Strona główna » Patrick Anderson – GOAT koszykówki na wózkach

Patrick Anderson – GOAT koszykówki na wózkach

0 komentarz
Patrick Anderson? “Nie znam” – pomyśli zapewne większość czytelników. A szkoda. Wielu obserwatorów koszykówki na wózkach określa go mianem Michaela Jordana tej dyscypliny. Kanadyjczyk pięciokrotnie startował w Igrzyskach Olimpijskich, przywożąc z nich trzy złota i jedno srebro.

Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>.

Ojciec, muzyk i sportowiec w jednej osoobie. Na wymienianie jego indywidualnych i klubowych osiągnieć nie starczy tu miejsca. 

Zanim zabierzecie się do lektury, polecam dwa filmy, które świetnie przedstawiają Andersona. Jeśli macie czas na małą kawę, zerknijcie, jakimi niesamowitym talentem i umiejętnościami dysponuje Kanadyjczyk:

.

Szukając dobrego dokumentu na wieczór, warto sięgnąć po tę pozycję, w której ukazana jest cała historia zawodnika, od czasów wypadku w dzieciństwie, przez zniechęcenie sukcesami, po życie wraz z rodziną w Nowym Jorku i powrót do kadry w roli mentora:

Z Patrickiem rozmawiamy o możliwościach rozwoju koszykówki na wózkach w Polsce, stereotypach, zniechęceniu, motywacji i NBA. Zapraszam.

Grzegorz Szklarczuk: Polska liga koszykówki na wózkach jest ligą amatorską – zawodnicy nie zarabiają, zainteresowanie kibiców jest niewielkie. Od czego Twoim zdaniem trzeba zacząć, by to zmienić?

To z pewnością wymagające i długotrwałe zadanie. Nie uważam, że z dnia na dzień można przejść na zawodowstwo.  Profesjonalne kluby i ligi buduje się powoli, z czasem, cegła po cegle. 20 lat temu grałem dla RSV Lahn-Dill, jednego z najlepiej prowadzonych klubów w Europie, zarówno pod względem finansowym, jak i zainteresowania fanów.  Ich historia zaczęła się od 20 kibiców i jednego sponsora, potem było 50 fanów i trzech sponsorów. Kilka lat później mieli już 200 kibiców i 5 sponsorów.  I tak dalej. To jest wyzwanie na poziomie klubowym. 

Z kolei, kiedy bierzemy pod uwagę ligę jako całość, wówczas dochodzi kwestia koordynacji i skutecznego zarządu, sprawnie łączącego w całość interesy poszczególnych drużyn. 

Drugi problem to znalezienie chętnych do gry. Jak to wygląda w Kanadzie? Czy istnieją specjalne programy zachęcające ludzi do gry w koszykówkę na wózkach?

W Kanadzie nie mamy jednego sposobu na znalezienie nowych zawodników. Wprowadzamy koszykówkę na wózkach do szkół, jesteśmy obecni w szpitalach rehabilitacyjnych. Zapraszamy zawodników z doświadczeniem w koszykówce bieganej, którzy doznali urazu dolnej części ciała, który zmniejszył ich zdolność do aktywności fizycznej. Widząc osobę po amputacji idącą przez centrum handlowe, zatrzymuję ją, aby zapytać czy kiedykolwiek próbowała grać w koszykówkę na wózku.

Szczególnym wyzwaniem jest przekonanie niektórych ludzi, że wózek inwalidzki nie musi być synonimem końca czy porażki.  Może równie dobrze być początkiem czegoś dobrego.  Świetnie ilustruje to historia Nicka Goncina z Team Canada.  Osoba, która go werbowała wykazała się sporą wytrwałością, mimo że Nik nie był zbyt entuzjastycznie nastawiony do uprawiania sportu na wózku. Teraz jest jednym z najlepszych koszykarzy paraolimpijskich na świecie.  Potrzeba było jednak sporo czasu i rozmów, by zmienić jego perspektywę. 

Patrick Anderson / fot. Wheelchair Basketball Canada

Jak zaczęła się twoja przygoda z basketem. Czy jako dziecko nie interesowałeś się koszykówką, czy tylko hokejem na lodzie, który obsesyjnie trenowałeś? Czy w ogóle oglądasz koszykówkę, np. z NBA? 

Tak, śledzę NBA. Jestem fanem Stepha, Raptors i Knicks, chyba właśnie w tym układzie.  Choć obecnie gram w NWBA z NY Rolling Knicks, więc może powinienem zmienić kolejność!

Mówi się, że koszykówka na wózkach jest najbardziej widowiskową dyscypliną wśród sportów paraolimpijskich. Czy zgadzasz się z tą opinią? Co sprawia, że ten sport jest wyjątkowy?

Szczerze mówiąc, byłem na pięciu paraolimpiadach, ale nie widziałem na żywo wielu innych sportów.  Zawsze jesteśmy zbyt zajęci i zbyt zmęczeni swoimi obowiązkami. Uważam, że nie trzeba robić żadnych porównań, żeby stwierdzić, że to spektakularna dyscyplina.  To, co czyni go wyjątkowym, to fakt, że łączy sport, który świat kocha i rozumie, czyli koszykówkę, z czymś, co dla większości ludzi jest z kosmosu, czyli ludźmi na wózkach inwalidzkich zderzającymi się ze sobą, upadającymi, przechylającymi się, skaczącymi.  To sportowa i nieco szalona mieszanka tego, co znane i nieznane.

W takim razie, jaki jest największy stereotyp wynikający z tego niezrozumienia, jaki w życiu usłyszałeś na temat koszykówki na wózkach?

…że jest przeznaczona dla osób niepełnosprawnych. Uważam, że jest dla każdego, kto odważy się zagrać. 

Odwaga jest z pewnością istotna, ale także i tobie zdarzyło się utracić motywację do dalszego uprawiania sportu. Co pozwoliło ci ją na nowo odbudować? 

Różne rzeczy, w różnym czasie.  Ostatnio zacząłem grać w małym wózku – 5″. Jest krótszy, ma mniejsze koła, większy kąt ich nachylenia.  W zasadzie zrezygnowałem z wysokości i zasięgu, na rzecz szybkości.  Brzmi to jak niezbyt mądry pomysł na koszykówkę i na pewnym poziomie pewnie tak właśnie jest.  Zmiana sprawiła jednak, że gra znów jest dla mnie zabawą i choć zabrała mi niektóre możliwości na boisku, to otworzyła inne.  Odkrywanie nowych rzeczy jest dla mnie sporym źródłem radochy i zarazem motywacji.

Czy w takim razie możesz dziś opisać siebie jako osobę spełnioną? W koszykówce, jak i w życiu?

Nie wiem, czy spełniony to właściwe określenie w moim kontekście. Z pewnością mam jasno określony cel – naśladować Jezusa i być błogosławieństwem, a nie przekleństwem dla moich przyjaciół i rodziny – to wystarczy. Można powiedzieć, że lubię wyzwania.

Wielu koszykarzy, także w Polsce, stawia cię za wzór do naśladowania. Masz jakieś rady, które można przekazać młodszym zawodnikom?

Zbuduj podstawy, pogłębiaj podstawy, rozszerzaj podstawy, doprowadź je do perfekcji.  Wszystko, co robię, opiera się na fundamencie położonym cierpliwie przez czas przez wspaniałych trenerów i robotę, którą wykonałem. Pracuj więc ciężko, stawiaj sobie wyzwania i bądź cierpliwy. Sam proces doskonalenia może być źródłem radości.

A jak to jest dziś w twoim przypadku, trening jest bardziej obowiązkiem czy przyjemnością?

Podnoszenie ciężarów i siłownia to w 100% obowiązek, 0% przyjemności.  Ale trening na parkiecie – rzuty, podania, operowanie piłką, nawet przepychanki z przeciwnikami – to przynosi mi więcej przyjemności niż bólu, nawet gdy w rzeczywistości potrafi być bolesne.

Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet