Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
W pierwszych 5 minutach sobotniego spotkania gospodarze ze Szczecina zdobyli tylko 5 punktów. Obrona Legii bardzo dobrze radziła sobie z akcjami tyłem do kosza Kinga, w których swoich sił próbowali Morris Udeze i Kacper Borowski. Co ciekawe, szczecińska ofensywa ruszyła po zejściu z boiska Andy’ego Mazurczaka – punktowali rezerwowi, Przemysław Żołnierewicz i Tony Meier.
Gospodarzom jednak nie udało się zbudować przewagi, bo po drugiej stronie bardzo dobrą pierwszą kwartę zanotował Michał Kolenda. Polski skrzydłowy nie tylko trafiał z dystansu, ale także potrafił się odnaleźć bliżej obręczy. Masę energii, a co za tym idzie pozytywnych rzeczy, wniósł ze sobą na parkiet także Tyran De Lattibeaudiere. Jamajczyk ochoczo biegał do szybkiego ataku i był niezwykle aktywny na atakowanej desce.
Legia wyszła na prowadzenie 35:27 po trójce Lorena Jacksona, który w pierwszej połowie uzbierał 9 oczek, choć skutecznością z gry nie grzeszył – ledwie 2/8. Jeśli dołożymy do tego 0/5 Christiana Vitala, znów kompletnie nieradzącego sobie z Cuthbertsonem, to prowadzenie gości po pierwszej połowie trzeba było traktować w kategoriach zaskoczenia.
W trzeciej kwarcie, mimo że Vitalowi dalej nie szło, Legia dołożyła kilka oczek do swojej przewagi. W końcu kawałek wolnego miejsca znalazł dla siebie Ray Cowels, którego trójka wyprowadziła warszawian na 8-punktowe prowadzenie. King nie mógł za to w ataku złapać rytmu. Z problemami z faulami zmagali się Udeze, Borowski i Mazurczak, a Matt Mobley będąc na boisku walczył o to, by nie stracić piłki i o kreowaniu gry nie było mowy. Na korzyść Legii były w tym mecz zbiórki i to pozwalało gościom kontrolować to spotkanie przez większą jego część.
Tak samo jednak jak dwa dni wcześniej (Legia prowadziła przez 35 minut w pierwszym meczu), tak i tym razem King w czwartej kwarcie zaczął wracać do gry. Po trójce Avery’ego Woodsona, na 7 minut do końca, na tablicy wyników był już remis. Mecz wyraźnie zwolnił, obie drużyny grały sporo małych gier 1 na 1 i 2 na 2, często też zawodnicy stawali na linii rzutów wolnych.
W lepszej pozycji startowej przed ostatnią minutą był King, który po akcji do kosza Mazurczaka prowadził +2. Legia nie potrafiła zapunktować po grze izolacyjnej, a za to po drugiej stronie boiska lider gospodarzy zamieniał kolejne rzuty wolne na punkty. Legia miała szansę jeszcze na dogrywkę, ale Jackson nie trafił z 9 metrów.
Znów wygrał King, 80:77. 2:0 dla Szczecina! Seria przeniesie się teraz do Warszawy.
Pełne statystyki z meczu numer 2 King Szczecin – Legia Warszawa >>
Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
3 komentarze
Jak na razie Vital trochę jak… Vinales rok temu…
Vital dużo gada, ego jak z kosmosu (może to i dobrze dla zawodowego sportowca) ale twarda obrona nastawiona na niego totalnie go wybiła z rytmu. Dla niego jest już po zawodach w 3 meczu będzie rzucał na siłę na przełamanie i tyle tego. A taki był kozak.
Vital w drugim meczu pracował dla zespołu. 11 zbiórek, 5 asyst. Cuthbertson to jednak kawał obrońcy z przewagą wzrostu nad Vitalem. Mazurczak zrobił różnice +19.
Wychodzi brak doświadczenia na ławce trenerskiej Legii. Pierwsze playoffy Popiołka i po raz drugi ograny jak dziecko przez trenera Miłoszewskiego. Zero reakcji na wydarzenia boiskowe. W pierwszym meczu brak timeoutu w 3ciej kwarcie przy +10, w drugim czekanie na wyrównanie Kinga z pierwszym czasem. Ale i tak dziwne, że przy braku rzutów za 3 Legia była w grze.
Jackson niepotrzebnie dostał pozwolenie na indywidualną grę. Nawet w ostatniej akcji Cowells stał na czystej pozycji a było 2 sekundy do końca. Legia mogłaby grać nawet z Tyranem na pozycji 3 i Kolendą na pozycji 2 by odpowiedzieć na fizyczność Kinga lub zmiany Jacksona z Ponitką do obrony. Ten skład dałoby się lepiej poukładać. W drugim meczu CV nie był winny porażki.
Trener Popiołek to dla mnie taki Gronek 2.0. Komentator sportowy, a nie head-couch. PP wygrany efektem nowej miotły. Może za 15 lat się wyrobi. Bez trenera nie da się wygrać meczy na styku w playoff.