Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Kim byli? Nie mam pojęcia. Ot, para Bośniaków, która słysząc jak ktoś przy sąsiednim stoliku co chwila wymawia koszykarskie nazwiska, zagaja rozmowę. Mówili, że na co dzień mieszkają od lat w austriackim Linzu. Ale że w sercu tylko Sarajewo.
Dodawali, że właściwie są kibicami. Ale, że też nieoficjalnymi członkami kadry. Lub federacji. I że jaka to różnica czego, skoro w Bośni, tym nieco zapomnianym, choć najpiękniejszym zakątku świata, nie tylko w koszykówce wciąż często nie wiadomo kto i za co odpowiada. Że właściwie to czują się trochę zawstydzeni fatalną organizacją zgrupowania swojej kadry. Ale że też, ich zdaniem, koszykarze – wbrew doniesieniom medialnym – śpiąc w czteroosobowych pokojach, wcale nie dotykali się w nocy nogami. Bo co jak co, ale łóżka mieli odpowiedniej długości.
Patrząc na to jakiej marki samochodem odjeżdżali, gdy się po pogawędce i krótkim spacerze nasze drogi się rozstawały – mogli spokojnie być jedynymi ze sponsorów wciąż narzekającej na niedostatki organizacyjno-finansowe bośniackiej kadry.
Był niedzielny wieczór. Następnego dnia Polska miała grać w Gliwicach z Bośnią po raz pierwszy.
– Mam szczerą nadzieję, że wygracie – rzuciła mi z szelmowskim uśmiechem ona.
– Ale jak to? Dlaczego?
– Jak to dlaczego? – zdziwił się moim zdziwieniem on. – Faworyci widzą w nas faworyta, bo mamy w składzie 2-3 gości z NBA. Ale my widzimy tu dwie równe drużyny, które w niedzielnym finale zmierzą się ponownie. Co się dzieje, gdy w koszykówce spotykają się równe sobie drużyny w dwóch meczach w ciągu tygodnia? Dzielą się zwycięstwami.
Gdy mniej więcej 24 godziny później w hali w Gliwicach trwała fiesta po nadspodziewanie łatwym zwycięstwie Polaków w meczu nr 1, te słowa dźwięczały mi w uszach. Miały w sobie sporo sportowej logiki, a sam też od początku byłem święcie przekonany, że starcie z Bośnią przeistoczy się w dwumecz.
Ale dziś już o nich nie pamiętam. Wolę wierzyć, że Mateusz Ponitka ma rację i nasza reprezentacja także w rewanżu potwierdzi, że nawet nie w pełnym składzie stanowi „duży zespół„. Że te czasy, gdy jej selekcjoner dobierał zawodników wedle znaków zodiaku, a kadra była niczym Bośniacy obecnie kwaterowana w urągających warunkach to już naprawdę tylko odległa, niechlubna przeszłość.
Wierzę, że bukmacherzy znów się pomylą. Oni zgodnie z założeniem przyjętym przez gliwickich rozmówców z Linzu też utrzymują, że dziś wygrają Bośniacy. FORTUNA za zwycięstwo Polaków proponuje kurs aż 2.39. Niewiele niższy niż w poniedziałek. Wygrana Bośniaków jest wyceniana „tylko” na 1.7.
Argumenty burzące bośniacko-ormiańską (to w Erewaniu siedzibę ma firma dostarczająca kursy wielu firmom bukmacherskim) narrację?
– pierwszy mecz nie był starciem dwóch równych drużyn – Polska wygrała go 9 punktami, lecz inicjatywę posiadała przez pełne 40 minut, a jeszcze w 4. kwarcie miała w pewnym momencie aż 23 punkty przewagi
– Igor Milicić, pewny swojej posady na kolejne trzy lata, powinien po raz kolejny udowodnić, że od swojego vis-s-vis pod względem pomysłów taktycznych jest po prostu lepszy, zdecydowanie
– Andrzej Pluta znajduje się w takim gazie, że może robić wiatraki z bośniackich, zazwyczaj przerastających go o pół głowy obrońców
– nie jest przypadkiem, że polscy koszykarze od czasu EuroBasketu – a więc od 11 miesięcy – nie przegrali meczu o punkty
– lider Bośniaków Jusuf Nurkić – jak przekonywali mnie moi rozmówcy, mecenas całego kraju „pomagający biednym, wyposażający szpitale, wzór nad wzory, patriota przez największe P” – grając w koszykówkę w kluczowych momentach regularnie zawodzi, zapytajcie tylko kibiców Portland Trail Blazers
– ci z polskich kibiców, którzy już zjawiają się w hali w Gliwicach, nie zawodzą
– Mateusz Ponitka w najważniejszym momentach też zazwyczaj staje na wysokości zadania, a ze swoją nienaturalnie niską 34-procentową skutecznością rzutów z gry w trwającym turnieju wydaje się być dalej od swojej średniej niż Nurkić z 14-punktową w rzutach za 3
A propos trójek, one dziś mogą znów okazać się kluczowe. W całym turnieju Pluta z 12 rzutów z dystansu trafił aż 7, a cała nasza drużyna – ponad 40 procent. Bośniacy w koszu umieszczają zaledwie co czwarty (dokładnie 25,5 procent). W trzech wygranych meczach w Gliwicach oddawali średnio ich tylko po 20. W pierwszym meczu z nami 20 prób mieli za sobą już po pierwszej połowie, a ostatecznie przez murujących dostęp do własnej kosza Polaków zostali zmuszeni aż do 36.
Niech dziś to oni się mierzą z własnymi demonami.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>