Strona główna » Garrett Nevels: Jestem tam, gdzie mam przewagę
PLK

Garrett Nevels: Jestem tam, gdzie mam przewagę

0 komentarz
– Już byłem w takich drużynach, gdzie zawodników gotowych do gry było więcej niż przewidzianych dla nich miejsc – mówi Garrett Nevels, amerykański rzucający obrońca, który niedawno przedłużył kontrakt z Treflem Sopot do końca sezonu.

Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>

Aleksandra Samborska: Pochodzisz z Los Angeles, miasta wielkich kontrastów. Jak wspominasz dzieciństwo w LA?

Garett Nevels: Urodziłem się i wychowałem w Los Angeles, z dumą o tym mówię, bo choć to miasto wielkich kontrastów to naprawdę – drugiego takiego nie ma. Ukształtowało mnie to, co oferuje. Stale podziwiałem Kobego, bez chwili zwątpienia, od zawsze na zawsze jestem kibicem Lakersów.

Kobe i raper Nipsey Hussle to dwie kalifornijskie legendy, które odeszły zdecydowanie za szybko, a których dorobek inspirował mnie do pracy nad sobą już w wieku 15-16 lat i dalej mnie inspiruje. Dorastałem na południu LA, Hussle kilka lat temu został postrzelony w niedalekim sąsiedztwie, to są rewiry, w których musisz stale zachowywać czujność, a nocą budzą cię latające nad głową helikoptery policyjne. Jednak już 10-15 minut drogi autem ode mnie jest już to słynne Miasto Aniołów a’la Beverly Hills, znane z reklam i seriali.

Długo nie mogłeś się rozstać ze swoim rodzinnym miastem, po szkole średniej ukończyłeś pobliski junior college i wyruszyłeś… na Hawaje.

Z drużyną tego college’u sięgnęliśmy po stanowe mistrzostwo w swojej dywizji, a ja mogłem zdecydować, co dalej. Padło na University of Hawaii, gdzie ukończyłem studia licencjackie z socjologii, co w jakiś sposób powiązane jest z moimi zainteresowaniami – lubię obserwować, odkrywać kolejne kultury.

Hawaje ze swoimi rajskimi plażami kuszą i faktycznie, mam dużo wspomnień z towarzyskich wyjść z ludźmi z roku, ale od przylotu na Hawaje plan był prosty – zrobić studia pierwszego stopnia i podpisać pierwszy zawodowy kontrakt..

Czyli decyzja o zawodowstwie była podjęta dużo szybciej?

O tym, że będę chciał profesjonalnie grać w koszykówkę i z tego żyć wiedziałem od zawsze. Dążyłem do tego od dzieciaka, to był i jest mój życiowy cel.

Początek chyba nie należał do najłatwiejszych, bo zaczynałeś dopiero w 4. lidze w Hiszpanii.

Samo zaakceptowanie takiego stanu rzeczy było nie lada wyzwaniem. Potem też przewijałem się przez niższe ligi, powtarzając sobie, że to wszystko czegoś ma mnie nauczyć. Trzeba pamiętać, że na kontrakt zawodnika składa się wiele czynników, które często zupełnie nie zależą od jego postawy na boisku. Jest strefa, którą ja jako gracz mogę kontrolować i to jest mój trening, moje zachowanie.

Dalekie zaplecze ligi hiszpańskiej było świetne do nauczenia mnie od podstaw różnic między koszykówką amerykańską a europejską. Wiem, co potrafiłem, kiedy przyjechałem do Europy i wiem, na co stać mnie teraz. W Hiszpanii trafiłem na świetnych trenerów, którzy w bardzo indywidualny sposób podchodzili do tego, co i w jaki sposób powinienem poprawiać. To była kontynuacja nauki, a koszykówki nieustannie trzeba się uczyć.

Wracałeś też do Stanów, w 2019 roku zagrałeś 33 mecze w G-League. Co miał na celu ten wyjazd?

Jeśli podpisujesz kontrakt z ekipą z G-League to z nastawieniem, że jesteś wystarczająco dobry, żeby zagrać w NBA. Trenujesz tam, grasz i czekasz, aż ktoś cię zauważy i dostaniesz ten telefon. Nawet jeśli jest to kontrakt 10-dniowy, nawet jeśli będziesz na ławce, ale nie wyjdziesz w meczu – doczekałeś się tego telefonu. Wciąż wyróżniasz się na tle tysięcy, którzy marzą o tym od dziecka.

Jako koszykarze dążymy do tego całą karierę i pracujemy z nastawieniem, że ten telefon zadzwoni, ale nie mamy wpływu na to czy i kiedy to się wydarzy. Czy dążę do kontraktu w NBA? Oczywiście. Dbam o siebie, staram się rozwijać i korzystam z szans, które daje mi dziś Europa.

Europa dała Ci w ubiegłym sezonie srebro ligi serbskiej. Finały z Crveną Zvezdą to chyba kwintesencja koszykówki na starym kontynencie?

Tak, Belgrad to niesamowite miejsce, przeżyłem tam świetne chwile. Klimat, kibice… To miasto oferuje bardzo dużo – koszykarsko i nie tylko. Żałowałem tylko, że nie ma plaży – tu Sopot ma zdecydowaną przewagę (śmiech).

Twój Instagram mówi sam za siebie: sopocka plaża już stała się dla Ciebie miejscem szczególnym…

Zdecydowanie, od zawsze twierdzę, że niebieski wycisza, a im bliżej wody, tym łatwiej o relaks i dystans. Teraz zrobiło się okrutnie zimno, więc już tak nie spaceruję, ale na wiosnę wrócę do przechadzek wzdłuż zatoki.

Sopot nie jest Twoim pierwszym polskim przystankiem. Sezon w Śląsku dwa lata temu przerwała kontuzja, ale zdążyłeś trochę poznać PLK. Jakie wrażenie zrobiła wtedy na Tobie nasza liga?

Na pewno jest wymagająca pod względem fizycznym. Przewija się przez nią też dużo graczy, którzy rozegrali trochę meczów w NBA i takich, którzy wciąż do tego aspirują. Są kluby, które łapią się do rozgrywek międzynarodowych i koszykarze z doświadczeniem w przeróżnych wersjach koszykówki. Wracając do PLK wiedziałem, że to dobre miejsce do dalszej gry.

Nie jest tajemnicą, że na Twoje pozostanie w Polsce na dłużej wpływ miała osoba trenera Żana Tabaka. Czego trener Trefla oczekuje od Ciebie w tym sezonie?

Agresywnej gry, jej dokładnego czytania i korzystania z tego, na co pozwala mi nasza postawa w obronie. Jeden z wcześniejszych trenerów zawsze powtarzał mi: musisz znaleźć przewagę i tego też oczekuje ode mnie trener Tabak. Wcześniej, przed przyjazdem do Europy, nie potrafiłem tego do końca zrozumieć i wykorzystać. Dziś w ataku jestem tam, gdzie mam przewagę i albo gram tak, żeby były z tego punkty: wykorzystując swoje możliwości, albo znajdując otwartego kolegę. Mam już doświadczenie, to są lata analiz na video.

Przewagę masz często na dystansie, skąd trójki rzucasz na ponad 50-procentowej skuteczności.

Celne trójki na pewno element koszykówki, który wzmacnia twoją pewność siebie. Rzucam dodatkowo po treningach, to dla mnie taki rytuał, który pozwala dobrze wchodzić w mecze. Dziś naprawdę swobodnie czuję się ze swoją grą, co odzwierciedlają liczby.

Jarek Zyskowski trafia tych trójek jeszcze więcej, ponad 68% – wszyscy są pod wrażeniem. Skąd Twoim zdaniem biorą się te kosmiczne statystyki u Zyzia?

Przecież to nie jest żadne wielkie zaskoczenie, chyba znacie go z celnych rzutów? (śmiech) Dużo trenujemy i jesteśmy podczas tych treningów niesamowicie skupieni. Rywalizacja w tygodniu jest ogromna, intensywność i wymagane skupienie nie odbiegają od tego, co potrzebne jest w meczach. Trenerzy opracowują bardzo szczegółowe plany pod kątem poszczególnych przeciwników, jesteśmy przygotowani i czujemy się gotowi – to ułatwia trafienia w meczach.

Twój nowy kontrakt zmienia liczbę obcokrajowców w zespole Trefla – będzie Was 7, a miejsc w zespole 6. Jak zapatrujesz się na tę sytuację?

Już byłem w takich drużynach, gdzie zawodników gotowych do gry było więcej niż przewidzianych dla nich miejsc i powtórzę to, co powiedziałem wcześniej: jako zawodnik masz kontrolę tylko i wyłącznie nad tym, co wychodzi od ciebie. Dziś jest to stawianie się w pracy wypoczętym i gotowym do wykazania się maksymalną koncentracją.

Oczywiście, nikt nie chce wypaść z rotacji, ale wierzę, że jeśli uczciwie podchodzić do swojej pracy, to trener nie ma innego wyjścia tylko grać właśnie tobą.

Atutem Trefla Sopot, który daje drugie miejsce w tabeli jest…

Zespołowość. Wystarczy spojrzeć na to, jak dzielimy się piłką w meczach. Albo zajrzeć do statystyk i sprawdzić naszą średnią rozdanych asyst. Zgranie na boisku to jedno, ale ta kombinacja zagranicznego doświadczenia i polskich zawodników, którzy chcą się rozwijać pod wodzą trenera, też się przekłada na ciekawą grę.

Czyli Wasza gra będzie jeszcze lepsza?

Jest zbyt wcześnie, żeby coś prognozować, nie jesteśmy jeszcze nawet na półmetku sezonu, wciąż mamy wiele rzeczy, które wymagają mocnego treningu, ale jeśli pytasz, czy to drużyna, która w ostatecznym rozrachunku będzie wysoko, to uważam, że tak. Zmierzamy w tym kierunku.

Ważnym krokiem i sprawdzianem będzie na pewno Wasz najbliższy mecz. W niedzielę w ERGO ARENIE zmierzycie się z liderem z Wrocławia, obecnym mistrzem Polski.

Klasyfikacja mówi sama za siebie, spotkają się dwie najlepsze drużyny ligi, zapowiada się doskonały mecz, cieszy mnie to, że zagramy go w dużej hali – w ERGO ARENIE. Oglądam trochę meczów Śląska w EuroCup, niektórzy zawodnicy byli w Śląsku jeszcze wtedy, gdy ja tam grałem, z Jeremiah Martinem rywalizowałem w Stanach. Nie powinienem w tym momencie wchodzić w szczegóły z treningów i szatni, ale zapewniam – jesteśmy do tego meczu przygotowani!

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet