Strona główna » Hyży mówi jak jest: Z EuroBasketu najlepiej pamiętam Longorię

Hyży mówi jak jest: Z EuroBasketu najlepiej pamiętam Longorię

0 komentarz
– Nie będę w szoku, jeśli Polacy w Pradze odniosą nawet cztery zwycięstwa, choć tak naprawdę spodziewam się dwóch. Ale w 1/8 finału zagramy – mówi tuż przed rozpoczęciem EuroBasketu Radosław Hyży.

Michał Tomasik: A zatem – jak jest? Z tą reprezentacją Polski przed nadchodzącym EuroBasketem?

Radosław Hyży: Wcale nie tak najgorzej. Szczególnie w momentach, gdy trener Milicić zawęża rotację. Żeby zwiększać swoje szanse, powinniśmy w każdym meczu stawiać na 7-8 najlepszych graczy. Pierwszą piątkę mamy naprawdę solidną, można z nią się pokazać na EuroBaskecie.

Bez względu na to, czy ma w niej miejsce Aaron Cel czy Aleksander Dziewa?

Tak, nie robi to wielkiej różnicy. Gdy rywal wystawia lżejszy skład – powinniśmy korzystać z bardziej finezyjnego Cela. Gdy do boju wystawia cięższe armaty – z Dziewy. I z jednym i z drugim wyglądamy bardzo dobrze. Patrząc na ławkę rezerwowych, możemy liczyć na to, że – w zależności od rywala – pomóc drużynie mogą jeszcze czterej inni gracze: Michał Michalak, Jakub Garbacz, Dominik Olejniczak i Jarosław Zyskowski. Ale, moim zdaniem, nasza gra najlepiej wygląda, gdy szansę gry dostaje tylko część z nich. W zależności od charakterystyki drużyny rywala. 

Zatem kto powinien zagrać w piątkowym, inaugurującym EuroBasket meczu z Czechami?

Nie będę sugerował konkretnych nazwisk, ale w dwóch pierwszych meczach –  Czechami i Finlandią – ograniczyłbym rotację do ośmiu graczy. Jednym słowem – jeśli gra Grabacz to nie gra Michalak. Jeśli występuje Olejniczak, to na ławce pozostaje Zyskowski. O ile oczywiście nikt nie ma problemów z faulami, nikt nie odniesie – odpukać! – kontuzji lub nie dozna nagłej zapaści koszykarskich umiejętności. W kolejnym meczu role mogą się odwrócić. Czeka nas pięć wymagających bitew w ciągu siedmiu dni.

Trzeba umieć rozkładać siły, ale dwie pierwsze mecze będę kluczowe. Trzeba wygrać przynajmniej raz. Zawężenie rotacji może w tym pomóc. 

Czesi zagrają z nami najprawdopodobniej bez swojego lidera, Tomasa Satoransky’ego. To chyba dla nas spora szansa?

Bez dwóch zdań. Ponoć nasi rywale wciąż się łudzą, że Satoransky zdoła się wykurować, ale nie sądzę, by było to możliwe. Nawet nie chodzi o to, czy będzie zdolny do gry. Pewnie jakby się uparł, mógłby przynajmniej spróbować zagrać. W końcu to mistrzostwa Europy rozgrywane w jego kraju. Ale nie wierzę, by na takie ryzyko zdrowotne pozwoliła mu Barcelona. Klub z Katalonii podpisał przecież latem z Czechem wieloletnią umowę opiewającą na miliony euro. Sądzę, że będzie miał coś w kwestii występu Satoransky’ego do powiedzenia. 

Barcelona latem podpisała też wieloletnią umowę z drugim największym gwiazdorem czeskiej drużyny, Janem Veselym. On akurat przeciwko biało-czerwonym zagra. To też niekwestionowaną gwiazda europejskiego basketu. My takiego kalibru gracza nie mamy. 

Niby tak, lecz powiedzmy sobie to szczerze: gdyby czeski trener mógł wybrać którego z liderów wolałby stracić przez kontuzję – Vesely’ego czy Satoransky’ego – jedenaście razy na 10 wybrałby tego pierwszego, Jeśli piątkowy mecz przeciwko Polakom Czesi zagrają bez swojego podstawowego rozgrywającego i lidera, my nawet nie tyle możemy ten mecz po prostu wygrać. Wręcz powinniśmy. Nie będzie to żadna wielka niespodzianka. 

Czego najbardziej obawia się w kontekście występu Polaków?

Tego, że zawodnicy rezerwowi nie wywiążą się należycie ze swojej roli. Posiadanie w składzie graczy, który potrafią przez 10-15 minut w meczu zagrać na odpowiednim poziomie, ale jednocześnie też – być świadomym tego, dlaczego są rezerwowymi – to może nie połowa, ale pewnie jedna trzecia sukcesu na tak wymagającym, intensywnym turnieju. 

A co może być kluczowym założeniem taktycznym, jeśli chodzi o rotację w gronie pierwszej piątki? Rozdzielenie minut spędzanych na ławce rezerwowych przez Mateusza Ponitkę i Michała Sokołowskiego? 

Na pewno też, bo bez nich intensywność gry naszego zespołu, szczególnie w obronie,  znacząco spada. Wiem, że w europejskiej koszykówce najlepsi zawodnicy rzadko grają w meczach znacząco powyżej 30 minut, ale – o ile Mateusz nie będzie miał problemów z nadmiarem fauli – zaryzykowałbym takie rozwiązanie. Szczególnie w dwóch pierwszych meczach. Nie zagra 33-34 minuty.

Ponitka jest bezspornie naszym najważniejszym graczem. Tylko nie może przez cały czas bronić najlepszego gracza rywali i być równocześnie pierwszą opcją w ataku. Trzeba go umiejętnie oszczędzać.

Po meczu z Czechami zagramy jeszcze w Pradze kolejno z Finlandią, Izraelem, Holandią i Serbią. Załóżmy na chwilę różowe okulary: czy gdybyśmy zakończyli fazę grupową z wynikiem 4-1 byłby to dla ciebie szok?

Nie, choć średnio w tak obrót spraw wierzę. Ale faktem jest, że żaden z naszych grupowych rywali poza Serbią nie jest poza naszym zasięgiem, gdyż nie zalicza się do ósemki najlepszych drużyn Europy. 

Kto w niej jest?

Słowenia, Serbia, Francja, Litwa, Grecja, Hiszpania, Niemcy i Turcja. Zdziwiłbym się gdyby w ćwierćfinale z tej grupy nie zagrała więcej niż jedna drużyna. Potrafię sobie wyobrazić, że problemy mogą mieć Turcy, bo swoją grą ostatnio nie przekonują. Ale zasadniczo spodziewam się turnieju dwóch prędkości. Wszystkie drużyny spoza tej ósemki – poza nielicznymi outsiderami w typie naszych grupowych rywali, Holendrów – prezentują zbliżony poziom. My też, ale aby mieć po fazie grupowej wynik 4-1, musielibyśmy wygrać aż trzy mecze z drużynami podobnymi do nas. Nie wydaje mi się to szczególnie realne. 

To jakim wynikiem  będziemy się mogli pochwalić 8 września wieczorem po zakończeniu walki z Nikolą Jokiciem i jego ekipą?

Chciałbym aby to było 3-2, ale obawiam się, że wygramy tylko dwa razy. Natomiast uważam, że dwa zwycięstwa dadzą nam przepustkę do gry w 1/8 finału. Powtarzam: dla mnie kluczowe będą dwa pierwsze mecze. Trzeba przynajmniej raz wygrać, najlepiej od razu z Czechami. 

A propos pierwszego meczu – pamiętasz swój pierwszy na EuroBaskecie?

Jasne, choć minęło już 15 lat, a ja spędziłem go w całości na ławce rezerwowych. Przegraliśmy po walce z Francuzami, mecz był świetny. Decyzję trenera Andreja Urlepa o tym, że nie powąchałem parkietu przyjąłem ze zrozumieniem. W dwóch kolejnych meczach – ze Słowenią i Włochami już zagrałem, ale też przegraliśmy. Z perspektywy czasu uważam jednak, że była to bardzo niedoceniana reprezentacja Polski. 

Grupa, do której wówczas trafiliście, właściwie skazywała was na komplet porażek. 

Tak niestety było, ale nie zapominajmy, że wówczas  w mistrzostwach Europy brało udział zaledwie 16 drużyn. Mam nadzieję, że obecna reprezentacja powtórzy nasz wyczyn i, jadąc na fazę finałową do Berlina, też zamelduje się w tym gronie. 

Co, oprócz kompletu porażek, pamiętasz z EuroBasketu 2007? 

Przede wszystkim Evę Longorię, która wówczas była żoną Tony’ego Parkera i przemieszczała się razem z nami korytarzami tego samego hotelu w Alicante. Poza tym pamiętam też, że spore wrażenie wywarł na mnie Danilo Gallinari, wtedy uchodzący za wschodzącą gwiazdę NBA. Był zatrważająco szczupły. Jedząc śniadania przy stoliku obok nie mogłem się na jego szczupłe kończyny napatrzeć. 

Z jakiej perspektywy tym razem będziesz obserwował mecze Polaków w Pradze?

Pierwsze trzy obejrzę na żywo w zacnym towarzystwie grupy polskich kibiców. Niesłychanie się z tego cieszę, bo wręcz uwielbiam rozmawiać z kibicami koszykówki, a w Pradze będę miał ku temu doskonałą okazję. 15 lat temu, podczas jedynego EuroBasketu, w którym wziąłem udział jako zawodnik, atmosfera na hali w Alicante była senna. Nie czuło się, że to jakiś wielki turniej. Byłem rozczarowany, zadawałem sobie pytanie: o co tyle szumu, z tymi mistrzostwami Europy, turniej jak turniej? Ale w Pradze, przynajmniej podczas pierwszego meczu z Czechami, będzie inaczej. Nie wiem czy hala wypełni się do końca, bo to wielki obiekt na niemal 20 tysięcy ludzi. Ale na pewno na trybunach będzie gorąco. Już nie mogę się doczekać!

Rozmawiał: Michał Tomasik

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet