Strona główna » Jak chodziłem po budowie małej Litwy w Ostrowie
PLK

Jak chodziłem po budowie małej Litwy w Ostrowie

3 komentarze
Po kilkunastoletniej przerwie znów pojechałem do Ostrowa Wielkopolskiego. Przekonać się, co straciłem i zobaczyć, jak w roli prezesa klubu pracuje „mój” dawny korespondent. Oraz dowiedzieć się kim tak naprawdę jest właściciel Stali.

CZY TY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!

Wersalka stała w dużym pokoju. Miała kolor ciemnego błękitu. 

Byłem dziennikarzem – już nie pamiętam, czy jeszcze tygodnika „SuperBasket” czy już „Życia Warszawy”. Okolice przełomu wieków. Ostrów Wielkopolski. Ulica Żółkiewskiego. 

Na wersalce zasiadło ich trzech. Ale przekraczając próg domu, znałem tylko tego czwartego – gospodarza, Bartosza Karasińskiego.

– Ciekawe co tak naprawdę „Kowal” ma na myśli, gdy powtarza nam „panowie, połowy i tak nie wiecie” – zastanawiał się Jakub Wojczyński

– Mnie na początku zapytał – jaki jesteś znak zodiaku? Rak – odpowiedziałem. To dobrze, dogadamy się. Jerry Hester też był rak – opowiadał Marcin Gebel

Tomasz Matyśkiewicz jedynie spoglądał na nich z lekko ironicznym uśmiechem. 

Wszyscy byli na początku przygody z koszykówką. 

Pierwszy został dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”. Drugi dziennikarzem TVP. Trzeci koszykarskim agentem. 

To samo pytanie 20 lat później

Wszyscy opuścili Ostrów Wielkopolski. Wrócił tylko jeden. 

Właściciel wersalki nigdzie nie wyjechał. Cały czas mniej lub bardziej formalnie wspierał klub. Kilka lat temu w końcu został jego prezesem. 

– Bartek Karasiński już w czasach, gdy przesiadywaliśmy na tej wersalce był de facto prawą ręką trenera Stali Andrzeja Kowalczyka. Dlaczego właśnie on? Pracował już w redakcji, miał najlepszy dostęp do internetu. Dzięki niemu nasz coach był w stałym kontakcie ze światem. W tamtych czasach bieżące statystyki graczy, których „Kowal” mógł mieć na oku, myśląc o wzmocnieniu Stali, były jeszcze rarytasem – wspomina Gebel. 

Karasiński, mimo młodego wieku (rocznik 1980) faktycznie już na przełomie wieków był znanym w koszykarskim środowisku dziennikarzem. I ostrowskim korespondentem prowadzonych przeze mnie tygodników „Basket”, a następnie „SuperBasket”. 

– Nie ciągnie cię do większego miasta? – pytałem go na początku wieku. 

– Nie. Ja naprawdę lubię Ostrów – zapewniał. 

W miniony weekend, kilka miesięcy po powrocie po wieloletniej przerwie do dziennikarstwa (i otworzeniu super-basket.pl) – mogłem ponowić pytanie. 

– Nigdy nie ciągnęło się do większego miasta?

– Raz. Byłem kiedyś na castingu do TVP Sport. Ale tak naprawdę w głębi duszy nigdy nie chciałem wyjeżdżać – zapewnia obecny prezes Stali. 

– Bez Bartka ten klub by po prostu nie funkcjonował, to nasz człowiek-orkiestra – tego typu hasło słyszałem podczas minionego weekendu kilkukrotnie. 

– Klub traktuję jak swoje dziecko – mówi Karasiński. – Pracuję od 9 rano do 15. Później mam przerwę na obiad. Po niej często jeżdżę po Ostrowie i okolicach, by sprawdzić czy we wszystkich naszych grupach treningowych nikomu niczego nie brakuje. Po 20 zwykle idę na basen. A poźniej zazwyczaj jeszcze na godzinę, dwie wracam do klubu, by zrobić na spokojnie rzeczy, na które wcześniej nie było czasu – opowiada. 

– Kiedyś Stalą niemal jednoosobowo zarządzał Andrzej Kowalczyk. Dzisiaj klub prowadzi jego nieoficjalny „syn”, bo za takiego może spokojnie uchodzić Bartek – zapewniał mnie m.in. Piotr Twardowski, były trener, obecnie komisarz meczów juniorskich, który w przeszłości przez dwa lata prowadził w Ostrowie treningi z udziałem rozpoczynającego karierę Mateusza Ponitki. – Bartek też trenował pod moim okiem w czasach podstawówki, lecz – co tu dużo ukrywać – wirtuozem koszykówki nie był. Ale i tak zrobił w niej karierę, choć nie w roli zawodnika. Nie wiem, gdzie bez niego byłaby obecnie Stal. I czy w ogóle by istniała – dodawał. 

