Po wywalczonym rok temu w Manili srebrze mistrzostw świata, serbscy kibice odetchnęli wreszcie z ulgą. Emocjonalna presja nad Dunajem i Sawą nieco opadła. Legendarny trener Svetislav Pešić odpokutował berliński EuroBasket i sensacyjną porażkę z Włochami w 1/8 finału. Fakt, że do finału mundialu udało mu się wprowadzić Serbów bez Nikoli Jokicia w składzie przyniósł nadzieję na następne sukcesy.
Na co w Paryżu tak naprawdę stać srpskich momci?
Na trybunach Stade Pierre-Mauroy będzie wrzeć
Przed przyjazdem na igrzyska Serbowie bez większych problemów pokonali w sparingach Francuzów, Japończyków oraz Greków, ale też dość wysoko przegrali z reprezentacjami Australii i Stanów Zjednoczonych. W meczu z Australijczykami pauzował Bogdan Bogdanović, a w starciu z Amerykanami poza wieloma niecelnymi rzutami (6/19 z gry, 0/4 za 3 punkty) Jokić raził też wzrokiem. Bezskutecznie upraszał kolegów z drużyny o większe zaangażowanie i egzekwowanie planu gry w obronie.
Team USA podczas meczu w Abu Zabi nie pozostawił złudzeń, że narzucając swoją fizyczność w obronie może być w stanie zdominować cały paryski turniej. Bam Adebayo świetnie pomagał Anthonemu Davisowi i Joelowi Embiidowi ograniczać poczynania Jokicia, a Stephen Curry był sobą trafiając 6 z 9 rzutów za trzy punkty. W końcówce znaczenie miały już tylko widowiskowe wykończenia akcji LeBrona Jamesa. Wchodzący do gry z ławki Adebayo i Anthony Edwards zdobyli łącznie więcej punktów niż wszyscy Serbowie spoza piątki razem wzięci.
Rewanż? Już w niedzielę w oddalonym o ponad 200 kilometrów od Paryża Lille. Na górniczej północy mecze fazy grupowej paryskich igrzysk rozgrywać będą wszyscy koszykarze i koszykarki 5×5. Słaby sparing w Emiratach, motywujący rywal i bałkańscy kibice?
Na trybunach Stade Pierre-Mauroy w niedzielę będzie wrzeć! Początek szlagieru o godz. 17.15.
– Ale nie doszukuj się już tu żadnej polityki, brate! – tłumaczy mi, jadąc przez zakorkowany Belgrad na poranną siłownię jeden z zaprzyjaźnionych i doświadczonych serbskich koszykarzy z przeszłością w PLK. – Nasi do Paryża polecieli pokazać, że w koszykówkę jako drużyna jesteśmy po prostu lepsi od innych nacji. Jasne, wydarzenia sprzed ćwierć wieku, z 1999 roku, siedzą w głowie, ale nikt już w Serbii nie przedstawia niedzielnego meczu z Amerykanami w mediach z taką narracją. Koszykówka mężczyzn to dla serbskiego kibica jednak najważniejsza dyscyplina olimpijska. Wszyscy chcemy finału z USA, ale trzeba patrzeć realistycznie – tego samego chcą też przynajmniej cztery inne drużyny w tym turnieju. Dla wszystkich jest w zasięgu. Jeśli jednak będziemy grali dobrze i trafimy na hipotetycznie słabszą ekipę w ćwierćfinale, powinniśmy zagrać przynajmniej w półfinale – dodaje.
Skład na Paryż? Lista „wielkich obecnych”
Gdy patrzysz na skład Serbów, szybko dochodzisz do jednego wniosku – jest komu ten półfinał „zrobić”. Co tu się dużo oszukiwać? Widzimy czterech gości z NBA i ośmiu z Euroligi. To naprawdę mocna paka. Na dodatek taka, która potrafi się dzielić piłką jak mało która.
Gdyby dwunastka, z którą do Paryża wybrał się Pesić mogła być piętnastką, znalazłoby się w niej przy bardziej sprzyjających okolicznościach jeszcze miejsce dla Nikoli Kalinicia, Vladimira Lucicia i reprezentującego najmłodsze pokolenie, wybranego w ostatnim drafcie NBA z wysokim, 12. numerem Nikoli Topicia. Pierwszy zdecydował się jednak zakończyć karierę reprezentacyjną, drugi dochodzi do siebie zdrowotnie po intensywnym sezonie, a trzeci – ku rozczarowaniu także fanów Oklahoma City Thunder – jest już po operacji zerwanego więzadła krzyżowego i jego przerwa w grze potrwa zdecydowanie dłużej niż lato.
Skład Serbów wciąż jednak imponuje, tylko spójrzcie na ten zestaw:
O tym, jak wymagającym rywalem jest Jokić wiedzą już nawet wszyscy Amerykanie. Nie zdobywa się trzech tytułów MVP w NBA przypadkowo. Jasne, Vasilije Micicia NBA póki co „przeżuła” – już w trakcie sezonu debiutanckiego został odesłany przez Thunder do Charlotte. Ale mówimy tu przecież o gościu, który bywał MVP i królem strzelców Euroligi, a także – dwukrotnie! – jej mistrzem i najlepszym graczem Final Four. Takich też nie sieją!
Nikola Jović z Miami Heat? Na pewno też ma coś do udowodnienia. W ostatnim sezonie NBA trafiał już trójki na 40-procentowej skuteczności, zwiększając liczbę prób. Jest jeszcze Aleksa Avramović. Jeśli on we Francji będzie analizował grę poszczególnych gwiazd USA tak skutecznie, jak podczas ostatnich mistrzostwach świata postawę Shaia Gilgeousa-Alexandra, to możemy spodziewać się kolejnych defensywnych fajerwerków w jego wykonaniu.
Jeśli Micić został przez NBA „przeżuty”, to Filip Petrusev – kryty we wspomnianym, niedawnym sparingu z USA przez LeBrona – został „przeżuty i wypluty” (zagrał w USA tylko trzy mecze). Jeśli jednak 24-letni środkowy Olympiacosu utrzyma dyspozycję z meczów towarzyskich, w których notował średnio o ponad 5 punktów więcej (double-double w starciu z Francją!) niż w ostatnim sezonie w Eurolidze, możemy być świadkami jednego z ciekawszych olimpijskich debiutów.
Bogi na ołtarzach – znaczy kapitan!
Na koniec – last but not least – kapitan. Ten, który potrafi punktować seriami i w Europie, i w NBA. Jeśli zacznie dziurawić kosz rywali na poziomie, na który go stać – Serbowie za kilkanaście dni znów mogą spotkać się na placu przed ratuszem w Belgradzie, by odśpiewać wspólnie Veseli se srbski rode, jednej z największy patriotycznych przebojów ostatnich lat.
Serbscy patrioci szczególnie ukochali sobie jednego koszykarza.
To niekwestionowany ulubieniec narodu, podziwiany przez kibiców i ceniony przez dziennikarzy. Bohater kampanii reklamowych. Zawsze z czarującym uśmiechem na twarzy i świeżym contentem na Instagramie. Absolwent belgradzkiego technikum elektronicznego. Wyważony w słowach, rodzinny. Podobno wciąż wolny! Strzelec wyborowy – Bogdan Bogdanović.
Reprezentacji nie odmawia. Nigdy. Z serbskim, dwugłowym orzełkiem na piersi, nakręcany okrzykami „jedan je Bogi kapiten” i innymi przyśpiewkami tego typu ze strony kibiców, zawsze daje z siebie maksa. To tak naprawdę on, a nie Jokić jest najpewniejszym i najbardziej sprawdzonym punktem kadry Pešicia.
Może i w NBA nigdy nie zostanie już gwiazdą pierwszej wielkości, ale dla Serbów – jest nią bezspornie.
U Srbiji ništa ne uspeva kao uspeh
„W Serbii nic nie udaje się tak jak sukces” – stwierdził przed wyjazdem na igrzyska trener serbskiej kadry Svetislav Pešić.
Gra słowami uspeva i uspeh to pstryczek w nosy malkontentów, którzy po nieudanym EuroBaskecie dwa lata temu domagali się natychmiastowego zwolnienia serbskiego selekcjonera, kwestionując jego metody pracy i wskazując zaawansowany wiek jako największą przeszkodę w długofalowej pracy. Rok wielu z nich apelowało do trenera o otwarcie autorskich klinik trenerskich, by jego myśl szkoleniowa jeszcze mocniej rozprzestrzeniała się po wszystkich ośrodkach w kraju.
Oszczędny w słowach Pešić, poza humorystycznymi komentarzami na temat swoich dokonań w roli head coacha, zapobiegawczo podkreśla też, że reprezentacja USA, która przyjechała do Paryża jest dziś… znacząco silniejsza niż ta sprzed 32 lat z Barcelony.
Jego ekipa udała się jednak do Francji ze świadomością siły i na dodatek raczej wolna od paraliżujących oczekiwań. Mówienie, że wicemistrz świata może być czarnym koniem igrzysk może kogoś śmieszyć, ale – biorąc pod uwagę za jak wyraźnego faworyta uważani są Amerykanie – przecież końcowe zwycięstwo każdego z ich rywali będzie stanowiło sensację.
Svetislav Pesić zdobył w swojej karierze niemal wszystko – EuroBasket z dwoma reprezentacjami (Niemcy i Serbia), mistrzostwa świata z Serbią na dodatek na amerykańskiej ziemi w Indianapolis, ale olimpijskiego medalu nie ma. Z Paryża na pewno nie chce wracać z pustymi rękoma.
Aleksandra Samborska, @aemgie