Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Aleksandra Samborska: Sezon PLK pędzi jak szalony – Ty ze swoją Stalą też. Mimo prób podwajania i innych sztuczek obrońców z Dąbrowy, ostatni mecz z MKS zakończyłeś z linijką 24/9/4, wymuszając też 6 fauli. Twoje indywidualne zdobycze długo jednak nie rozstrzygały losów meczu. Momentami musieliście wręcz gonić rywala. Dlaczego to zwycięstwo przyszło Stali tak trudno?
Laurynas Beliauskas: Nie byliśmy konsekwentni w obronie, szczególnie w grze 1 na 1. Mieliśmy też problem z powrotem do defensywy. Gdy już zdobywając kolejne punkty budowaliśmy przewagę, wdzierało się jakieś rozproszenie po drugiej stronie boiska. W meczach z drużynami, które atak mają ułożony tak dobrze jak MKS nie można zostawić im tak wiele swobody, bo gdy tylko wejdą w swój rytm i zobaczą, że zwycięstwo jest w zasięgu – robią się jeszcze groźniejsi. Do Dąbrowy przyjechaliśmy osłabieni, dlatego sobotnia wygrana cieszy jeszcze bardziej. Pozwala na zachowanie rytmu przed kolejnymi meczami.
Wcześniej mieliście wyrównane starcie z Sokołem Łańcut w Ostrowie, później to w Dąbrowie. W tabeli z tymi drużynami nie jesteście sąsiadami, a walczycie punkt za punkt. Zaskoczyło cię to jak wyrównana jest nasza liga?
Faktycznie, drużyny w PLK są bardzo zbliżone poziomem. Jeden zastój w ofensywie może kosztować cię przegrany mecz. Wszystkie ekipy są mocne i sportowe dobrze przygotowanie. Kwestie organizacyjne też zdają się mieć na podobnym poziomie. Brak drużyny euroligowej powoduje, że Orlen Basket Liga jest niesłychanie ciekawa. Na Litwie mamy Żalgiris i Rytas jako dwa mocne kluby europejskie, a inne teamy co sezon muszą się do nich dostosowywać.
O Stali można powiedzieć, że narzuca rywalom swój wysoki poziom. Świadczą o tym nie tylko aktualne miejsce w tabeli, ale również głośne transfery i indywidualne osiągnięcia. Wszyscy pamiętamy twoje świetne mecze z turnieju finałowego o Puchar Polski. Jakim cudem tak szybko wkomponowałeś się w drużynę?
Decydujące okazało się zespołowe rozumienie koszykówki – ono bardzo nas spaja. Tylko jako grupa, która ufa sobie na boisku, możemy zwyciężać. Z każdym rywalem. W ostatnich tygodniach kontuzje wykluczyły kilku chłopaków. To komplikuje zgrywanie się, ale czuję, że mimo tych absencji, z każdym kolejnym treningiem jako drużyna robimy postępy. Mamy wielu zawodników z naprawdę wysokim, koszykarskim IQ. Nasza rotacja to duży bonus. Razem czytamy obronę rywali, chcemy wspólnie karcić ich słabe strony.
W meczu z Treflem to jednak przeciwnicy skarcili was…
W Sopocie mieliśmy widoczne zastoje w grze obronnej. Kontuzja Aigarsa spowodowała, że wciąż musiałem być rozgrywającym, a z piłką w ręku byłem bardzo naciskany. Kiedy, zmuszeni sytuacją, przesuwamy się na swoje nienaturalne pozycje, to ciężko o najlepszą grę.
Czy w pełnej rotacji u trenera Andrzeja Urbana możesz grać swój naturalny basket?
Tak. Bardzo polubiłem coacha Andrzeja, który ma głowę pełną pomysłów i duży trenerski potencjał. Wkomponował w zespół bardzo inteligentych graczy takich jak Tomek Gielo czy David Brembly. To w dłuższej perspektywie czasu przyniesie owoce. W Grecji oczekiwano ode mnie gry na trójce, bez piłki.w ręku. Miałem tylko rzucać. Tymczasem ja jestem typem koszykarza combo, który lubi też „wozić się” na piłce, grać pick’n’rolle. W Ostrowie czerpie satysfakcję z naszej gry, a na dodatek organizacja klubu jest znakomita. No i mam swoją, ważną rolę do odegrania i piłkę w rękach.
Masz bogate doświadczenia z ligi hiszpańskiej, gdzie twoim szkoleniowcem był legendarny Moncho „Alchemik” Fernandez. Jak wspominasz lekcje tego trenera?
Moncho jest jedyny w swoim rodzaju, tak jak i jego ofensywne playbooki. Piłka w jego zespole ma chodzić jak po sznurku, a detale, na które zwraca uwagę, są niesamowicie dopracowane. Tak, on jest już prawdziwą legendą.
Grałeś w Hiszpanii, Niemczech i Grecji, teraz przyszedł czas na Polskę. Nie tęsknisz za rodzinną Kłajpedą?
Z Kłajpedy wyjechałem tak naprawdę jako dzieciak. Wszystkie koszykarskie przystanki budowały mój sportowy charakter poza strefą komfortu. Z tego także bierze się skuteczna gra. Pierwsza zagraniczna oferta – ta z Hiszpanii, to była propozycja z gatunku takich nie do odrzucenia. Oni tam są szalenie emocjonalni. Czy w Obradoiro było ciężko? Na pewno. Ale ta przygoda także wzniosła mnie na wyższy koszykarski poziom.
Środowisko koszykarskie w Polsce od lat marzy, by na kolejnym, wyższym poziomie zadomowiła się nasza ukochana dyscyplina sportu. Powinniśmy podpatrywać Litwinów?
Basket w Polsce jest coraz lepszy, to widać i o tym słychać, ale faktem jest też, że to tylko jedna z wielu dyscyplin które uprawiacie. Nawet w tak niewielkim mieście, jakim jest Ostrów Wielkopolski są inne ekipy zawodowe – byłem na przykład w wypełnionej hali na meczu piłki ręcznej. Tymczasem na Litwie koszykówka współtworzy naszą najnowszą historię i tożsamość. Rodzice są kibicami, więc posyłają dzieci na zajęcia basketu. Sama dobrze znasz Litwinów – kiedy gramy w kosza, w naszych oczach tli się żar. Głód gry doskwiera nam przez całe wakacje, gdy spotykamy się na gierki na zewnątrz. Niektórym może się wydawać, że to kwestia wyszkolenia, ale tak naprawdę tu chodzi o coś innego – o serce. Nam nie chodzi tylko o rzucanie piłeczką do kosza. Dzieciom od małego wpaja się, że mają grać w koszykówkę w jednym celu – by zwyciężać.
Podejrzewam, że litewskie serce do gry w basket bije w podobnym rytmie jak to ostrowskiego kibica. Zdążyłeś się już zaaklimatyzować?
Tak, zostałem bardzo ciepło przyjęty. Nasi kibice są fantastyczni. Dla takich aż chce się grać! W Ostrowie mam – a w zasadzie będę miał od przyszłego tygodnia, gdy dołączy do mnie żona – wszystko. Jestem typem domatora, po treningach czytam, oglądam, gram, ale w mieście jest też gdzie wyskoczyć na dobre jedzenie. No i hala – to świetny obiekt wypełniający się na meczach kibicami. W Ostrowie czuć świetny, koszykarski klimat.
Przed wami mecz z Gliwicami, a następnie szlagier ze Śląskiem. Jak przebiegają przygotowania?
W myśl zasady „najważniejszy jest najbliższy mecz” skupiamy się tylko na pojedynczych rywalach i udoskonalamy swoją grę. Najważniejsze to nie dekoncentrować się w obronie. Liczą na nas wszyscy: trenerzy, włodarze klubu i kibice. Na parkiecie jesteśmy grupą doświadczonych profesjonalistów. Patrzymy na ligę i swoją pracę z chłodną głową, a to zdejmuje z nas presję. Naprawdę udany sezon to nasz wspólny cel.
A jaki jest indywidualny cel Laurynasa Beliauskasa w barwach Argedu BM Stal Ostrów Wielkopolski?
Mistrzostwo Polski. Zrobię wszystko, byśmy je zdobyli.
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>