Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Najważniejsze pytania przed rozpoczęciem serii Trefl – MKS – czytaj TUTAJ
Aleksandra Samborska: W przedostatnim meczu rundy zasadniczej ze Śląskiem zabrakło ciebie, a w czwartej kwarcie także kolegów, którzy spadli za faule. A czego zabrakło koszykarzom Trefla w meczu 30. kolejki z Kingiem? Motywacji?
Benedek Varadi: Wiedzieliśmy, że King przyjedzie walczyć o przewagę parkietu w ćwierćfinale, ale mimo tego koncentracji, a co za tym idzie także obrony, nam zabrakło. W ramach przygotowań do playoff obejrzeliśmy mecz z Kingiem. Daliśmy im zebrać za dużo piłek pod naszym koszem, w defensywie faktycznie mieliśmy duże braki, więc siłą rzeczy nie mogliśmy złapać też rytmu w ataku. To wszystko nie usprawiedliwia jednak tak wysokiego wyniku. Daliśmy sobie rzucić w domu ponad 90 punktów.
Tymczasem do ERGO ARENY zmierza już rywal, który średnio w sezonie zasadniczym w każdym meczu zdobywał po ponad 90 punktów. Oba mecze z MKS w tym sezonie wygraliście, ale to nie były dla was łatwe przeprawy. Ten ich entuzjastyczny styl gry – run and gun – nie jest chyba najprzyjemniejszym do wybronienia?
Playoff to jak nowy sezon w trwającym sezonie. To jak ktoś grał przeciwko komuś wcześniej nie ma znaczenia, drużyny się przygotowują i będą próbowały zaskakiwać. Zaczynamy meczami w Sopocie. Naszym najważniejszym celem jest teraz wrócić do drużynowej obrony, którą zapewniliśmy sobie na teraz drugie miejsce w tabeli i nie rozpraszać się.
Nasz sztab trenerski intensywnie pracuje nad tym, żeby przygotować nas na ewentualne, rzutowe niespodzianki ze strony rywali. Z Taylerem Personsem rywalizowałem już na Węgrzech, graliśmy przeciwko sobie także ćwierćfinale i moje Falco pokonało jego drużynę 3:1. Doskonale więc wiem, jaką koszykówkę – podkręcającą tempo gry – będzie próbował nam narzucić. Przy takich mobilnych graczach, jakimi dysponuje MKS najważniejsze to nie dać im się rozpędzić. Ale to na pewno nie będzie łatwe.
Tayler Persons to statystycznie jeden z najlepszych rozgrywających w naszej lidze. Jest też w czołówce twojego rankingu playmakerów?
Nie mam takiego, choć wiem, że jakieś rankingi najlepszych po sezonie zasadniczym już się pojawiły (śmiech). Z mojej, a w zasadzie naszej jako zespołu, perspektywy trudno grało się przeciwko Aigarsowi Skele i Andrzejowi Mazurczakowi. W meczu o Puchar Polski kilka razy skarcił nas Loren Jackson. Różnice między poziomem rozegrania są moim zdaniem takie jak między małymi punktami w tabeli – niewielkie.
Trefl ma tę przewagę, że na zbliżonym poziomie posiada dwóch rozgrywających. Kuba Schenk dołączył do was w środku sezonu. Takie historie często zmieniają szatnię – nie zaburzyło to twojego rytmu pracy?
Odpowiednio wcześniej wiedzieliśmy, że dołączy do nas Kuba. Tak samo jak wiedzieliśmy, że dołączy do nas Geoffrey. To dwóch świetnych zawodników, którzy sportowo mogą nam tylko i wyłącznie pomóc. Role w drużynach zawsze się zmieniają, ale akceptacja takich zmian czyni nas profesjonalistami. Ale ciężko mówić o zaburzeniu rytmu pracy, skoro sezon zasadniczy zakończyliśmy na drugiej pozycji.
Z Kubą jako gracze jesteśmy moim zdaniem do siebie podobni. On doskonale zna polską ligę, poszczególnych graczy i ich uwarunkowania, więc dużo się komunikujemy. Obaj jesteśmy rozgrywającymi, którzy trzymają tempo, więc wymieniając się, nie zmieniamy funkcjonowania ataku naszej drużyny. Fakt, że głośne transfery w środku sezonu nie zmieniły nic wewnątrz drużyny to na pewno też zasługa trenera Tabaka, który wiedział jak dostroić do nas dwóch nowych, ważnych graczy. Gdy oni do nas dołączali, mówiliśmy jednym głosem, że to tylko wzmocni Trefla. Pozostajemy monolitem – koszykarze, trenerzy, pracownicy administracji i sztab medyczny. Cały czas pracujemy w jednym rytmie.
Trefl to wój drugi zagraniczny klub. Po wyjeździe z Węgier podpisałeś kontrakt z Rytasem Wilno. Wiem, że na Litwie oczekiwano od ciebie więcej, co tam poszło nie tak?
Po EuroBaskecie 2022 do drużyny klubowej dołączyłem trochę później. W Kolonii (Węgrzy grali podczas mistrzostw Europy z Niemcami, Francuzami, Słoweńcami, Litwinami i Bośniakami w tzw. grupie śmierci, Varadi na parkiecie spędzał średnio 17 minut, rzucając 6.3 pkt i rozdając 2.5 asysty – przyp. red.) wybiłem sobie palca. To był szalenie wymagający czas, ale do czasu tego urazu czułem się dobrze fizycznie. Po turnieju miałem kilka tygodni przerwy od treningów z piłką, żeby ręka mogła się zregenerować. Potem ciężko było mi złapać odpowiedni rytm.
To był mój pierwszy sezon poza Węgrami, co mentalnie, ale też fizycznie i taktycznie na pewno było dużym wyzwaniem. W Falco byłem podstawowym rozgrywającym, w ataku miałem raczej wolną rękę, dostosowanie się do systemu w znanym klubie na Litwie kosztowało trochę czasu. Po raz pierwszy znalazłem się w drużynie, w której jest 12 zawodników w rotacji i każdy ma tak wysokie umiejętności, że w meczu może rzucić kilkanaście punktów. Ten sezon wiele mnie nauczył i pozwolił ruszyć dalej. Bardzo rozwinąłem się jako koszykarz i jako człowiek. Żona wprawdzie kursowała między Litwą a Węgrami, ale tak na dobrą sprawę po raz pierwszy w życiu byliśmy z dala od rodziny i przyjaciół w zupełnie obcym kraju. Wiem jednak, że to nieodłączna część kariery koszykarza, jeśli chce się iść do przodu. W Lidze Mistrzów nie wyszliśmy z szesnastki, w LKL nie obroniliśmy tytułu, ale ja Litwę opuściłem koszykarsko bogatszy. Zawiązałem relacje na przyszłość i pojawiłem się w Treflu.
U nas proces adaptacyjny przebiegał chyba łatwiej, prawda? Przecież lengyel i magyar, czyli Polak i Węgier są skazani na sukces…
Tak, ta nasza więź istnieje zarówno w przekonaniach Polaków, jak i Węgrów. Kiedy rodzina przyjeżdża do nas do Trójmiasta, zachwyca się Polską jeszcze bardziej. Węgrzy nad morze jeżdżą przecież do Chorwacji, Polska to dla nich przede wszystkim Zakopane i Kraków, a tu patrzą na takie wakacyjne perełki!
W Sopocie czuję się świetnie. Liga jest arcyciekawa, zmusza do ciągłego wysiłku. Nie ma meczu, na który możesz pojechać nieprzygotowany. Wybierasz się do Łańcuta i wygrywasz dopiero w ostatnich akcjach, bo rywalizacja jest na tak zbliżonym poziomie. Przez to, że tyle drużyn walczyło o miejsce w playoff my już od kilku tygodni rozgrywaliśmy mecze z podobym ciężarem gatunkowym jak w fazie finałowej. Drużyny, poszczególni gracze – wszyscy mieli powody, dla których chcieli wypaść w nich jak najlepiej.
Swoje powody miało też w środę w Lidze Mistrzów piłkarzy ręcznych legendarne Vesprem, jednak twoi rodacy musieli uznać w ćwierćfinale wyższość duńskiego Aalborga. Który z narodowych sportów Węgrów jest ci najbliższy?
Jeśli mam wybierać między piłką ręczną a wodną to zdecydowanie wygrywa ta pierwsza. Jako rozgrywający lubię dużo widzieć, a fauli pod wodą nie ma jak wyłapać. Oczywiście, gdy piłkarze wodni grają na mistrzostwach świata czy igrzyskach, oglądam ich z całym krajem. Na żywo zdecydowanie bardziej podoba mi się jednak ręczna. Byłem nawet w Budapeszcie na meczu przy okazji ME dwa lata temu i muszę stwierdzić: to zdecydowanie bardziej kontaktowy i niebezpieczny sport niż moja koszykówka.
A masz szare dresy?
Gabor Kiraly też jest z Szombathely, więc to sprawa oczywista! Lubię piłkę nożną i klimaty kibicowskie, natomiast jeśli mam być zupełnie szczery to w czasie wolnym najchętniej patrzę na dwa zupełnie inne sporty.
Na które?
Na Formułę 1 i kolarstwo. Co do F1 to jestem na bieżąco, wymiatam w nią na playce, ale Grand Prix Węgier jeszcze przede mną. Jeżeli chodzi o kolarstwo to często oglądaliśmy te wyścigi w domu. Mój chrzestny zawsze śledził co się dzieje i mnie tym zaraził. Zaraz rusza Giro di Italia, emocje są jeszcze większe niż kiedyś, bo teraz jako nacja duże nadzieje wiążemy z Attilą Valterem. Sam też poza sezonem bardzo lubię jeździć na rowerze.
Póki co wycieczka rowerowa musi jednak trochę poczekać. Playoff w PLK rusza już 2 maja. Jakie są typy Benedeka Varadiego na pozostałe pary? Które drużyny awansują do półfinałów?
To jak wróżenie z fusów, ale stawiam na Anwil, Legię i Stal. W żadnej z tych serii nie będzie jednak 3-0.
A w przypadku Trefla?
My klasycznie nie wybiegamy w przyszłość dalej niż do końca najbliższego meczu, a ten przed nami w piątek wolny od pracy i to o dobrej godzinie. Dlatego po opalaniu i grillowaniu warto dać się namówić i przyjść na koszykówkę. Bardzo lubimy grać mecze, które w ERGO ARENIE gromadzą więcej kibiców. Mam nadzieję, że w tę Majówkę koszykówkę w wykonaniu Trefla polubią starzy i nowi kibice.
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie
Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>