Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
LeBron James nie zwykł przegrywać meczów ze „swoją” drużyną z Cleveland. Minionej nocy zdobył 21 punktów, miał aż 17 zbiórek, ale ostatecznie musiał uznać wyższość szalejącego w drugiej połowie Donovana Mitchella. Lider Cavs zdobył wówczas aż 29 ze swoich rekordowych w tym sezonie 43 punktów. Mecz „zamykał” w imponującym stylu:
– Ten gość to wyjątkowy talent – rozkładał bezradnie ręce po zakończeniu meczu LBJ.
– Zawsze to miło popsuć mu powrót na stare śmieci – śmiał się Mitchell.
Cavs było o tyle łatwiej o zwycięstwo, że już ośmiu minutach gry parkiet opuścił genialnie ostatnio spisujący się Anthony Davis. Powód? Przeziębienie. Tymczasem do gry w Cavs wrócił środkowy Jarrett Allen. Nieszczególnie widać było po nim przerwę – do 24 punktów dołożył 11 zbiórek, pod nieobecność Davisa kompletnie dominując w walce pod koszami (11/14 z gry).
Lakers (10-13) jeszcze nieco 8 minut przed końcem remisowali po trafieniu Dennisa Schrodera (16 punktów) 92:92, ale w końcówce mogli jedynie podziwiać skuteczne akcje Mitchella i spółki. Ostatecznie Kawalerzyści (16-9) wygrali aż 116:102.
Dużo większy powód do zmartwień mają jednak kibice Miami Heat. Ich drużyna poległa aż 96:116 w starciu z zajmującymi przedostatnie miejsce na Wschodzie Detroit Pistons (7-19). Po raz kolejny okazało się, że ekipa z Florydy bez pauzującego Jimmy’ego Butlera sobie po prostu nie radzi. Na nic zdał się rekord sezon Tylera Herro (34 punkty, 12/17 z gry). Dla Pistons aż 31 punktów zdobył chorwacki snajper Bojan Bogdanović.
Sezon finalistów Wschodu z poprzedniego sezonu ewidentnie zmierza donikąd – po 25 meczach Heat mają na koncie zaledwie 11 zwycięstw. Właśnie wypadki z czołowej 10 konferencji. Wątpliwe, by losy ich sezonu mógł odwrócić wracający po raz kolejny do gry po kontuzji Victor Oladipo (dzisiaj w nocy 9 punktów w 19 minut).
Zdecydowanie więcej optymizmu mogą mieć po dwóch ostatnich meczach Dallas Mavericks. W poniedziałek Luka Doncić poprowadził swój zespół do zwycięstwa nad Phoenix Suns, a wczoraj zaliczył już 52. triple-double w karierze i Mavs (13-11) wygrali 116:115 w Denver (14-10). Ostatecznie o ich wygranej zadecydowała wiara Słoweńca w siłę rzutu Doriana Finney-Smitha.
Wiara imponująca, bo we wcześniejszych dwóch meczach Finney-Smith trafił tylko 2 z 10 rzutów za 3, a w całym sezonie zaliczył w tym elemencie gry znaczący regres w stosunku do trzech poprzednich sezonów. Ale wczoraj trafił połowę z 10 rzutów z dystansu.
– Jeśli Luka Doncić wierzy w ciebie, ty nie możesz nie wierzyć w siebie – tłumaczy Finney-Smith.
Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>