Festiwal przedsezonowych sparingów rozkręcił się na dobre. W ostatnim tygodniu swoje mecze rozegrali także medaliści poprzedniego sezonu – Legia Warszawa dwukrotnie mierzyła się z Anwilem Włocławek, raz na wyjeździe, raz u siebie.
Pierwsze spotkanie w Hali Mistrzów zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 76:73. W drugim zaś górą była Legia – 80:71. Mecze na żywo mogli obejrzeć karnetowicze (w przypadku klubu z Warszawy) i najszybsi karnetowicze (w przypadku Włocławka). Ja miałem okazję oglądać spotkanie na Bemowie.
Tak, ja też pamiętam, że w grze na tym etapie nie chodzi o wynik i nie można rezultatów meczów traktować, jako wyznacznika siły obu ekip. Anwil i Legia grały w osłabieniu, sporo minut na parkiecie spędzali gracze z końca ławki, a do tego trenerzy testowali pewne ustawienia w warunkach meczowych.
Sparingi to jednak dobra okazja do pierwszych przemyśleń odnośnie zawodników i ich indywidualnego potencjału. Na tym etapie można ocenić już w jakimś stopniu czyjeś możliwości, formę i to, kim w lidze mogą być.
Ja w Warszawie obserwowałem głównie pięciu zawodników, potencjalne gwiazdy obu ekip w najbliższym sezonie.
Josh Bostic – doniesienia o jego świetnej formie nie były przesadzone. Amerykanin pod względem fizycznym wygląda bardzo dobrze – po kontuzji nie ma ani śladu, a i wygląda na nieco lżejszego niż w ostatnich latach. Bostic dużo mówi, jest, jak to się brzydko tłumaczy z angielskiego, “wokalnym graczem” i już teraz można czuć w nim lidera – lidera sportowego i lidera osobowościowego.
Josh imponuje, szybko można było sobie przypomnieć, z jaką łatwością przychodzi mu rzucanie. Trójki może nie wpadały mu tak, jak w pierwszym sparingu we Włocławku, ale sposób w jaki dochodził do rzutu był iście profesorski. Zwody w repertuarze Amerykanina są niezwykle sugestywne – jak tylko będzie mu wpadać, to bez większego wysiłku (tak jak właśnie w tym meczu), będzie zdobywał te 18 punktów na mecz. W zespole z Włocławka Bostic robił na pewno największe wrażenie na ten moment – na pierwszy rzut oka widać, z jaką jakością zawodnika mamy do czynienia.
Luke Petrasek – po silnym skrzydłowym spodziewam się progresu i jeszcze lepszej gry – to chyba naturalne po takim sezonie jak ten ostatni. Amerykanin także wyglądał na już teraz dobrze przygotowanego do grania na najwyższym poziomie. Anwil rozpoczął od gry przez Luke’a, który czuł się naprawdę swobodnie i pewnie. Była też chwila z Petraskiem jako środkowym i w ustawieniach, kiedy na parkiecie nie będzie ciężkiego środkowego, można spodziewać się tego typu rozwiązań.
Travis Leslie – o tym graczu wiedziałem najmniej i bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Leslie przede wszystkim, jakkolwiek to zabrzmi, jest większy, niż się spodziewałem. Generalnie Legia jest bardzo fizyczna, dużo centymetrów, dużo kilogramów – pod tym względem Anwil akurat w tym spotkaniu nie mógł się przeciwstawić rywalom.
Leslie i Marble na pozycjach 2/3 w PLK powinni dominować, jeśli będą grali obok siebie. Amerykanin nie miał problemu żeby wziąć na plecy Bostica i trafić rzut z odejścia nad graczem Anwilu, co chyba dobitnie pokazuje, jak on fizycznie może wyglądać.
Możliwości Travisa są duże – to chyba mocno niedoceniany transfer. Jeśli będzie w stanie regularnie prezentować się choćby w 70% tak jak w niedzielę, to może być nawet nadwyżką nad Rayem Cowelsem.
Geoffrey Groselle – to nie jest ten poziom gry z Amerykanin jaki był w Zastalu, przynajmniej teraz, tzn. zdecydowanie mniej piłek na ten moment trafiało do Groselle’a. Być może to kwestia jeszcze nie do końca dobrego przygotowania fizycznego (babole blisko obręczy), ale chyba też nie powinniśmy się spodziewać aż tak wielu akcji z Amerykaninem.
Jest to jedna z najciekawszych rzeczy przed tym sezonem – jak pogodzić role w ataku Legii, drużyny nabitej talentem. Groselle zdobywał raczej punkty na wprost kosza, floaterami, znacznie rzadziej był wyprowadzany do gry tyłem. Zapewne takie akcje się pojawią, ciężko żeby nie korzystać z takiej armaty, ale jednak ciężar gry będzie raczej bardziej przesunięty na obwód w porównaniu do Zastalu.
Ray McCallum – umiejętności rzucają się w oczy – dwie trójki z rzędu, w tym jedna z (nieodgwizdanym) faulem, do tego bardzo dobrze wykorzystana akcja na koniec kwarty – to takie zagrania, które pokazują klasę gracza i jego możliwości. Co do McCalluma strzelca raczej nie mieliśmy wątpliwości, ale za to McCallumowi kreatorowi trzeba się przyglądać.