W tym sezonie Zastal już tak naprawdę wystawił oszczędnościowy skład, reagując w końcu na problemy finansowe klubu. Pierwsze mecze, zwłaszcza ten we Włocławku, wyglądały fatalnie, ale po kilku tygodniach i uzupełnieniu składu widać, że w Zielonej Górze będzie drużyna, którą można z zaciekawieniem obserwować.
Pierwsze 30 minut niedzielnego meczu należało do ekipy Jacka Winnickiego, co było niejakim zaskoczeniem – nieobecny rozgrywający Joe Chealey to najlepszy gracz tej drużyny, brakowało też Kacpra Radwańskiego. MKS wygrał jednak pierwszą połowę 49:39 i prowadził jeszcze na 7 minut przed końcem meczu.
W decydujących momentach gościom zabrakło atutów w ataku. Punktujący wcześniej na luzie Alonzo Verge (27 pkt.) stracił głowę i szansę gry w końcówce po serii niemądrych fauli. MKS – to zasługa Zastalu – nie potrafił też wypracować pozycji innemu kluczowemu graczowi, Trevorovi Bluiettowi. W ostatniej kwarcie goście z trudem zdobyli zaledwie 16 punktów.
Przełom w końcówce należał Bryce’a Alforda, gracza może z wyglądu niepozornego, ale potrafiącego cwaniacko zdobywać punkty i wymuszać faule. Nowy gracz Zastalu zdobył 22 punkty i miał 4 asysty, pasuje do zespołu Olivera Vidina, w którym drugi z Amerykanów, Kareem Brewton jest bardziej zorientowany na grę w obronie. Pod koszami rządził, rzetelny do bólu, Alan Hadzibegović (21 punktów, 16 zbiórek), a kilkoma efektownymi akcjami popisywali się bracia Jan i Szymon Wójcikowie.
Zastal po trzech pierwszych porażkach, wygrał dwa mecze z niżej notowanymi zespołami i widać, że bliżej mu będzie do środka tabeli niż walki o utrzymanie. MKS (1-3) miał trudny terminarz i problemy ze zdrowiem, trzeba jeszcze się trochę wstrzymać z ocenami.