To będzie mecz, który skupi uwagę nie tylko wielu kibiców koszykówki spod znaku FIBA, ale także tych, dla których solą basketu pozostaje NBA. Na parkiecie spotkają się dwaj zawodnicy, którzy w poprzednich czterech latach podzielili między sobą cztery tytuły MVP najlepszej ligi świata. Zrobili to w świecie, w którym wydawało się, że ligę przejmuję snajperzy rażący rzutami z 10 metra w stylu Stephena Curry’ego czy Damiana Lillarda.
Nikola Jokić i Joel Embiid przypomnieli czasy, gdy centymetry w koszykówce robiły większą różnicę niż ostatnio. W walce o kolejne tytuły MVP Serb prowadzi 3:1, w liczbie zdobytych tytułów mistrza NBA też jest lepszy – 1:0, ale w czwartek Embiid zyska ogromną szansę na udany rewanż. Przynajmniej na jednym, olimpijskim polu.
Podczas igrzysk w Paryżu pochodzący z Kamerunu środkowy Philadelphii 76ers spotyka się z ogromną krytyką ze strony francuskich kibiców, którzy nie mogą mu wybaczyć, że kiedyś był bliski złożenia obietnicy gry w ich narodowych barwach, ale ostatecznie wybrał kadrę USA. Olimpijskim dźwiękiem pozostającym chyba najlepiej w pamięci Embiida pozostanie po wizycie w Lille oraz Paryżu buczenie.
We wtorek Jo nic sobie z nich nie robił, gdy w pierwszej połowie meczu z Brazylią zdobył 14 punktów. Trafił wówczas 5 z 6 rzutów z gry i zanotował 7 zbiórek. Amerykanie po 20 minutach gry prowadzili z rywalami aż 63:36 i w drugiej połowie myślami mogli być już właściwie przy czwartkowym starciu z Serbami.
Embiid, wyraźnie oszczędzany na nadchodzące starcie z Jokiciem, spędził na parkiecie łącznie zaledwie nieco ponad 12 minut. Zdążył jednak poprosić Francuzów o jeszcze więcej szydery.
Najwięcej punktów dla Amerykanów oprócz Embiida w meczu z Brazylią zdobyli Devin Booker (18), Anthony Edwards (17) i Anthony Davis (13).