Celtics (18-5) – Miami Heat (11-12) 116:120 (OT)
Nie ma w NBA wielu piękniejszych obrazków niż Jimmy Butler przejmujący mecz. Tak naprawdę przejął go już w końcówce regulaminowego czasu, ale wówczas jeszcze najlepszą drużynę obecnego sezonu uratował chodzący po wodzie Jaylen Brown (37 punktów, 14 zbiórek):
Butler jak to Butler – wzruszył ramionami i w dogrywce niewzruszony wrócił na boisko, dokończyć robotę. Niby niezbyt rzucające się w obecnych czasach NBA 25 punktów, ale też 15 zbiórek i kilka trafień w dogrywce, na które C’s nie mieli żadnej odpowiedzi.
0/7 za trzy Jaysona Tatuma i zaledwie 14 punktów. Takie mecze, było nie było na szczycie Wschodu – grali dwaj ifnaliści z poprzedniego sezonu! – mogą być mu wypominane, gdy pod koniec rozgrywek będzie przyznawana statuetka MVP.
Butler mógł liczyć na wsparcie tercetu Bam Adebayo (28 punktów), Tyler Herro (28), Kyle Lowry (20). Rezerwowi Heat zdobyli tylko 11 punktów przy 29 Celtics. Ale koszykówka to nie tylko punkty – tak naprawdę właśnie podczas starć graczy druoplanowych Heat zyskiwali w tym meczu najwięcej.
Bucks (15-6) – Lakers (9-12) 129:133
Cóż to był za mecz – jeśli ktoś chciałby sobie przypomnieć, jak to jest poczuć zapach play-off, powinien go obejrzeć. Koniecznie! Jeśli ktoś jeszcze nie wierzył, że Lakers – po tym fatalnym 2-12 na starcie rozgrywek – mogą jeszcze w tym sezonie wrócić do żywych, to chyba najwyższy czas, aby przynajmniej dopuścił taką możliwość do myśli.
Anthony Davis (44 punkty, 10 zbiórek) i LeBron James (28 punktów, 11 asyst, 8 zbiórek) mają ewidentnie dość żartów na własny temat i wzięli się do roboty. Dziś w nocy w starciu z drugą najlepszą ekipą Wschodu wzięli na siebie 54 rzuty. Trafili 30. Właśnie za tego typu mecze Jeanie Buss przeleje w tym sezonie na ich konta 82 miliony dolarów. To oni trafiali w kluczowych momentach – w tym LeBron za 3 z ósmego metra! – a najważniejszą akcję w obronie, wyrywając Bucks piłkę z gardła, zaliczył najlepiej opłacany zawodnik Lakers Russell Westbrook (15 punktów, 11 zbiórek i 7 asyst z ławki).
Zdecydowanie najbardziej imponujące zwycięstwo Lakers w sezonie, po którym ich kibice NAPRAWDĘ mogą mieć nadzieje na lepsze jutro.
Debiutujący w tym sezonie Khris Middleton nie zawiódł – 17 punktów (6/11 z gry) i 7 asyst. Giannis też był sobą – 23 rzuty przekuł na 40 punktów, dodał 7 zbiórek i 5 asyst. Świetny był też trzeci z muszkieterów z Milwaukee Jrue Holiday (odpowiednio – 28/6/9).
Ale tego wieczoru na Lakers to było wciąż za mało. Goście z LA trafili 42 proc. rzutów za 3. Ktoś jeszcze (oprócz osób spoglądających obecnie w tabelę) pamięta, że w pierwszych 12 meczach tego sezonu skuteczność ekipy Darvina Hama ledwo co przekraczała 20 procent?
Nets (13-11) – Raptors (11-11) 114:105
Cóż za mylący wynik końcowy – tak naprawdę dominacja Kevina Duranta (nie musiał się przemęczać – 17 punktów z zaledwie 10 rzutów) i spółki nie podlegała żadnej dyskusji. Nets prowadzili 43:17, chwilę później 65:31. Game over.
Najważniejsza informacja dla kibiców z Brooklynu: Kyrie Irving znów gra dobrze w koszykówkę (27 pkt, 5 zbiórek, 5 asyst), a TJ Warren po niemal dwuletniej przerwie spowodowanej kolejnymi kontuzjami – znów gra w koszykówkę. Pamiętacie gościa? To ten sam, który przez chwilę był w czołówce kandydatów do MVP, gdy w trakcie pandemii koronawirusa NBA wznowiła rozgrywki w bąblu w Orlando. Warren produkował wówczas 26,6 pkt i 6,3 zbiórki na mecz. Minionej nocy zagrał 12 minut i zdobył 3 punkty. Powroty po 24 miesiącach przerwy mogą być trudne.
Nieszczególnie widać za to kilkutygodniową przerwę w grze Pascala Siakama (24 punkty, 7 zbiórek, 4 asyst), ale to jedna z niewielu pocieszających kibiców Raptors informacji meczu w Nowym Jorku.
Hornets (7-15) – Wizards (11-12) 117:116
Bradley Beal (33 punkty, 12/24 fg, 7 asyst) całkiem długimi momentami wyglądał na gościa wartego tego ogromnego kontraktu za ćwierć miliarda dolarów, który latem podpisał z Wizards. Ale w kluczowym momencie – sześć sekund przed końcem, przy jednopunktowej stracie, oddając całkiem komfortowy rzut z półdystansu na zwycięstwo, po prostu spudłował.
W barwach Wizards kolejny niezły występ Kristapsa Porzingisa (21 pkt, 11 zbiórek, choć też 0/6 za 3).
25 punktów i 8 asyst Terry’ego Roziera, 22 i 7 zbiórek Kelly’ego Oubre Jr oraz 21 walczącego o nowy kontrakt PJ Washingtona. Tak trochę po cichu – PJ Washignton stał się świetnym, wszechstronnym koszykarzem!
Hawks (13-10) – Nuggets (14-8) 117:109
No Trae Young? No problem. Dejounte Murray przypomniał wszystkim dookoła, że on też potrafi przejmować mecze. 34 punkty, 8 zbiórek i kilka świetnych, skutecznych akcji w kluczowych momentach meczu. Oraz ten wzrok cichego, psychopatycznego koszykarskiego mordercy. Przyjemnie spojrzeć!
Najważniejszy pomocnik Murraya w tym meczu? Oczywiście, że AJ Griffin. 19-letni debiutant rozegrał najlepszy mecz w swojej krótkiej karierze – 24 punkty, 11/16 z gry. Trae może nieco spokojnie leczyć obolałe ramie.
Nuggets nie uratował duet liderów Joker (24 punkty, 10 zbiórek, 8 asyst) – Jamal Murray (20 punktów 7/14 z gry). Obaj zagrali – jak na swoje możliwości – poprawnie. A żeby Nuggets wygrywali tego typu mecze, muszę grać wybitnie.
Cavaliers (15-8) – Magic (5-18) 107:96
Kolejny pokaz tego, że nawet w obecnej NBA mecze można wygrywać także obroną. To już piąty mecz z ostatnich ośmiu, które Cavs zakończyli, tracąc nie więcej niż 96 punktów. Evan Mobley dzisiaj akurat nawet rzucał się w oczy linijką statystyczną – 19 punktów i 13 zbiórek. Aale i tak najwięcej mówi +15 drużyny z nim na parkiecie.
Donovan Mitchell nieustannie terroryzuje rywali (34 punkty, 7/11 za 3), a z ławki znów pomaga Kevin Love (11+11, 4/7 z gry). W liczbie zwycięstw ekipa z Cleveland zrównała się już w tabeli Wschodu z zajmującymi drugie miejsce Bucks.
Magic w odwróconej tabeli NBA imienia Victora Wembanyamy nie ustępują nikomu! Paolo Banchero może spokojnie rzucać swoje 22 punkty (10/17 z gry) i nie przejmować się szczególnie tym, że z nim na parkiecie drużyna wygląda najgorzej (-16). To najgorzej to dla szefów klubu z Florydy – niczym najlepiej!
Spurs (6-17) – Pelicans (14-8) 99:117
Amerykanie wracają do punktu wyjścia sprzed trzech lat, w którym byli przekonani, że ich walka o utrzymanie światowej dominacji w koszykówce będzie się w kolejnych kilkunastu latach opierała na talencie Ziona Williamsona. 30 punktów i rekordowe w karierze 15 zbiórek to raz, ale styl, w którym po boiskach NBA przemieszcza się w ostatnich tygodniach siejąc spustoszenie Zion jest jeszcze bardziej imponujący.
Spurs bez leczącego uraz mięśnia czworogłowego Jeremy’ego Sochana przez długi czas stawiali się Pelicans, ale w drugiej połowie z niedomiaru talentu po prostu „pękli”. Zabrakło im nie tylko polskiego debiutanta. Na ławce rezerwowych nie pojawił się też Gregg Popovich, który z powodów (jak zapewnia klub) lekkich kłopotów zdrowotnych opuści także kolejny mecz.
