Strona główna » „Trefl Żana Tabaka ma swój piękny umysł. Ma też dwugłowego smoka”
PLK

„Trefl Żana Tabaka ma swój piękny umysł. Ma też dwugłowego smoka”

1 komentarz
W kosza zaczął grać późno – dopiero mając 16 lat. Oglądał z bliska jak mistrzostwo NBA zdobywała „jego” pozbawiona gwiazd drużyna Detroit Pistons. Sugeruje, że w tym sezonie podobnego wyczynu w PLK może dokonać Trefl. – Najbardziej nieprzewidywalnym rywalem w naszej lidze jest Legia – przyznaje Auston Barnes, skrzydłowy drużyny z Sopotu.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Aleksandra Samborska: Pamiętasz, co działo się w roku 2004?

Auston Barnes: W 2004? Byłem w siódmej klasie, a LeBron został już wybrany w drafcie i wszyscy powoli  zaczynali mu kibicować. Grałem w hokeja. Jeżeli chodzi o koszykówkę to łapałem się do tzw. szkolnej drużyny B, bo za jej trenowanie na poważnie zabrałem się dopiero w wieku 16 lat.  

A komu kibicowałeś? 

OK, chyba wiem, do czego zmierzasz. Tak, Detroit Pistons po niesamowitym sezonie pokonali wówczas w niezapomnianym finale pełen gwiazd zespół Lakers. U rywali grali Shaq, Kobe, Karl Malone, Gary Paton, a po stronie mojegostanowego klubu nie było ani jednego zawodnika z pierwszej dwudziestki najlepszych graczy NBA. To był chyba jedyny taki mistrz NBA w XXI wieku. Niezapomniana historia!

W obecnym składzie Trefla Sopot też na próżno szukać graczy wymienianych jednym tchem z największymi gwiazdami PLK, obecnych wysoko w indywidualnych statystykach. Ale gracie świetnie i wciąż szansę zachowujecie nawet szansę na pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym. Jak to wytłumaczyć?

Zawodowa koszykówka w USA wymaga przede wszystkim wykreowania gwiazdy lub najlepiej – jeśli chcesz mieć zespół bijący się o mistrzostwo – gwiazd. W Europie kluczowa jest strategia i na to stawia też Trefl Żana Tabaka. Naszą siłą jest głębia składu, mamy 10 w pełni gotowych do gry zawodników, z których każdy może odpalić, mieć ten dzień, a przez to, że jest nas aż tylu w rotacji trenera – możliwości taktycznych po obu stronach parkietu też mamy mnóstwo. 

Sugerujesz, że największą gwiazdą Trefla jest trener? 

Trener Tabak bardzo dobrze wie co robi. Potrafił wykorzystać swój talent jako zawodnik, a teraz jest szkoleniowcem, który posiada ogrom doświadczeń. Grał w NBA, w Hiszpanii, na pewno ma też żelazne zasady, które wyniósł z gry jako młody koszykarz w Jugosławii. Na grupę, która została stworzona na ten sezon w Sopocie, jego dyscyplina dobrze działa. W trenerze Tabaku szczególnie doceniam fakt, że nawet jeśli podnosi głos – do czego ja jako zawodnik jestem przyzwyczajony, bo tacy zawsze byli trenerzy, którym najbardziej zależało na moim rozwoju – to zawsze trzyma stronę swoich zawodników. I nikogo z nich nie wyróżnia. 

No dobrze, ale w newralgicznym momencie ostatniego meczu serii playoff trener nie weźmie piłki pod pachę i nie zagra izolacji, zdobywając zwycięskie punkty… Do takiej sytuacji prędzej czy później w playoff dojdzie – do kogo z tej obszernej, mocnej rotacji Trefla powędruje wówczas piłka? 

Moim zdaniem mamy dwóch takich zawodników w składzie – to Jarek Zyskowski i Kuba Schenk. Zyzio świetnie gra bez piłki, ustawia się, a potem rzuca lub penetruje. Możesz z nim zagrać praktycznie wszystko. On będzie instynktownie wiedział, który atak będzie w danej sytuacji właściwy. Schenk bardzo dużo widzi. Podczas jednego z ostatnich meczów wyjazdowych w nerwowej końcówce, w trakcie przerwy na żądanie, gdy mieliśmy punkt straty i potrzebowaliśmy punktów, sam zaproponował akcję z uwzględnieniem mnie i Zyzia. To ona dała nam zwycięstwo. „Stawiasz zasłonę dla Zyzia, ten dostaje ode mnie piłkę, robi hand-off, oddaje mi piłkę, rywale nie zdołają zrobić przekazania, bo przy takiej akcji nie będą mieli na to czasu, więc mam wolną drogę do kosza i bang: punkty!  Jak powiedział, tak zrobił.

https://twitter.com/PLKpl/status/1769838314478059877

Schenk to nasz piękny umysł, a dwugłowy smok Zyzio – Schenk już niejeden raz w tym sezonie pokazał, że w końcówkach wie co zrobić z piłką.

Zdążyłeś się szybko i sprawnie zaaklimatyzować się w Treflu, choć słyszałam, że początki podobno były trudne. To prawda?

I trudne, i stresujące. Do Sopotu przyjechałem po okresie leczenie pękniętej rzepki. Powroty po kontuzji to dla sportowca jeden z najcięższych momentów. Przez całe lato nie trenowałem, a dziewczyna była w ciąży, więc podjadałem razem z nią. W Trójmieście pojawiłem się z nadwagą, byłem wolny. W obroty wziął mnie trener Tobiasz Grzybczak. Po ośmiu tygodniach przerwy znowu zacząłem biegać. Poza przygotowaniem motorycznym i fizycznym dużą uwagę poświęcaliśmy temu, co dzieje się z moim kolanem. Na start sezonu udało nam się je odpowiednio obudować i wzmocnić. 

Twoja obecność na obwodzie na pewno wzmacnia Trefla. Niski skrzydłowy to Twoja nominalna pozycja, czy lepiej czujesz się, grając bliżej kosza?

W Treflu na pewno mi to odpowiada, bo tu Zyzio i Andy są silnymi skrzydłowymi. Świetnie sprawdzają się rozciągając naszą grę. Mają olbrzymi ofensywny potencjał, nie tylko rzucając zza łuku. Ja dbam o to, by wszyscy byli odpowiednio pobudzeni i nakręceni. Moją główną rolą na boisku jest obrona, jestem w Treflu od tego, by przeszkadzać rywalom, a nie zdobywać punkty.

To nie jest tak, że w ataku mogę odpoczywać, ale mam przede wszystkim sprawiać, by rywale atakując nasz kosz czuli mój fizyczny nacisk, niemal oddech. Trener przed meczami przedstawia poszczególnym zawodnikom możliwe match-upy. Czasami Aaron Best dostaje do pilnowania tych samych zawodników co ja, bo w PLK jest wielu graczy, na których jeden obrońca to za mało. 

Którzy z waszych rywali z czołówki mają tak zbudowany skład, że mogą sprawiać najwięcej problemów?

Ci, których lider nie jest oczywisty. Umówmy się – gdy wracasz z przerwy na żądanie w końcówce meczu z Anwilem wiesz, że piłka i tak powędruje do Victora Sandersa. Analogicznie jest w drużynach z Ostrowa i Szczecin – one też są bardzo poukładane taktycznie i mają graczy z jasno określonymi rolami w meczach i funkcjami na parkiecie. Nasz skauting ma to wszystko rozpracowane.  

Ale już taka Legia, preferująca mniej zorganizowaną koszykówkę, to inna para kaloszy. Występujący w niej Amerykanie często potrafią łamać zagrywki, decydując się na własną – często skuteczną – akcję. Loren Jackson jest zabójczo szybki. Wciąż mam przed oczami akcję w obronie przeciwko niemu z meczu turnieju o Puchar Polski w Sosnowcu. Jest piekielnie szybki. Pamiętam, że aby próbować go zastopować przed meczem zdecydowaliśmy się przechodzić mu pod zasłoną. No to wyszedł i w dwóch pierwszych akcjach skarcił nas dwiema trójkami. Pomyślałem sobie od razu „o cholera, z tym gościem tak się nie da”. 

Wróćmy do Michigan. W twoim rodzinnym Lansing, mieście urodzin Magika Johnsona, swój główny kampus ma duma każdego mieszkańca stanu – uczelnia Michigan State. Skąd więc w twoim sportowo-naukowym życiorysie mały, prywatny uniwersytet z Illinois – Bradley? To chyba nie jest szkoła, którą wybiera się ze względu na grę w koszykówkę?

Zdecydowanie nie – raczej, żeby zyskać stopień inżyniera! W mojej rodzinie wszyscy są „wyznawcami” Michigan State, ale ja, z uwagi na to, że w kosza zacząłem grać dopiero w szkole średniej, nie byłem wystarczająco dobry, by choćby aspirować do gry w ekipie Spartan. W ramach rozwiązania walk-on (dotyczy zawodników NCAA, którzy nie byli rekrutowani i  nie otrzymali stypendium, a do drużyny dostali się poprzez udział w otwartych treningach – przyp. red.) byłem częścią zespołu Central Michigan University. Tułałem się to tu, to tam, ż w końcu otrzymałem telefon od znajomego trenera, który powiedział, że interesuje się mną Bradley. – Jaki Bradley? – zapytałem – Bradley Cooper? Tak naprawdę nigdy wcześniej nie słyszałem o tej szkole. Pojechałem się sprawdzić. Bradley okazało się być małą uczelnią, ale daliśmy sobie szansę. Przy okazji skończyłem studia pierwszego stopnia z komunikacji i PR.

Z tym obszarem związany jest twój plan na życie po sportowym życiu? 

Zobaczymy, na razie konkretne plany mam tylko czysto zawodnicze. Ale na pewno w działaniach medialnych czy akcjach promocyjnych czuję się pewnie, więc po koszykówce będę chciał się dalej rozwijać w tym kierunku. Lubię, gdy w klubie włączają mnie w pracę przed kamerą. Komunikacja to podstawa – w relacjach, w codziennym życiu, a także w koszykówce. 

Dobry PR-owiec na pewno przydałby się w postindustrialnych dzielnicach Lansing czy wreszcie w, owianym złą sławą, Detroit. Jak radzi sobie największe miasto Michigan 10 lat po ogłoszeniu bankructwa?

Detroit przez lata miało ściśle ukierunkowaną działalność produkcyjną – przemysł samochodowy przez dekady zatrudniał kilkaset tysięcy ludzi. Technologia poszła do przodu, rynki stały się konkurencyjne, a wielkim koncernom zaczęło brakować pieniędzy. Chociażby na emerytury dla swoich byłych pracowników. Kilkanaście lat temu sytuacja ta uderzyła w całą ekonomię Michigan. Mój przyjaciel jest księgowym, dziadek pracuje w ubezpieczeniach. Będąca także efektem pandemii inflacja na pewno nam nie pomogła, ale coraz częściej słyszy się, że finanse w stanie idą w dobrym kierunku. 

Jeżeli chodzi o samo Detroit, mój brat pracuje w budowlance, realizował tam kilka projektów, więc dobrze wiem jak to wygląda. Centrum jest w zasadzie całe zrewitalizowane, wszystkie duże obiekty sportowe zlokalizowane są właśnie w tamtej części. Poza meczami koszykówki, baseballu czy hokeja atrakcyjne są też bulwary wzdłuż rzeki i otwarte tam restauracje. Przed władzami miasta na pewno jeszcze lata pracy nad innymi dzielnicami, do których wciąż strach wjeżdżać. Słynne „opuszczone domy” nadal tam stoją.

Detroit Pistons w zakończonym sezonie byli najsłabszą drużyną NBA, a o tym, czy Trefl wejdzie do playoff z pierwszej pozycji może zadecydować m.in. niedzielny mecz ze Śląskiem Wrocław. Jak do niego podchodzicie? 

Jako do świetnego przetarcia przed decydującą fazą sezonu. Spodziewamy się intensywnego, fizycznego starcia, bo właśnie tak grają drużyny, które walczą o ósemkę. My jesteśmy blisko szczytu, ale rywale będą chcieli nas ustrzelić. Na tym etapie, gdy obie drużyny wiedzą o co grają, a poszczególni zawodnicy są w optymalnej formie, kluczowe będą detale. Widzieliśmy na co stać Nuneza i Mileticia, którzy na pewno mocno będą atakować naszą deskę. Rywal ma też klasycznego rozgrywającego – Klassena, a także potrafiącego punktować seriami Gravetta. Konsekwentnie będziemy stawiali strefę, a trenerzy do niedzieli na pewno jeszcze kilka razy przypomną nam któremu z rywali będziemy przechodzili pod zasłoną, a z którym – niczym ze wspomnianym Jacksonem – taki wariant gry nie przejdzie.  

Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie 

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

1 komentarz

Miki 19 kwietnia, 2024 - 10:33 - 10:33

Propsy za te wywiady.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet