Kursy i zakłady na mecze EuroBasketu znajdziesz na stronie Betcris – TUTAJ >>
Po euforii i sukcesie z Czechami, przyszedł szybki, fiński prysznic. Od pierwszych minut Polakom nie układało się kompletnie nic. Przegrywaliśmy pojedynki w obronie, czego efektem były szybkie faule. One wykluczyły mocniejszy nacisk na rywala oraz Aleksandra Balcerowskiego z gry.
Najważniejszym zadaniem było powstrzymanie Lauriego Markkanena, co też się nie udawało – gwiazdor Finów do przerwy miał 15 punktów na koncie, a jego koledzy (Salin czy Koponen) mieli mnóstwo otwartych pozycji do rzutu. Zaczęliśmy od 5:13, przegraliśmy pierwszą kwartę 16:26.
Nie zawodził tylko Mateusz Ponitka, ale zupełnie zgaszony był AJ Slaughter. Brakowało nam indywidualnego talentu w ataku, aby poradzić sobie z obroną Finów i odrabiać straty. W odróżnieniu od Czechów, ten przeciwnik bezlitośnie wykorzystywał zagapienia się w obronie. Do przerwy Polska przegrywała 30:44.
Po serii kolejnych trójek Finów na początku drugiej połowy było już ponad 20 punktów różnicy. Trenerzy wystawili drugie piątki i momentami można było odnieść wrażenie, że już od połowy trzeciej kwarty mecz był tylko dla formalności dogrywany. Rywale kontrolowali wydarzenia na boisku tak, jak ich kibice dominowali na trybunach.
Na początku czwartej kwarty Sasu Salin zamknął mecz (było już 49:75…) jeszcze trzema trafieniami za 3 punkty. Znów rzucał z otwartych pozycji, a przecież zawodnicy i trenerzy naszej kadry powinni wcześniej słyszeć to nazwisko. W efekcie do ostatniego gwizdka przyszło nam z pokorą słuchać triumfalnych pieśni fiński kibiców.
Polska po tej porażce ma bilans 1-1, podobnie jak Finlandia. We poniedziałek o godz. 14.00 zagramy z Izraelem. Jeśli pokażemy taką formę jak dziś, nie będziemy mieli żadnych szans.
Kursy i zakłady na mecze EuroBasketu znajdziesz na stronie Betcris – TUTAJ >>