STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>
Grzegorz Szybieniecki: Był wrzesień, październik – co w tym czasie robił trener Marek Łukomski i co myślał o Sokole Łańcut obserwując polską ekstraklasę?
Marek Łukomski: Po sezonie w Stargardzie nie miałem ofert trenowania ekip z PLK. Postanowiliśmy wspólnie z moją partnerką Martą, że skupimy się na budowie domu w Szczecinie, a w międzyczasie będę rozglądał się za pracą.
Obserwując ruchy Sokoła, obawiałem się, że to będzie bardzo trudny sezon dla beniaminka. Podobnie jak większość opinii publicznej, widziałem Sokół jako głównego kandydata do spadku. Po kilku tygodniach ligi wiadomo było, że do ostatniej kolejki będzie zażarta walka o utrzymanie ekstraklasy na Podkarpaciu.
Czyli była przerwa od koszykówki i drobne wakacje?
Nie podjąłem typowej pracy, ale działałem przy drugoligowym Ogniwie Szczecin, klubie, który założyliśmy w Szczecinie z przyjaciółmi przed sześcioma laty. Życie napisało taki scenariusz, że zasłużony trener Zbigniew Majcherek postanowił odejść na emeryturę i mieliśmy wakat na pozycji pierwszego trenera. Plan był taki, żebym pomógł trochę przy działalności klubu, w którym wszyscy udzielają się społecznie, a przy okazji zachować pewien rytm pracy trenerskiej, rutynę.
Dobrze się złożyło, bo do zespołu dołączyło wielu młodych, utalentowanych szczecińskich koszykarzy, którzy chcieli pracować. Dysponowałem doświadczonym Karolem Pytysiem i zespołem nastolatków, który słuchał i chciał się uczyć. Jak na standardy drugoligowe, bardzo dużo trenowaliśmy. Bardzo ciekawe doświadczenie.
Ciąży i przeszkadza stwierdzenie – Strażak PLK?
Już kiedyś mieliśmy tę rozmowę, przy okazji mojej pracy w Polpharmie. Wtedy mówiłem, że chciałbym unikać tego sformułowania. Teraz sytuacja jest taka, że trzeba znaleźć swoje miejsce w tym, nazwijmy to, ekosystemie koszykarskim i taka rola widocznie też jest potrzebna. Ale łatka chyba odpowiednia. Udało się zrobić dobrą robotę w Słupsku, później w Koszalinie, interweniowałem z pozytywnym skutkiem w Starogardzie Gdańskim, z kolei w Stargardzie miałem ratować sezon i w naprawdę dobrym stylu zrobiliśmy play offy i finał Pucharu Polski.
Nauczyłem się adaptować do różnych sytuacji. Jeśli mam być strażakiem, to uważam, że mam do tego odpowiednie przygotowanie i znajomość realiów Polskiej Ligi Koszykówki. Staram się rozwijać, inwestuję w siebie i cały czas zbieram doświadczenie. Kiedyś mi ta opinia przeszkadzała, dzisiaj już nie walczę. Tylko ciężką pracą mogę tę łatkę z siebie zdjąć.
To w takim razie jaki był największy pożar w Łańcucie, jaki trzeba było ugasić?
Największym problemem była liczba zawodników, która mogła nam pomóc w treningu. Pamiętam, że jak przyjechałem do Łańcuta, to na pierwszym treningu zjawiło się sześciu zdrowych zawodników, uwzględniając młodzież pomagającą w treningach. Musieliśmy zadziałać szybko, stąd między innymi dojście do składu Michała Kołodzieja, a także rozmowy o dołączeniu do składu kolejnego gracza.
Żeby rywalizować na poziomie ekstraklasy musisz mieć odpowiednie zaplecze i nie chodzi o kwestie organizacyjne, ale sam fakt posiadania zawodników na poziomie ligowym do treningu 5 na 5. To była absolutnie podstawowa rzecz, którą musieliśmy zmienić na starcie, stąd obecność Michała, którego znałem z poprzednich klubów.
Powoli, ale się przegrupowaliśmy. Teraz jest okres przedświąteczny, dziś (rozmowa z czwartku, 22.12) na treningu porannym było 10 zdrowych graczy, ale już wiem, że na wieczornym ktoś się nie zjawi, z uwagi na przeziębienie.
Transfery – doszedł Corey Sanders, doszedł Adam Kemp – miał trener udział w tych transferach? Jak wiele te ruchy zmieniły w zespole?
Nie brałem udziału w przeprowadzeniu tych transferów. Corey i Adam zjawili się przed moim przyjściem do Łańcuta. Uważam, że zespół buduje się od rozgrywającego i środkowego. Myślę, że tak powinien też być budowany skład w Łańcucie na początku sezonu i największe inwestycje powinny być poczynione na te dwie pozycje.
Adam i Corey to doświadczeni zawodnicy. Wiedzą, jak się gra w PLK, znają jej specyfikę. To dobrzy gracze, nawet bardzo dobrzy, którzy mają u nas bardzo ważne role. Corey był już liderem ekipy z Bydgoszczy, ale Adam w zeszłym sezonie w Legii grał mniej, a mimo to pokazał, że potrafi funkcjonować także w lepszym klubie grającym o wysokie cele.
Jest Pan więc zwolennikiem „odgrzewanych kotletów”?
Sprawdzamy różne opcje, natomiast jeżeli zawodnik grał kiedyś w Polsce, to łatwiej jest zasięgnąć o nim opinię, łatwiej określić jego przydatność. Graliśmy przeciw sobie, widzieliśmy się na żywo. Jest mniejsze ryzyko popełnienia błędu – czasem jest tak, że gracz u nas nieznany, grający w innej lidze, wygląda tam świetnie, ale liga jest mniej fizyczna, mimo wyższego poziomu czysto koszykarskiego – niekoniecznie wtedy jego gra musi się przełożyć na PLK, która co by nie mówić, jest ligą twardą. To może być problem dla gracza, żeby potem się przystosować.
Kiedyś trener Kamiński nauczył mnie, że lepsze jest wrogiem dobrego i rzeczywiście często szukamy tego lepszego, mając dobre pod nosem i ostatecznie to, co miało być lepsze, wcale takim nie jest.
Żałuje trener, że nie ma do dyspozycji Lee Moore’a?
To jest świetny koszykarz, ale powiem szczerze, że nie myślałem o tym. Cieszę się z tego zestawu ludzkiego jaki mamy obecnie. Na pewno byłoby nam ciężko bez Coreya i Adama, ale muszę przyznać, że Amerykanie, których tu spotkałem, Delano i Ray wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wcześniej analizując ich na wideo nie spodziewałem się, że tak dobrze wyglądają na żywo.
Jest jeszcze z nami Quinterian, ale nie miałem jeszcze okazji go zobaczyć w grze/treningu, bo odkąd tu jestem to Q ma problemy z okiem, które ciągną się już od kilku tygodni. Na pewno będę chciał zobaczyć, co może nam dać. Obserwujemy rynek, natomiast po dwóch domowych zwycięstwach, przy trudnym styczniowym kalendarzu, nie chcemy burzyć wypracowanej hierarchii pochopnym transferem. Chciałbym najpierw wszystkim się dokładnie przyjrzeć i dać równe szanse.
Moja obserwacja odnośnie Sokoła jest taka, że po odejściu Lee Moore’a piłka zaczęła się ruszać w ataku i korzystają na tym także Polacy, którzy mają teraz role w ataku, a wcześniej często byli schowani w narożniku boiska.
Zaraz po moim przyjściu do Łańcuta, zależało mi na kilku rzeczach. Przede wszystkim na przyspieszeniu gry – Sokół zdobywał tylko 71 punktów na mecz. Do tego chcieliśmy zmienić nieco system ofensywny, dodać trochę zagrywek, tak by można było lepiej wykorzystać zawodników grających bez piłki. W składzie mamy w tym momencie jednego dobrego kozłującego, Sandersa. Ostatnio chory był Marcin Nowakowski, więc siłą rzeczy musieliśmy ułatwić grę tym, którzy gorzej czują się z piłką.
Pracowaliśmy też nad tym, by więcej zawodników było zaangażowanych w atak, by każdy czuł grę i czuł się potrzebny. Przykładem niech będzie wejście do pierwszej piątki Mateusza Bręka, który dodał nam atletyzmu.
Odblokowanie systemowe zawodników wydaje się być ważne, ale też praca nad stroną mentalną wydaje się być istotna w dzisiejszych czasach. Z tego co słychać, zaczynacie pracę ze specjalistą.
Podejmujemy współpracę z trenerem mentalnym, Norikiem Koczarianem, który specjalizuje się w pracy ze sportowcami. Dla mnie, jako trenera, to nowość i cieszę się na tę współpracę i nowe doświadczenia. W moim odczuciu każdy na tym korzysta – dla Norika to pierwszy kontakt z koszykarzami z ekstraklasy, a my chętnie skorzystamy z jego wiedzy.
To też pokazuje, w jakim kierunku zmierza organizacja, która przez wiele lat funkcjonowała na poziomie 1. Ligi, gdzie standardy są nieco inne. Wszyscy w Łańcucie chcą się „uczyć ekstraklasy”, pracujemy by klub wszedł także organizacyjnie na wyższy poziom.
Wspomniał trener, że rozglądacie się na rynku. Jakiego gracza potrzebujecie?
W ostatnich meczach mieliśmy spore problemy w kreowaniu gry z uwagi na brak Marcina Nowakowskiego. Przydałby się nam zawodnik, który wsparłby nas w zakresie kreowania akcji, atakowania pierwszej linii obrony. Sanders nie jest niezniszczalny, ma swoją ograniczoną wytrzymałość. Potrzebujemy kogoś, kto w razie kłopotów pomoże nam w organizacji gry.
STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>