Za obrazę zarządu!

Właściwie tylko jedna ze spotkanych przeze mnie w Ostrowie osób kategorycznie uznała, że dla istnienia i funkcjonowania klubu Karasiński niezbędny nie jest.

Właściciel Stali Paweł Matuszewski.  

– Bez przesady. Nasz klub jest jak dobra firma. A w takich nie ma ludzi niezastąpionych. Stal wiele Bartkowi Karasińskiemu zawdzięcza, ale istniałaby i bez niego. I beze mnie też – zapewniał chwilę przed rozpoczęciem szlagierowego, niedzielnego meczu z Kingiem.

Ostrów Wielkopolski to 70-tysięczne miasto mocno zdominowane przez dwa sporty – koszykówkę i żużel. Gdy dobrze nastawić ucho, anegdot związanych z nimi w okolicach miejscowego rynku można usłyszeć mnóstwo

Żużlowe pominiemy. Nie czas i miejsce. 

– Moja ulubiona koszykarska dotyczy tego, jak „Kowal” zwalniał Patricka Okafora – wspomina Matyśkiewicz. – W klubie brakowało pieniędzy, ale trener chciał Amerykaninowi wmówić, że kontrakt zostanie rozwiązany ze względu na jego niewystarczające zaangażowanie. Wysłał do niego tłumacza z prezesem, a my wraz z nim staraliśmy się coś podsłuchać z rozmowy, siedząc tuż za ścianą. Nagle – krzyki! Z pokoju wychodzi kierownik i tłumacz Grzegorz Kazek. Kowal pyta: – No i co? Co powiedział? – Że jeśli uważamy, iż ot tak po prostu go zwolnimy, to jesteśmy bardziej puści, niż piłka, którą on codziennie odbija o parkiet. Patrzymy lekko zdezorientowani po sobie, a Kowalczyk niezrażony niczym: – Zwalniamy go! Za obrazę zarządu!!! 

Inna miejska legenda, uparcie kolportowana mimo upływu lat, mówi, że nie byłoby obecnej Stali, gdyby latem 2015 roku Marcin Gebel nie dodzwonił się do ówczesnego prezesa PZKosz. Grzegorza Bachańskiego

– Jak to wyglądało naprawdę? – śmieje się, słysząc to pytanie Gebel, obecnie dziennikarz lokalnej telewizji Proart. – Stal wywalczyła awans do ekstraklasy, lecz miała problem z przedstawieniem niezbędnej dokumentacji do licencji. Trochę to trwało, a pan Matuszewski zaczął się niepokoić. Mieliśmy w tamtym czasie dobry kontakt. Powiedziałem: to może ja spróbuję się dodzwonić do prezesa Bachańskiego? Okazało się, że ten był na urlopie. 

„Marcinek, co potrzeba, bo ja na Mazurach jestem? Pogoda niczego sobie, komary trochę uprzykrzają życie, ale sympatycznie jest. No, ale opowiadaj, co u ciebie”? – usłyszałem w słuchawce. 

– „Prezes, sprawa jest! Ponoć pan Matuszewski nie może się dodzwonić” – alarmowałem. 

– „A tak tak, wiem, znam sprawę. Przekaż, że jestem w poniedziałek w Warszawie i jeśli wszystkie dokumenty się zgadzają, to będą grać w lidze. Już moja w tym głowa”. 

– Tym sposobem pan Matuszewski okrzyknął mnie głównym architektem powrotu Stali do ekstraklasy. Choć wszyscy wiedzieliśmy, że niewiele miało to wspólnego z rzeczywistością. Bo w tamtym okresie właśnie Bartek Karasiński z Grzegorzem Glubiakiem (inny miejscowy dziennikarz – przyp. red.) wykonali robotę, która sprawiła, że zespół do dziś z powodzeniem gra na tym poziomie rozgrywkowym – kończy rozprawianie się z własną legendą Gebel.

W poszukiwaniu zakonnicy

Najwięcej anegdot dotyczy oczywiście jednak wspomnianego, zmarłego już ponad siedem lat temu, Andrzeja Kowalczyka, wieloletniego zawodnika i trenera Stali. A także selekcjonera reprezentacji Polski koszykarzy. 