W barwach Spurs po raz kolejny najskuteczniejszy był wyrastający na lidera zespołu Devin Vassell (25 punktów). Dla Pelicans 21 punktów i 11 zbiórek dodał Jonas Valanciunas i nikt nawet nie zauważył słabszej postawy CJ McColluma (2/11 z gry, 5 punktów).
Grizzlies (13-9) – Sixers (12-11) 117:109
Dlaczego Memphis Grizzlies z taką niecierpliwością od początku sezonu czekali na powrót do zdrowia Jarena Jacksona juniora? Dlaczego cztery lata temu poświęcili na niego czwarty wybór draftu, rezygnując z możliwości pozyskania Trae Younga? Oto dlaczego:
Leczący kontuzję Desmond Bane mógł być w pierwszych kilku tygodniach tego sezonu drugim najlepszym graczem Grizzlies, ale tak naprawdę jeszcze istotniejsze dla nich będzie w tym sezonie zdrowie JJJ. Grając przeciwko Embiidowi zanotował 22 punkty, 9 zbiórek i 4 bloki w ciągu zaledwie 26 minut. Jeśli będzie w stanie grać na takim poziomie w meczach play-off minut 34 – Ja Morant (minionej nocy 28 punktów i 8 zbiórek) będzie mógł wszystko.
Joel Embiid znów wygląda na gracza pokroju MVP (35 punktów, 11 zbiórek, 8 asyst, 3 bloki), lecz akurat jego drużyna umiarkowanie rokuje na przyszłość. Nawet, jeśli najlepiej opłacany gracz ligi, który nigdy nie zagrał w Meczu Gwiazd (Tobias Harris) gra (jak na siebie) nieźle – 21 punktów i 11 asyst.
Suns (15-7) – Rockets (6-16) 121:122
Devin Booker po raz trzeci z rzędu zdobył ponad 40 punktów – tym razem 41 – ale w ostatniej akcji meczu spudłował aż dwa rzuty, które mogły uchronić Suns przed niespodziewaną porażką.
Jeszcze pod koniec trzeciej kwarty nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw – gospodarze pewnie prowadzili kilkunastoma punktami. Ale młodzi Rockets nagle złapali ogień. Jalen Green (30 punktów) to drugi numer draftu 2021, Jabari Smith jr (17 punktów, 6 zbiórek) trzeci 2022. W tym sezonie nie będą jeszcze zbyt często wygrywać. Tym bardziej kibice Rockets muszą doceniać takie momenty jak dziś.
Jazz (14-11) – Pacers (12-10) 139:119
Porównania do Mylesa Turnera były jednymi z najczęstszych – i najmilszych – które spotykały Walkera Kesslera przed ostatnim draftem. Minionej nocy po raz pierwszy zagrał przeciwko zawodnikowi, którego karierą by nie pogardził. Efekt? 20 punktów i 7/7 z gry. I 11 asyst. Oraz dwa bloki. W ciągu 25 minut. Nienajgorzej.
Jeszcze chwila i ludzie przestaną Walkera Kesslera nazywać Kesslerem Walkerem!
Jeszcze pod koniec drugiej kwarty na tablicy wyników widniał remis 54:54, ale na przerwę Jazz schodzili prowadząc 71:54. Emocje związane z końcowym wynikiem właściwie się wówczas z grubsza zakończyły. Lauri Markkanen (24 punkty, 13 zbiórek) wciąż pracuje na debiut w Meczu Gwiazd.
Warriors (12-11) – Bulls (9-13) 119:111
Wiecie kiedy tak naprawdę wiadomo, że Warriors są znowu TYMI Warriors? Kiedy Draymond Green trafia kluczowe trójki w końcówkach meczów. W czwartej kwarcie meczu z Bulls mistrzowie NBA roztrwonili kilkanaście punktów przewagi i już-już wydawało się, że bałkański duet Goran Dragić (14 punktów, 5 asyst) – Nikola Vucević (23 punkty, 11 zbiórek) da zwycięstwo gościom.
Wtem:
Tak, zdecydowanie – Warriors are back, Draymond swoją grą na boisku znów z niekłamaną satysfakcją przypomina wszystkim, że to „on a nie żaden Durant” był zawsze duszą tej dynastii. Kibice GSW, myśląc o przyszłości, słyszą coraz milsze dźwięki:
Cały mecz Green zakończył z linijką 13 punktów, 9 zbiórek, 10 asyst. Stephen Curry dołożył 26 punktów i 11 asyst, a aż 30 rzucił Jordan Poole. Draymond zbijał z nim piątki, jakby nigdy nie myślał o tym, by wybić mu zęby.
Sielanka!