie 14 punktów.

Następuje szybka sekwencja kolejnych wydarzeń:

– Vital pudłuje pierwszy rzut, trafiając kolejny (66:70), dzięki czemu trener Kinga może wymienić Woodsona na Przemysława Żołnierewicza

Michal Kyser trafia rzut z półdystansu (68:70)

– Żołnierewicz fauluje Tyrana De Lattibeaudiere (71-procentowy wykonawca rzutów wolnych), który pudłuje jeden z rzutów wolnych (68:71)

– Mazurczak tuż przed końcem na pierwszy rzut oka niespecjalnie klejącej się akcji Kinga odrzuca piłkę na obwód do Żołnierewicza, który wykorzystując spóźnioną reakcję defensywną Vitala wykonuje na nim akcję 2+ (70:71)

– Żołnierewicz pudłuje dodatkowy rzut wolny, lecz piłkę zbiera Kyser i oddaje do Mazurczaka, który niemal momentalnie wykonuje akcję 2+1 (73:71)

W duży skrócie, upraszczając – trafionym rzutem z gry oraz spudłowanym wolnym Żołnierewicz w ciągu kilku sekund przkłada rękę do pięciu punktów Kinga. To decydujący moment meczu. W ciągu ostatnich dwóch minut King z Żołnierewiczem zamiast Woodsona zdobywa tyle samo punktów co we wcześniejszych ośmiu czwartej kwarty – 14.

2:0!

To był ten sam Żołnierewicz, który powszechnie został uznany za jedno z większych rozczarowań sezonu zasadniczego PLK – tak za grę w Arce, jak i w Kingu. Ten sam koszykarz, który w trakcie ostatnich 12 miesięcy oddalił się od wymarzonego wyjazdu do ligi zagranicznej. A decyzję o tym, by postawić na niego w kluczowym momencie podjął ten sam Miłoszewski, który w przedostatnim meczu sezonu zasadniczego wpuścił Żołnierewicza na boisko raptem na pięć minut i 39 sekund.

Ale playoff to nowy sezon, patrząc na tamte fakty z jego perspektywy – to już tylko mało znacząca przeszłość! Po drugim meczu z Legią podczas konferencji prasowej trener Kinga stanął jednak w obronie swojego podopiecznego, który chwilę wcześniej pomógł drużynie uratować zwycięstwo.

Nie trzeba być detektywem, żeby wywnioskować, że – choć trener Miłoszewski nie wywołał mnie z nazwiska – musiał mieć na myśli ten artykuł. Tylko winni się tłumaczą, więc kompletnie nie zamierzam. Każdy niezorientowany może się zapoznać z kilkoma akapitami poświęconymi Żołnierowiczowi i samemu Kingowi. Pod każdym wciąż się podpisuję.Także pod tym, że w playoff możemy ujrzeć lepszego Żołnierewicza!

Żeby była jasność – jestem przekonany, że Arkadiusz Miłoszewski w tym przypadku z pełną premedytacją dopuścił się manipulacji. Jakże pięknej! Nie wierzę, po prostu nie wierzę, żeby – oglądając zazwyczaj puste krzesełka podczas konferencji prasowych w Szczecinie (po pierwszym meczu serii z Legią „skusił się” na nią jeden dziennikarz, dosłownie) – tak naprawdę uważał, że „za dużo tego było”, że za dużo w Polsce pisze się o problemach Przemysława Żołnierewicza czy niemocy koszykarskich mistrzów Polski we własnej hali. Bądźmy szczerzy, szczerość potrafi być wyzwalająca! – co do zasady o baskecie spod znaku PLK w Polsce „za dużo” się raczej nie pisze.

– Gdy słuchałem tego wywodu „Miłego” zastanawiałem się tylko nad jednym – jak polscy koszykarze czy trenerzy z PLK znosiliby presję i krytykę, gdyby nagle stali się piłkarzami czy szkoleniowcami w piłkarskiej Premiership – śmiał się wczoraj w rozmowie ze mną jeden z przedstawicieli drużyn walczących w playoff PLK o mistrzostwo Polski.

Ale ja nie wierzę, że Arkadiusz Miłoszewski powiedział to, co powiedział zupełnie serio. Gdy spojrzeć na jego PESEL, nie jest najmłodszym trenerem – z piątki z przodu nie zrobisz ponownie czwórki. Mentalnie trener Kinga, znajdując się wciąż na początku samodzielnej pracy, sprawia jednak wrażenie trenera o kilkanaście lat młodszego. A także takiego, który do pracy potrafi – i na dodatek lubi! – wykorzystywać czynniki zewnętrzne, również media.

– To boli, ale i mobilizuje. Piszmy dalej, że Żołnierewicz i King to są porażki sezonu! – nawoływał w sobotę na koniec swojej tyrady.

Pamiętacie jak rok temu przed i w trakcie playoff trener Kinga całkiem skutecznie budował narrację, że w jego zespół nikt nie wierzy, choć przykładowo – tuż przed playoff w naszym power rankingu szczecinianie wylądowali na pierwszym miejscu? Poskutkowało. Syndrom oblężonej twierdzy – z pomocą Mazurczaka, rzecz jasna – pomógł Miłoszewskiemu zbudować świetną, zgraną paczkę ludzi w szatni. To też, oprócz znakomicie dobranego składu (fantastyczne wiosenne uzupełnienie Aleksem Hamiltonem!) dało Kingowi później historyczny sukces.

Obecnie Miłoszewski to już szczwany lis. Trener z mistrzowskim doświadczeniem. Zdaje sobie sprawę z tego, że tym razem gorzej trafił z transferami (Matt Mobley), więc dopuszcza się kolejnych manipulacji. Przed serią wmawiał wszystkim, że w w awans Kinga wierzy jedynie 25 proc. osób. Teraz próbuje dodatkowo zmobilizować Żołnierewicza, a znajdując/wskazując wroga poza szatnią – choćby i „hejtującego” dziennikarza – próbować scalić wciąż nieszczególnie imponujący pod względem sportowym zespół. Czasami chemię w zespole budować trzeba miesiącami. Ale bywa i tak, że udaje się ją zbudować momentalnie.

Najlepszych trenerów poznaje się po tym, że w kluczowych momentach sezonu potrafią wyrwać zespół z marazmu i zacząć z nim wy(g)rywać kolejne mecze. Bez względu na styl i to, co się o nich mówi na zewnątrz. 

Czy już gdzieś o tym przed rozpoczęciem playoff pisałem? Arkadiusz Miłoszewski właśnie zaczął to robić.

Czapki z głów!

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

1 komentarz

Marek 7 maja, 2024 - 19:03 - 19:03

Taka laurka dla Kinga ten artykół 😀

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet