Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Geoffrey Groselle miał być poprzednim sezonie w Legii jedną z największych gwiazd PLK, a po trzymaniu polskiego obywatelstwa w barwach reprezentacji Polski odgrywać niepoślednią rolę. Gdy podpisywał kontrakt z warszawskim klubem wszyscy mieli świeżo w pamięci świetny w jego wykonaniu sezon 2020/21, gdy w barwach Zastalu sięgał o statuetkę MVP. Ale amerykański środkowy z polskim paszportem w ciągu 12 miesięcy przeistoczył się w gracza, który w naszej lidze nie robił żadnej różnicy, a na początku przygody z kadrą ustanowił trudny do pobicia antyrekord w kategorii „naturalizowani gracze w biało-czerwonych barwach”.
Doszło do tego, że gdy w ostatnim meczu reprezentacji Groselle zdobył dla naszej kadry 5 punktów i kilka razy ambitnie powalczył o piłkę pod koszem – wszyscy oniemieli. Z nami włącznie – nota 8 za niespełna 8-minutowy występ przeciwko Bośniakom nie wzięła się znikąd!
Dobrze świadczy jednak o tym jak niewiele już się po tym zawodniku spodziewaliśmy.
Groselle po poprzednim sezonie utrzymywał, że jego słabsza gra była głównie efektem tego, że nie mógł pokazać na co go stać w taktyce trenera Legii Wojciecha Kamińskiego. Długo wydawało się, że podczas kolejnego sezonu nie będziemy mogli, oglądając mecze PLK, zweryfikować tej opinii, choć zatrudnieniem Amerykanina był nawet zainteresowany mistrz Polski. Słysząc o wciąż wysokich oczekiwaniach finansowych zawodnika (120-140 tys. euro za sezon), który poprzedni sezon kończył ze średnimi 9.1 punktu oraz 6.5 zbiórki, szefowie Kinga Szczecin szybko podziękowali mu jednak za dalsze rozmowy.
Start Lublin też nie był w stanie spełnić żądań Groselle’a i wybrał tańsze rozwiązanie, podpisując umowę z Barrettem Bensonem, który poprzedni sezon w barwach Spójni kończył ze średnimi 14.2 punktu oraz 8.1 zbiórki.
O tym, że to akurat wdrażający 3-letni program naprawczy klub z Zielonej Góry skusi się na podpisanie umowy z Grosellem mówiło się w kuluarach PLK już od kilku dni. Nie wszyscy w te informacje dowierzali. Przecież jeszcze na początku lata prezes Zastalu Janusz Jasiński publicznie nie potrafił nawet określić poziomu zadłużenia zarządzanej przez siebie spółki.
Ale jednak! Dziś zielonogórzanie oficjalnie potwierdzili, że Groselle znów jest ich graczem. Kontrakt zawiera opcję zawodnika, dzięki której – gdyby tylko znalazł się chętny – środkowy w trakcie trwania sezonu mógłby opuścić klub.
W ostatnim sezonie wielu byłych koszykarzy a także pracowników klubu przyznawało, że Zastal wciąż jest im winny pieniądze – byli to m.in. Łukasz Koszarek, Andrzej Mazurczak, a także były trener Groselle’a Żan Tabak. Ale akurat swojemu staremu-nowemu amerykańskiemu środkowemu za grę w sezonie 2020/21 Zastal podobno wypłacił już wszystkie należne pieniądze.
Jak wysoki kontrakt podpisał teraz w Zielonej Górze Groselle? Nie wiadomo, choć na pewno nie będzie już najlepiej opłacanym zawodnikiem ligi. W poprzednim sezonie najwyższą umowę w Zastalu miał Przemysław Żołnierewicz (ok. 400 tys zł). Z 10 należnych pensji otrzymał tylko 6-7. Nie mniejsze (procentowo) zaległości po zakończeniu sezonu zielonogórski klub miał wobec Sebastiana Kowalczyka, który latem przeniósł się do Spójni Stargard.
Groselle jest zapewne świadomy tego, że może nie otrzymać wszystkich zapisanych w nowym kontrakcie z Zastalem pieniędzy na czas. Z drugiej strony może odczuwać, że to… on ma wobec klubu z Zielonej Góry pewien dług do spłacenia. Sezon 2020/21 był jego zadecydowanie najlepszym w karierze. W PLK Amerykanin zdobywał wówczas w każdym meczu średnio 17 punktów i 8 zbiórek, a w lidze VTB 14.7 oraz 6.3. To głównie dzięki tym kilku miesiącom fantastycznej gry w dwóch kolejnych latach, występując już w Fortitudo Bolonia i Legii, zarobił grubo ponad 300 tysięcy dolarów.
– „Geoff” faktycznie może czuć, że jest coś Zastalowi winien, ale powinien pamiętać o jednym. Jeśli na samym początku powie prezesowi klubu, że jest gotów zagrać promocyjnie za otrzymanie 6 z 10 pensji, to zamiast na jego konto mogą wpłynąć zaledwie dwie – ironizuje jedna z osób świetnie zorientowanych w realiach zielonogórskiego klubu.
Żarty żartami, ale faktem jest, że powrót Groselle’a do Zielonej Góry to dla PLK świetna informacja. Jego odrodzenie w barwach zespołu, w którym święcił największe sukcesy i odrodzenie potęgi samego pięciokrotnego mistrza Polski może stać się jedną z piękniejszych historii kolejnego sezonu.
Jak również – ale to przecież sól sportu, ściskamy kciuki! – jedną z jego największych niespodzianek.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
2 komentarze
hahaha ten wasz drugi redaktorzyna od bólu
d..
ma teraz oczy jak 5 zł. Piękne klasyczne samozaoranie.
to chyba dlatego w tym tekście roi się od byków…