– Kowal był nieprawdopodobnie przesądny. Kiedyś, jadąc na mecz wyjazdowy, zobaczył zakonnicę. Jedną! A według przesądu jedna przynosi pecha. Kierowca autokaru długo musiał kręcił kółka po małej mieścinie w poszukiwaniu drugiej – śmieje się Gebel. 

Najmniej rozmowny i chętny do wspomnień z tercetu z wersalki jest Wojczyński. 

– Doceniam sukcesy Stali, za którymi stoją obecni włodarze Stali. Nawet można powiedzieć, że podziwiam ich za to, do czego doszli, działając w swoim stylu. Nie zmienia to jednak faktu, że nie bardzo mi się ten styl zarządzania i prowadzenia klubu podoba. Oczywiście rozumiem kibiców, którym to nie przeszkadza czy nawet nie obchodzi, bo liczy się przecież widowisko na parkiecie. Z drugiej strony może dla wielu ludzi w Ostrowie otoczka klubu ma jednak jakieś znaczenie. Zdaje się, że wyższą frekwencję w obecnym sezonie mają piłkarze ręczni Ostrovii – ewidentnie wbija szpilę redaktor „Przeglądu Sportowego”, choć i on jeszcze w 2015 roku pomagał Stali, dostarczając szyte w ostatniej chwili stroje na inauguracyjny mecz sezonu po powrocie do PLK. 

4 rano, autobus do Krotoszyna

Budzący kontrowersje styl zarządzania wprowadził do klubu, zdaniem moich rozmówców, jego właściciel Paweł Matuszewski. To właściciel Zakładów Mięsnych BM Kobylin. Kim tak naprawdę jest?

Oczywiście, że wychowankiem Andrzeja Kowalczyka.

W latach 90. jako uczeń szkoły średniej mieszkał w Ostrowie Wielkopolskim w bursie i zawzięcie chodził na koszykarskie treningi.

– Rodzinne strony Pawła od Ostrowa dzieliło 50 km. Żeby dotrzeć do szkoły najpierw musiał w poniedziałek o 4 rano wstać, by dojechać autobusem do Krotoszyna, a poźniej jeszcze przesiąść się na pociąg do Ostrowa. Jego kieszonkowe nie było oszałamiające. „Gdy kupiłem sobie oranżadę i drożdżówkę, czasami zostawało mi tylko kilka złotych na resztę tygodnia” – wspominał po latach – relacjonuje Karasiński.

W drugiej połowie lat 90. Matuszewski załapał się nawet do składu pierwszej drużyny i trenował pod okiem Kowalczyka.

– Po jednym z treningów „Kowal” wszedł do szatni i wskazał na mnie palcem. Wystraszyłem się. Myślałem, że mnie opieprzy, że coś na treningu zrobiłem nie tak. A ten do mnie: ej, ty to mi się podobasz! Masz charakter, walczysz, nie odpuszczasz. Będą z ciebie ludzie. Czy to w koszykówce czy w życiu – chwali się po latach znajomym.

Miasto daje dwa miliony

– Każdy, kto interesuje się koszykówką w Ostrowie wie, że bez pieniędzy Matuszewskiego Stal by nie istniała. Ewentualnie pałętałaby się gdzieś po ligach niższych. Ale faktem jest, że dość chropowaty styl zarządzania i układania relacji międzyludzkich, preferowany przez pana Matuszewskiego, niejednego zraził do częstszych kontaktów z klubem – wyjaśniała mi jedna z osób świetnie znających ostrowskie realia. 

Inna opinia osoby, która woli zachować anonimowość: – W skrócie chodzi o to, że właściciel Stali nieszczególnie mocno liczy się ze zdaniem współpracowników. Jeśli w ogóle. I traktuje ich obcesowo. Nie każdy sobie na to pozwala.

– Absolutnie się z tym nie zgadzam. Faktem jest, że Paweł jak każdy właściciel ma swoją wizję i swój plan, ale jest otwarty na rozmowy i nowe pomysły. Jak w każdej firmie są ustalone zasady. Gdyby nie jego osobowość i zaangażowanie w klubie nie byłoby większości sponsorów. Nie byłoby też tak dużego wsparcia władz miasta na czele z prezydent Beatą Klimek. Ostrów Wielkopolski to miasto świetne do pracy. W rozwój klubu angażuje się mnóstwo osób. Co chwila dołączają nowe. I kolejne firmy – ripostuje Karasiński.

Wsparcie władz Ostrowa Wielkopolskiego jest bardzo duże, sięga 2 milionów złotych rocznie. Prezydent regularnie bywa na meczach.

– Można z rozrzewnieniem wspominać czasy Kowalczyka, lecz prawda jest taka, że Stal nigdy w jego czasach nie była równie mocna jak obecnie – zaznacza Matyśkiewicz. 

Do wyników Stali w ostatnich latach nie sposób się przyczepić, nawet wciąż pamiętając ćwierćfinałową klęskę 0:3 drużyny prowadzonej przez Igora Milicicia wiosną ubiegłego roku w starciu z Legią. W ostatnich latach rozdział „sukcesy” na stronie poświęconej Stali w Wikipedii mocno spuchł. Znalazły się w nim:

– mistrzostwo Polski (2021)

– wicemistrzostwo (2018)

– brązowy medal (2017)

– Puchar Polski (2019, 2022)

– SuperPuchar (2022)

– występ w finale FIBA Europe Cup (2021).

– Mamy się czym pochwalić, ale prawdę powiedziawszy najlepiej wspominam pierwszy medal, brązowy – z 2002 roku. Wywalczyliśmy go po pięciomeczowej rywalizacji z Anwilem. Pamiętam moment, jak z trenerem Kowalczykiem szukaliśmy w przestronnej szafie w siedzibie klubu licencji zawodnika, którego on wcześniej osobiście zwolnił (Kevin Morris – przyp. red.). Musiał go wówczas sprowadzić awaryjnie na decydujące mecze z powrotem, gdyż jego następca (Chuck Evans – przyp. red.)… po prostu uciekł. Ten medal to było coś nieprawdopodobnego – wspomina Jan Jacyno, właściciel firmy Kortrans, która od 25 lat nieprzerwanie wspiera ostrowski basket. 

– Fakt, w 2021 roku zdobyliśmy złoto. Ale wówczas był środek pandemii. Nie czuło się tej radości – dodaje. 

Zamiast fety – namiastka namiastki

– Mimo obiektywnych przeszkód chcieliśmy wówczas zorganizować przynajmniej jakąś namiastkę fety mistrzowskiej. Uprosiłem nawet lokalną policję, by przymknęła na nią nieco oko. Lecz wtedy przyjechali jej przedstawiciele z władz wojewódzkich. Z namiastki fety została jedynie namiastka namiastki. Na dodatek, choć była to późna wiosna, zrobiło się nagle zimno, wietrznie. A na koniec zaczął jeszcze padać deszcz – wspomina Karasiński. 

Obecnie, już bez wsparcia trzech dawnych przyjaciół z wersalki, stara się na nowo budować potęgę Stali. Nawet nie chodzi o drużynę Andrzeja Urbana, która za kilkanaście tygodni będzie walczyć o piąty medal w historii ostrowskiej koszykówki. 

– Mam nadzieję, że niebawem przyjdzie moment, gdy będziemy mogli świętować mistrzostwo z pełnym udziałem naszych kibiców. To moje marzenie. Ale mam też drugie, nie mniej ważne: chciałbym zbudować w Ostrowie taką małą Litwę – koszykarską akademię szkolącą młodzież, taką z prawdziwego zdarzenia. Jej zalążek powstał w 2015 roku. Ale prace na dobre ruszyły cztery lata temu. Fundamenty już zastygły. Teraz powoli kończymy stawiać ściany. Niebawem będziemy zabierać się do zalewania stropu nad pierwszym piętrem – roztacza obrazowo wizje przyszłości Karasiński. 

Żeby Zębskich było więcej. I Ponitków

Faktycznie, rozmach z jakim Stal w samym Ostrowie i jego okolicach – od tego sezonu już z pomocą możnego sponsora tytularnego, czyli Orlenu – rozbudowuje ośrodki szkoleniowe robi wrażenie. Aby przekonać się, o jakiej skali mówimy, wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie. Przedstawia dzieci uczęszczające na zajęcia akademii w trwającym sezonie. Łącznie na listach treningowych widnieją 364 nazwiska.

Drużyny prowadzone w ramach Orlen Akademii w Ostrowie Wielkopolskim:

2. liga
U19
U17
U16
U14
U13
U11
U10
Naborowa
Dziewczyny 1
Dziewczyny 2
1,5 – 2,5 lat
2,5 – 4 lata
4 – 6 lat


Lista miejscowości położonych nieopodal Ostrowa, w których Orlen Akademia prowadzi zajęcia grup młodzieżowych:
Ostrzeszów
Przygodzice
Sieroszewice
Nowe Skalmierzyce
Odolanów
Topola Mała

– Nawet największy krytyk obecnych władz Stali pozostaje bezradny, gdy go zapytać o akademię. Trudno się do takiej inicjatywy jakkolwiek przyczepić. Oczywiście, mankamenty są. Przecież, gdyby ostrowska akademia była w pełni profesjonalna, jej trenerzy zajmowaliby się jedynie nią, a nie traktowali prowadzenia zajęć jako jednej z paru swoich prac. Ale to już chyba ostatnie większe niedociągnięcie. W obecnym sezonie dzieci dostały nawet dresy, a organizacyjnie wszystko działa bez zarzutu. I z roku na rok coraz lepiej – mówi ojciec jednego z adeptów. 

W składzie Stali regularnie w pierwszym zespole gra obecnie z wychowanków tylko Mateusz Zębski. Czy w ciągu najbliższych lat Ostrów, który przecież wysłał do wielkiego koszykarskiego świata Mateusza Ponitkę oraz jego brata Marcela, wychowa sobie kolejną gwiazdę?

– Taki jest plan. Południowa Wielkopolska ma ogromny potencjał koszykarski, a to właśnie na tym terenie zamierzamy się koncentrować, szukając talentów do oszlifowania. Kiedy wychowankowie akademii mogą zacząć regularnie zasilać pierwszą drużynę? Myślę w tym kontekście przede wszystkim o dzieciach, które obecnie mają 10-12 lat. Tak więc na dobre będzie mnie można rozliczać z wykonanej pracy pewnie gdzieś w okolicach 2030 roku – mówi Karasiński.

Tu wersalka, tam Wersal. I kościół

Co będą wówczas robili jego dawni koledzy z wersalki – nie wiem. Ale z dużą dozą pewności mogę zakładać, że jednak kolejne poczynania klubu obserwować będą. Podobnie jak styl zarządzania. I wyniki. 

– Andrzej Kowalczyk tak potrafił zarażać pasją do koszykówki, że wszyscy czterej wciąż przy niej w jakimś stopniu pracujemy. I tak jak on przeprowadził nas przez świat ekstraklasowej koszykówki, tak dziś, patrząc na Bartka, można o nim z czystym sumieniem mówić: kolejny z „synów Kowala” – przyznaje Gebel. 

– Ale między wersalką a Wersalem jest wbrew pozorom duża różnica. Przynajmniej w tym przypadku – śmieje się Wojczyński.

— W sporcie styl jest mniej istotny od wyników. Osoby obecnie zarządzające Stalą zostaną ocenione przez historię. Historia ostatnich lat, naznaczonych sukcesami, każe póki co oceniać je mega pozytywnie – puentuje Matyśkiewicz.

– A czy Andrzej Kowalczyk znalazł tę drugą zakonnicę? – dopytuję. 

Gebel: – Jasne. Poprosił kierowcę autokaru, by podjechał pod najbliższy kościół. 

—————

PS. Niedzielny mecz Stali z Kingiem z Kingiem, na który się wybraliśmy wraz ze współredaktorem był „palce lizać”. Atmosfera godna play-off, emocje, dogrywka – było trochę jak z tą akademią: trudno się do czegokolwiek przyczepić. W przyszłości w Ostrowie zamierzam bywać nieco częściej niż raz na kilkanaście lat. Choćby po to, by w 2030 roku sprawdzić jak się ma ta mała, ostrowska Litwa Bartosza Karasińskiego zwana obecnie szumnie Orlen Akademią Koszykówki BM Stal. 

CZY TY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!

3 komentarze

Maciej 19 stycznia, 2023 - 21:07 - 21:07

Super artykuł. Fajnie napisany. Ach mój Ostrów, nieliczne miasto gdzie piłkarze zostają w cieniu koszykarzy.

Odpowiedz
Jerzy 20 stycznia, 2023 - 08:42 - 08:42

Bardzo fajny reportaż sportowy, dziś rzadko już sie pisze takie teksty. Dobrze dobrani rozmówcy, ciekawa formuła, anegdoty – dobrze sie to czyta . Gratuluję !

Odpowiedz
Bożydar 20 stycznia, 2023 - 10:39 - 10:39

Schemat akademii to słaby pomysł. Cała para pójdzie w gwizdek. Koszykówka jest tak specyficzna, że decyduje oversajzing, w zasadzie gracz poniżej 190cm obecnie nie nadaje się na zawodowstwo. Wielkoludy zaś, w Polsce są wysysani przez siatkówkę. Gdyby skupili się na wysysaniu wielkoludów 13-14 lat z całej Wielkopolski efekt byłby lepszy, bo co z tego, że w akademii jest 360 dzieciaków, jak odsetek tych wysokich będzie znikomy. Z resztą wystarczy spojrzeć na rodziców i dłonie ojca i już mniej więcej wiadomo, czy z tej mąki będzie chleb.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet