Strona główna » Nowojorczyk w Opolu: Trener Skibniewski zrobił coś niesamowitego!

Nowojorczyk w Opolu: Trener Skibniewski zrobił coś niesamowitego!

0 komentarz
Pochodzi z Queens i nosi imię oraz nazwisko legendy nowojorskiej koszykówki ulicznej. Sam w tym sezonie rozpoczął zawodową karierę w Europie. Kareem Reid w barwach pierwszoligowca z Opola spisuje się na tyle dobrze, że odrzucił już w tym sezonie oferty z klubów zagranicznych. W zbliżającej się rundzie playoff zamierza ze swoimi kolegami z zespołu sprawić niejedną niespodziankę.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Aleksandra Samborska: Sezon zasadniczy w Bank Pekao S.A. 1 Lidze Mężczyzn powoli dobiega końca, masz już pełny obraz zaplecza naszej ekstraklasy. Czy to dobre miejsce na start zawodowej kariery?

Kareem Reid: Tak czuję. To dobre miejsce, by się jej nauczyć, szczególnie, gdy prowadzą cię ludzie, którzy sami mieli do czynienia z profesjonalnym graniem i wiedzą, jakie problemy może stwarzać europejski basket dla młodego chłopaka ze Stanów. W barwach rywali występują inni Amerykanie, którzy poziomem nie odstają od przeciwników, z którymi mierzyłem się w szkole. Jestem tu pierwszoroczniakiem. Moim podstawowym celem na treningach jest ciągły rozwój. 

Dużo masz tej nauki? 

Na pewno z trenerami i kolegami z drużyny trochę pracy musieliśmy włożyć w w to, by moje przemieszczanie się pod koszem lub pod kosz nie było gwizdane jako błąd kroków. Druga sprawa to oczywiście faule. W obronie trzeba naprawdę uważać.  

Cały sztab szkoleniowy i wszyscy pozostali zawodnicy Weegree AZS Politechnika Opolskiej to Polacy. Adaptacja w europejskiej ekipie, podobnie jak w koszykówce spod znaku FIBA, pewnie też zajęła ci trochę czasu…

Początek był trudny. Znalazłem się w grupie ludzi, których pierwszym językiem nie jest mój język, do tego jest tu inne jedzenie, panuje odmienny klimat. Z każdym kolejnym tygodniem było jednak coraz lepiej. Kurczak, ryż, czy warzywa smakowały coraz bardziej, zupełnie jak w domu, a pierogi okazały się smacznym urozmaiceniem. 

Niesamowitą rzecz zrobił też trener Robert Skibniewski, który od samego początku dawał mi duże wsparcie. W zasadzie to nigdy nie słyszałem, żeby trener w Europie zrobił dla swojego zawodnika zza oceanu coś takiego. Mój obecny trener kontaktował się z moimi uniwersyteckimi i wspólnie stworzyli video, które miało za zadanie mnie pozytywnie doładować. Wyszło im to niesamowicie i… zadziałało!

Chłopaki w drużynie przeszli na angielski. Rozmawiając, dostosowują się do mnie, gdy idziemy coś zjeść czy wychodzimy na kręgle. Na treningach i podczas meczów dominującym językiem również jest angielski. 

To jest ekipa na zajmowane przez was obecnie czwarte miejsce w tabeli, czy opolskie aspiracje sięgają jednak ciut wyżej?

Ambicje mamy takie, by skończyć rozgrywki najwyżej jak się tylko da. Trener Skibniewski jeszcze przed ich inauguracją nazywał nas underdogami. Mówił, że musimy skupić się na tym, żeby grać mądrze i tego się trzymamy. Widzimy, jaki postęp zrobiliśmy od początku sezonu, ale wiemy, że mamy jeszcze też sporo miejsca na poprawę.

Co rozumiecie przez mądre granie?

Koszykarski sposób myślenia naszego trenera. On wie, że każdy młody zawodnik chciałby być tym gościem, który bryluje w punktowych statystykach drużyny, ale profesjonalne można grać tylko jako drużyna. To ona wygrywa i przegrywa mecze, a nie indywudialności. W Stanach, niezależnie od poziomu, wygląda to trochę inaczej – pojedynczy zawodnicy aspirują w dużej mierze do tego, by zamknąć mecz, bijąc indywidualne osiągnięcia kogoś innego i to ich napędza. Jasne, tu i tu gramy w basket, ale w Europie twoim głównym atutem jest twój team.

Trener przypomina nam też, że sukces jednego zawodnika to sukces całej drużyny i na odwrót – to jak zdobywamy punkty wynika z tego, jak się ustawiamy. Jedna zagrywka nie jest rozpisana na jednego zawodnika, każdy w niej uwzględniony ma pracę do wykonania. W naszych setach uwzględniamy przewagi, podejmujemy grę 1 na 1, a jeśli jest ku temu dobra sposobność – przerzucamy piłkę i finalną odpowiedzialność przy podwojeniach, ale wszystko to dzieje się z uwzględnieniem boiskowej sytuacji całej drużyny.

Mądre granie przynosi efekty – jesteście najlepszą ofensywą pierwszej ligi, w dużej mierze także dzięki twoim widowiskowym akcjom. Jak mocno pomaga ci ogromny zasięg ramion?

Bardzo. To atut, który mam od dziecka (śmiech). Ostatni raz, gdy mierzyłem wynosił ponad 7 stóp (ok. 213 cm. – przyp. red.). Atletyzm i uwarunkowania ciała poprowadziły mnie na drogę, którą wcześniej przecierał mój starszy brat. 

Masz koszykarskie rodzeństwo?

Jest nas piątka, trzech starszych braci i dwie siostry. Jeden z braci do niedawna grał zawodowo w koszykówkę, poprzedni sezon zakończył w Armenii. To on zachęcał mnie do regularnego trenowania, ciągał mnie od małego za sobą na boisko… 

Tych w twoim rodzinnym Nowym Jorku nie brakuje… Lubisz swoje miasto?

Bardzo, drugiego takiego nie ma. Moi rodzice wyemigrowali do NYC z Jamajki. Dla turystów to na pewno musi być coś wielkiego, te wszystkie sklepy na Manhattanie, parki, wakacyjne odwiedziny. Moim zdaniem to się nie ma prawa znudzić – w końcu to miasto, które nigdy nie śpi. 

Urodziłem się i wychowałem na Queensie. To nauczyło mnie, jak odnajdywać się w nowych miejscach – wiem, że zawsze trzeba zachować czujność. Ciężko wytłumaczyć Nowy Jork z perspektywy nowojorczyka. To trzeba czuć. Big Apple to jedyne takie miejsce, ale prawdziwy Nowy Jork znają tak naprawdę tylko jego mieszkańcy. Oczywiście, nie brakuje klimatu hip-hopowych teledysków, szczególnie latem, gdy mamy mnóstwo streetballowych turniejów i jest gorąco – dosłownie i w przenośni (śmiech). Najlepsze miejsca do gry to moim zdaniem parki Dyckman i Rucker, nie brakuje w nich świateł i kibiców. Warto to sprawdzić. Choć należy pamiętać, że wakacyjna koszykówka uliczna to odrębna dyscyplina sportu. (śmiech)

Jak nowojorczykowi podoba się Opole? 

Przypomina mi trochę amerykańskie miasta uniwersyteckie, choć ma pewnie trochę większą liczbę miejsc na aktywne spędzanie wolnego czasu niż moje akademickie Boiling Springs w Północnej Karolinie, gdzie siedzibę ma Uniwersytet Gardner–Webb, który ukończyłem. 

To była dobra szkoła?

Nasz trener zawsze zwracał uwagę, żebyśmy w okresie przygotowawczym rywalizowali z drużynami z czołowej dywizji NCAA. Nasza uczelnia zadebiutowała w turnieju March Madness w 2019 roku. Gdy ja występowałem w barwach Gardner-Webb, udało nam się pokonać kilka uznanych szkół spoza naszej konferencji. To dobre wspomnienia, bo lubię koszykówkę akademicką. Na pewno będę oglądał najbliższy turniej. 

Zanim ruszy March Madness, zagracie we Wrocławiu z WKK. Jakie nastroje panują wśród opolskich Akademików przed tą potyczką?

Zwycięstwo w meczu z Poznaniem wyszarpaliśmy w końcówce, dlatego zanim zaczęliśmy przygotowania do WKK przeanalizowaliśmy na wideo nasze ostatnie spotkanie. W pierwszej rundzie z WKK u siebie odnotowaliśmy wysokie zwycięstwo, więc plan jest prosty: podtrzymać zwycięską passę. Jesteśmy młodą, zgraną grupą, mamy różne osobowości, ale trzymamy się razem jako drużyna. Koszykówka zbliża ludzi, to widać i po nas i po naszej grze. 

To z drużyną z Opola zakończysz sezon 2023/2024? Słyszałam, że w trakcie tego sezonu otrzymywałeś już oferty od drużyn spoza naszego kraju…

Tak było, ale po konsultacjach z bratem i rodzinnej naradzie uznaliśmy, że najlepszą opcją będzie dla mnie zostać w Polsce i skończyć to, co zaczęliśmy w Opolu. To naprawdę ciekawy pierwszy rozdział mojej koszykarskiej, zawodowej historii. 

Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet