Strona główna » Bartłomiej Karolak: To nie jest brak ambicji!

Bartłomiej Karolak: To nie jest brak ambicji!

0 komentarz
Koszykarz z ofertami z wyższej ligi, wybiera grę w półamatorskich rozgrywkach, aby skupić się na przygotowaniu do zawodu trenera. Bartłomiej Karolak nowy zawodnik Kolejarza Basket Radom i… drugi trener w HydroTrucku opowiada o swoich motywacjach i spojrzeniu na koszykarską przyszłość.

Pamela Wrona: Czy lubisz obalać mity?

Bartłomiej Karolak: Nigdy się nie zastanawiałem, trudno powiedzieć… Takiego wywiadu jeszcze nie miałem (śmiech). Ale chyba każdy ma w życiu sytuacje, kiedy lubi je obalać, chce czegoś dowieść.

Wydaje mi się, że jednym z takich mitów jest przeświadczenie, że jeżeli koszykarz świadomie wybiera niższą ligę, to już nie ma ambicji, albo musi być już bliski sportowej emerytury. W Twoim przypadku jest odwrotnie.

Zdecydowanie. Takie wybory niekoniecznie świadczą o tym, że nie ma się ambicji. W moim przypadku, faktycznie, jest zupełnie odwrotnie.

Z jakimi mitami jako koszykarz dotychczas najczęściej się spotykałeś?

Wydaje mi się, że istnieje taka opinia, że osoba młoda nie będzie dobrym trenerem, nie będzie miała autorytetu wśród zawodników. Jednak w ostatnich latach trochę się to zmieniło. Pojawia się coraz więcej osób, które chcą się uczyć i już w bardzo młodym wieku posiadają dużą wiedzę merytoryczną, którą potrafią przekazać we właściwy sposób.

Po kontuzji nie ma już śladu?

To był mój pierwszy poważniejszy uraz. Przez ostatnie 10 lat przegapiłem może z 5 meczów. Zawsze było wszystko w porządku, ale przydarzyła mi się kontuzja – obustronna przepuklina pachwinowa. Udało mi się dograć sezon, przeszedłem operację na początku maja. 

Przy tego typu kontuzji dosyć szybko można wracać do aktywności fizycznej, bo już po miesiącu mogłem zacząć drobne ćwiczenia stabilizujące. Jednak nie wiedziałem do końca jak zareaguję po przerwie od sportu. Ostatni mecz zagrałem 10 kwietnia. Chciałem swobodnie wejść w sezon, ale wiedziałem, że w pierwszej lidze może być różnie.

Co masz na myśli?

Otrzymałem propozycję od trenera Przemysława Łuszczewskiego, któremu naprawdę wiele zawdzięczam. Tym razem nie mogłem mu zagwarantować jak długo czasu będę potrzebował, by dojść do pełnej sprawności. Ta intensywność podczas okresu przygotowawczego jest na pewno dużo większa w pierwszej lidze i chciałem zachować się wobec niego w porządku, przedstawiłem mu sytuację i plany. Cieszę się, że fajnie się zachował, zrozumiał moją decyzję i życzył powodzenia.

Dlaczego zatem, nie mając jeszcze trzydziestu lat, koszykarz decyduje się na grę w drugiej lidze? Ta informacja wśród kibiców wzbudziła niemałe zaskoczenie.

Drugą ligę wybrałem ze względu na możliwość łączenia gry z wdrażaniem się w trenerkę. Do tego, nie chcę rezygnować całkowicie z profesjonalnego grania. Mam świadomość, jak przeważnie odbierana jest druga liga, natomiast tutaj w Radomiu wszystko będzie na naprawdę dobrym poziomie. Chcemy powalczyć o jak najwyższe miejsce i sprawić niejedną niespodziankę. 

W klubie trenerem jest Kuba Stefaniuk, z którym znam się bardzo dobrze, jest również młody, bardzo ambitny i zawsze świetnie przygotowany do treningów i meczów, także o jakość, intensywność, jak i organizację mogę być spokojny. W drużynie jest wielu chłopaków, którzy na co dzień pracują, odpadają nam więc ranne treningi.

Doświadczenie trenerskie będziesz zbierał u boku trenera Roberta Witki w pierwszoligowym HydroTrucku Radom. Jakie były kulisy tego „transferu”?

Na początku rozmowy dotyczyły gry w drugiej lidze, a następnie pojawił się temat zostania asystentem w pierwszej, u trenera Roberta Witki, który poszukiwał takiej osoby. Rozmawiałem z prezesem Piotrem Kardasiem i zaproponowałem swoją osobę, ponieważ bardzo interesuje mnie zostanie szkoleniowcem. Trener Witka zaakceptował mnie i zaprosił do współpracy.

Chcę po prostu uczyć się jak najwięcej. Chcę być na treningach, patrzeć jak wygląda to od drugiej strony, bo dotychczas miałem tylko perspektywę zawodnika. Na płaszczyźnie organizacji, treningów, ćwiczeń, skautingu, ma iść to w kierunku mojego rozwoju. Bardzo się cieszę, że trener Witka bardzo chętnie ze mną rozmawia na wszelkie tematy koszykarskie, podpowiada, daje konkretne zadania podczas treningów.

Dlatego jednocześnie będziesz jeszcze grał w niższej lidze, by całkowicie nie odchodzić w cień?

Bardzo poważnie traktuję zarówno obowiązki zawodnicze w drugiej lidze, jak i trenerskie w pierwszej. Z trenerem Stefaniukiem od początku ustaliliśmy, że będę grał tylko w drużynie drugoligowej. Nie było w ogóle tematu gry w pierwszej lidze. Co ważne, pierwszoligowy HydroTruck i drugoligowy Kolejarz Basket to kluby, które ze sobą współpracują.

Mam nadzieję, że uda mi się to połączyć. O tyle, o ile z treningami nie będzie problemu, bo robimy wszystko, żeby się na siebie nie nakładały, tak pozostaje kwestia meczów wyjazdowych. Terminarz nie jest zbyt przychylny, natomiast będziemy starać się o to, aby mecze wyjazdowe drugiej ligi były w innym terminie niż w te w pierwszej.

Zostawiasz sobie otwartą furtkę?

Jak najbardziej. Myślę, że na boisku jako zawodnik mam jeszcze trochę do zaoferowania. Nie wiem co będzie za rok, ale teraz chcę dać z siebie wszystko zarówno jako asystent trenera Witki, jak i zawodnik Kolejarza.

Od zawsze chciałeś być trenerem? Długo dojrzewała w Tobie ta myśl?

Od zawsze widziałem siebie w tej roli, koledzy z boiska często wspominali, że muszę kiedyś spróbować trenerki, bo mam do tego „głowę”. Od kilkunastu lat prowadzę swoje notatki, nagrywam filmiki, dużo zapisuję. Mam bardzo analityczne spojrzenie na koszykówkę. Interesuje mnie przyczyna, dlaczego coś się wydarzyło, dlaczego ktoś traci mniej punktów, dlaczego ktoś jest o wiele bardziej skuteczny i tak dalej. Strona taktyczna zdecydowanie bardziej mnie kręci. Ze względu na swoje warunki fizyczne musiałem nadrabiać, dużo analizowałem.

Na pewno trener Łuszczewski, nawet na poziomie drugiej ligi był osobą, która mnie ukształtowała. Byliśmy taktycznie dobrze przygotowani do spotkań, analizy wideo były bardzo praktyczne. Mało kto chciał wtedy z nami grać, bo przeciwników mieliśmy świetnie rozpracowanych. To była pierwsza osoba, która zaszczepiła we mnie analityczne spojrzenie. Później już sam zacząłem oglądać wiele meczów, zapisywać wnioski. Zacząłem wyrabiać własne spojrzenie na koszykówkę.

Kolejną osobą, która miała na mnie duży wpływ jest trener Bartosz Sarzało, z którym współpracowałem w tym roku w Starogardzie Gdańskim. Myślę, że podobnie jak ja, jest bardzo zafiksowany na punkcie koszykówki. Trzymam za niego kciuki w jego dalszej karierze trenerskiej.

Każdy może być trenerem – prawda czy fałsz?

Nie, absolutnie. Sądzę, że trzeba mieć to „coś”. Ja sam jeszcze nie wiem, czy to mam. Na pewno jednak, podoba mi się to, że trener ma wpływ na to, co się dzieje na boisku, a z drugiej strony na parkiecie ma zawodników, więc musi przekazać taką wiedzę, by zrealizować wszystkie założenia i swoją myśl.

Jak znaleźć to „coś”?

Trzeba doświadczać, próbować. Myślę, że im wcześniej się zacznie, tym lepiej. Szybciej dowiesz się, czy jest to coś dla ciebie. Poczułem, że teraz jest odpowiedni moment. Mam swoje spojrzenie na koszykówkę, swoje pomysły, ale póki co, chcę się uczyć, dużo obserwować i czerpać wiedzę od doświadczonych trenerów.

To jakie jest Twoje spojrzenie na koszykówkę?

Ciężko w kilku zdaniach odpowiedzieć na to pytanie, bo to naprawdę złożony temat. Na pewno bardzo chciałbym obrać taki kierunek, by każdy czerpał radość z tego co robi, by zbudować świadomość, że można razem odnosić i celebrować sukcesy, nawet te najmniejsze. Są liderzy, jest podział ról, taktyka i tak dalej. Ale należy doceniać, że jest to wspólna praca, na którą pracują wszyscy. Można mieć talent, ale dobro zespołowe jest dla mnie kluczem.

Chyba kolejnym mitem jest to, że nierzadko uważa się, że były zawodnik będzie dobrym trenerem.

To prawda, nie jest to żaden wyznacznik. Mimo wszystko uważam, że jak było się w szatni, to łatwiej podejść do niektórych graczy, wiedząc, jak oni reagują w danych momentach. Każdy jest inny, relacje trzeba budować na swój sposób.  Nie jest to łatwe. Praca trenera jest na pewno trudna i o wiele bardziej wymagająca.

Twój nowy klub to zespół złożony po części z niesłyszących koszykarzy. Sądzę, że to też nowe i ciekawe wyzwanie.

Zdecydowanie, jest to bardzo ciekawe. W zespole mamy kilku chłopaków, którzy nie słyszą całkowicie lub mają częściowy niedosłuch. Mimo to dużo rozumieją, doskonale czytają z ruchu warg. To fajne i nowe doświadczenie. Wszyscy są ambitni i utalentowani. 

Komunikacja na boisku wygląda oczywiście inaczej. Jeżeli mowa o sytuacjach w ataku, to jeszcze tego problemu dużego nie ma, bo możemy pokazać co gramy, jakie zagrywki. Natomiast trudniej jest w obronie, bo to musimy ustalić przed meczem, co robimy na zasłonach, bo jak krzykniemy, to nie wszyscy usłyszą. Zatem zasady w obronie muszą być sztywne. Trenujemy od pierwszego sierpnia. Obserwowałem wcześniej poczynania chłopaków i wiedziałem, jak funkcjonują. 

A czy jest tak, że jeśli zawodnik wywodzi się ze sportowej rodziny, to naturalne jest podążanie tą samą ścieżką?

Po części na pewno tak. Tata grał, zaszczepił w nas koszykówkę od małego. Nie ukrywam jednak, że czasem zastanawiam się, czy w innej dyscyplinie nie byłbym lepszy (śmiech).

Proszę o konkrety.

Z bratem Jakubem zaczynaliśmy od piłki nożnej. I byliśmy naprawdę nieźli, był duży potencjał. Ale jak pojawiła się koszykówka, to już przy niej zostaliśmy.

Prywatnie jestem kibicem piłki nożnej, a szczególnie klubu A.C. Milan, nawet kilka razy udało mi się być w Mediolanie na meczach. I zapewne wiesz, że w Łańcucie u trenera Dariusza Kaszowskiego, jak ktoś nie potrafi grać w piłkę nożną, to się nie nadaje do Sokoła (śmiech). Ale czasami z chłopakami z Łańcuta śmialiśmy się, że można było wybrać futbol. Ale w żadnym wypadku nie żałuję, że postawiłem na koszykówkę, bo z roku na rok kręci mnie ona coraz bardziej.

Czym, poza osobą taty, przekonała cię koszykówka?

Niewiele pamiętam, ale rodzina zawsze wspomina, że z bratem wszędzie chodziliśmy z piłką do koszykówki. Była z nami wszędzie, nie rozstawaliśmy się z nią. Talent rzutowy podobno mamy po tacie, więc te treningi i rzucanie chyba przyniosły efekt.

Nie miałem żadnych wyobrażeń, na początku było więcej zabawy. Dość późno zacząłem grać bardziej profesjonalnie, to brat miał więcej talentu, był lepszy, łapał się na kadry młodzieżowe. Ale i tak dotarłem dalej, niż się spodziewałem.

Tata był naszym autorytetem. W podejmowaniu decyzji co do kolejnego sezonu zawsze dawał wskazówki. Dla mnie jest moim „agentem”, pomagał mi w tych sprawach. Tata doradzał, ale decyzje podejmowałem sam. Teraz wiedział, że ciągnie mnie w stronę ławki trenerskiej. Jak usłyszał, jakby to miało wyglądać, powiedział że jest to naprawdę dobry pomysł. 30 lat to nie jest dużo, ale na pewno mniej mi zostało i mniej już przede mną, niż odwrotnie.

Czy między dwoma Karolakami była kiedykolwiek rywalizacja?

Nie, chociaż na treningach poniekąd naturalnie się pojawia, ale jeżeli chodzi o kibicowanie i wspieranie, dużo bardziej stresuję się jak oglądam brata. Przeżywam to inaczej, mam inne emocje niż wtedy, kiedy sam gram. Zawsze mu kibicuję, oglądam każdy mecz i trzymam kciuki, żeby jak najszybciej wrócił do zdrowia po pechowej kontuzji kolana.

Jakie cele są zatem przed Bartłomiejem?

Może zabrzmi to banalnie, ale w ostatnim czasie zacząłem doceniać te najmniejsze rzeczy. Mam wspaniałą żonę, która zawsze przy mnie jest i wspiera w każdych chwilach. Do tego moja pasja jest jednocześnie moją pracą, więc czego chcieć więcej? Aby tylko zdrowie dopisywało, a na pewno będę szczęśliwym człowiekiem. Chcę powoli wdrażać się w rolę trenera, ale na pewno jako zawodnik nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Bardzo podoba mi się przykład Andrzeja Urbana, jak u niego wszystko się potoczyło w Ostrowie. Śledzę uważnie jego poczynania i marzy mi się, by kiedyś móc z nim współpracować. A może obalę mit, że nie można osiągnąć tego będąc młodym? Może coś takiego zdarzy się i u mnie?

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet