Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
Okrutne lanie, jakie wczoraj wieczorem zebrała Legia w izraelskim Holonie (skończyło się na „tylko” 79:101), mogłoby skłaniać do poużywania sobie na zespole z Warszawy i pisania, jak bardzo zawiódł. Tak, zawiódł oczywiście – mimo największego budżetu w historii klubu, nie udało się wyprzedzić nikogo w grupie BCL, w tym także przedstawiciela koszykówki belgijskiej. Sportowa porażka.
Wicemistrzowie Polski nie mieli szans w Izraelu i Stambule, ale na własnym parkiecie zwycięstwa z Holonem i Ostendą były na wyciągnięcie ręki. Także odrobienie strat w dwumeczu na wyjeździe w Belgii było całkiem realne. Warszawianie nie potrafili tego jednak zrobić.
Przykre zderzenie Legii z Ligą Mistrzów nie jest jednak dla kibiców szokiem – jest raczej bolesnym przypomnieniem tego, gdzie polska koszykówka klubowa jest na mapie w Europie. Pamiętamy słabe podejścia innych klubów do BCL – bilans 2/15 w ostatnich 3 latach bije po oczach. Mamy regularne szorowanie po dnie EuroCup przez mistrza Polski, Ślask Wrocław, który zaczął ten sezon od 0-6, a w ubiegłym miał 3/13.
Powalczyć o nieco więcej jesteśmy w stanie dopiero w FIBA Europe Cup, w którym zresztą też nasz brązowy medalista w tym sezonie zaliczał już na własnym parkiecie porażki z drużynami z Finlandii i Portugalii.
Mówiąc kolokwialnie – polskie drużyny „nie potrafią w europejskie puchary”. Duże pieniądze, które w ostatnich latach płyną do ligi, nie przekładają się na siłę drużyn. Także dobre wyniki reprezentacji Polski na dwóch ostatnich turniejach nie znajdują żadnego odzwierciedlenia w rywalizacji klubowej. W następnych dniach na łamach SuperBasket spróbujemy przeprowadzić dyskusję o tym, dlaczego tak się dzieje.