W drużynie naszych południowych sąsiadów bohaterem został w sobotę Jakub Necas, choć już na początku drugiej kwarty złapał trzeci faul. Do połowy czwartej kwarty nasz zespół dosyć pewnie kontrolował swoją przewagę. Ba, na jej początku prowadził nawet 68:48. Wówczas wydawało się, że w tym meczu emocji się nie doczekamy.
Już poprzedni, przegrany przez Polaków 72:73 w dość kuriozalnych okolicznościach ćwierćfinałowy mecz ze Słoweńcami udowodnił jednak, że w koszykówce młodzieżowej stwierdzenia, że coś jest pewne używać po prostu nie należy. Nasi koszykarze za szybko uwierzyli w zwycięstwo, a Czesi wierzyli do końca. Necas (13 punktów w samej czwartej kwarcie) i spółka mozolnie odrabiali straty, co z każdą kolejną minutą wprawiło w coraz większe osłupienie nie tylko naszych zawodników, ale także kibiców zgromadzonych w hali.
Nie doczekaliśmy się odpowiedzi ze strony Polaków. Żadnej. Nie wiedzieć kiedy, zabrzmiała po prostu końcowa syrena, która po prostu zasygnalizowała zwycięstwo Czechów.
Po stronie Polaków świetnie grał wchodzący do gry z ławki Jakub Stupnicki (19 punktów i 4 asysty). Nie dość, że w początkowo dość apatycznej pierwszej kwarcie dał drużynie fajny impuls, to w następnych bardzo dobrze organizował grę oraz zdobywał punkty efektywnymi wjazdami i rzutami z dystansu. Niestety, jego także w końcówce meczu dopadła niesamowita, trudna do wytłumaczenia niemoc.
Ciekawym momentem spotkania była druga kwarta, w której Polacy odskoczyli na nawet osiemnaście punktów. Mimo wyraźnej przewagi Arkadiusz Miłoszewski mocno się wówczas denerwował, gdyż przez niezbyt mądre decyzję przewaga przestała rosnąć. Zupełnie jakby trener naszej drużyny przeczuwał, że skoro pojawia się możliwość zamknięcia losów zwycięstwa szybciej, to trzeba z niej skorzystać, bo później mogą pojawić się kłopoty…
Ważnym punktem zwrotnym było złapanie trzeciego faulu przez Necasa, po którym Czesi postawili strefę, ale ta bardzo długo była nieźle rozgrywana przez Polaków. Niestety, jak pokazała przyszłość – trener Miłoszewski czuł pismo nosem. O niesamowitym przebiegu spotkania najlepiej świadczy fakt, że Czesi wygrali mecz, popełniając przy tym aż dwadzieścia strat. Nie do pomyślenia, a jednak!
W niedzielę o godz. 18.30 Polacy rozegrają mecz o siódme miejsce z Hiszpanami. Niby, biorąc pod uwagę przedturniejowe zapowiedzi, także trenera Miłoszewskiego – sukces, nawet całkiem spory. Ale możemy mieć podejrzenie graniczące z pewnością, że schodząc po tym meczu z boiska Jakub Szumert, Anthony Wrzeszcz, Krzysztof Kempa i spółka będą po prostu wściekli. Bez względu na wynik trudno im się będzie dziwić. Tuż po zakończeniu ich meczu na boisko wyjdą finaliści mistrzostw Europy U-20: Francuzi oraz Słoweńcy.
Tak, ci sami Słoweńcy, których w czwartek Biało-czerwoni już przecież prawie, prawie, prawie pokonali – w sobotę bez większych problemów pokonali w 1/2 finału 91:79 Belgów. To przeklęte poczucie sukcesu z ogromną domieszką goryczy, która towarzyszy świadomości niewykorzystanej szansy…