Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Sprawa jest poważna. Andrzejowi Plucie juniorowi, ani Mateuszowi Szlachetce ambicji i talentu odmówić nie można. Ich łączne doświadczenie z gry na szczeblu reprezentacyjnym to jednak ledwie 67 minut tego pierwszego w pobawionych większej presji czterech meczach kwalifikacji do EuroBasketu 2025, którego i tak będziemy współgospodarzami. Niewiele.
Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę, że nasi potencjalnie najsilniejsi rywale, Bośniacy – w barwach których w sierpniu w Gliwicach powinni wystąpić m.in Jusuf Nurkić z Portland Trail Blazers i Dzanan Musa z Realu Madryt – mogą wystawić bardzo doświadczonego (choć też nieco fałszywego) rozgrywającego. Podczas ubiegłorocznego EuroBasketu w ich zespole występował naturalizowany Amerykanin John Roberson, które ostatnie lata spędził w najsilniejszych ligach europejskich – hiszpańskiej, francuskiej i ostatnio tureckiej.
W naszej reprezentacji zabraknie z kolei wszystkich rozgrywających, którzy grali w jej barwach rok temu, gdy ta w sensacyjny sposób przebiła się do półfinału mistrzostw Europy.
AJ Slaughter otrzymał nawet powołanie od Igora Milicicia, ale on dopiero niespełna dwa tygodnie temu skończył grę w lidze wenezuelskiej. Amerykanin z polskim paszportem na początku sierpnia skończy 36 lat. Od poprzedniego EuroBasketu nie miał choćby chwili na urlop. Tym razem odmówił gry w kadrze. Chce odpocząć przed kolejnym sezonem gry w barwach Gran Canarii w hiszpańskiej ACB.
Łukasz Kolenda też nie zagra. Sezon PLK kończył z urazem kolana, który mógł wynikać z przeciążenia. Nie czuje się na siłach, by już w sierpniu wystąpić w meczach o stawkę.
Jakuba Schenka z gry wyeliminowała poważna choroba.
Polski Związek Koszykówki stara się o polski paszport dla występującego ostatnio w Eurolidze Jonaha Mathewsa (w kolejnym sezonie zagra w Besiktasie Stambuł), ale formalności nie uda się załatwić przed rozpoczęciem sierpniowego turnieju.
Niedobór graczy na pozycjach obwodowych może uratować właściwie jedynie Andrzej Mazurczak. MVP ostatniego sezonu zasadniczego PLK otrzymał powołanie, lecz dziś na rozpoczynającym się we Wrocławiu zgrupowaniu się nie pojawi. Gdy po raz kolejny, grając najlepszy sezon w karierze, kilka miesięcy temu został pominięty przy powołaniach przez Igora Milicicia sam mówił nam, że nieszczególnie już liczy na to, że jeszcze kiedykolwiek w drużynie narodowej prowadzonej przez tego trenera wystąpi.
– Tu nie chodzi tylko o mnie i mniej o to, jak gram. Ważne jest też to, że trener reprezentacji musi się czuć komfortowo z zawodnikami, których powołuje. Ze mną komfortowo ewidentnie się nie czuje. Nie wiem czemu, ale to widać. Ostatecznie to do trenera należy decyzja, nie mam na nią żadnego wpływu. Ze swoją drużyną klubową w tym sezonie gram dobrze i to mi daje wielką radość. Także dzięki temu nie czuję wielkiego rozczarowania z tego powodu, że trener kadry nie widzi dla mnie w niej miejsca. Tym bardziej, że takiej jego decyzji się spodziewałem – mówił w lutym Mazurczak.
Tym razem niespełna 30-letni lider mistrza Polski, który niedawno popisał z nim Kingiem Szczecin nowy, dwuletni kontrakt byłby bez wątpienia podstawową opcję reprezentacji na pozycji nr 1. Póki co jego przyjazd na zgrupowanie stoi pod znakiem zapytania, ale niewykluczone, że trener go ostatecznie do niego przekona.
W końcu Mazurczak już we wspomnianym lutowym wywiadzie wspominał też, że tak naprawdę bardzo mu na grze w biało-czerwonych barwach zależy.
– Jak bardzo chciałbyś grać w reprezentacji? – pytaliśmy go wówczas.
– Bardzo-bardzo. Kto nie chciałby grać w koszulce o orzełkiem na piersi? – odpowiadał wymownie pytaniem na pytanie.
Oczywiście, w taktyce preferowanej przez trenera Milicicia – która przyniosła nam sukces podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy – przez znaczną część gry piłka pozostaje w rękach Mateusza Ponitki. Rówieśnik Mazurczaka, który niedawno podpisał kontrakt z Partizanem Belgrad, ma na zgrupowaniu kadry pojawić się jako ostatni – za tydzień.
Z grona 17 zawodników początkowo powołanych na obóz dziś we Wrocławiu oprócz Slaughtera, Kolendy i Mazurczaka nie pojawią się również najbardziej zaufany zawodnik Milicicia Michał Sokołowski (w poprzednim sezonie podopieczny w Besiktasie, w kolejnym – w lidze włoskiej w Napoli) i wciąż niepewny swojej klubowej przyszłości Olek Balcerowski. Obaj powinni dołączyć do zespołu w najbliższą niedzielę.
Wobec braku Slaughtera niemal przesądzony wydaje się występ w biało-czerwonych barwach Geoffreya Groselle’a. Ale to też jeszcze nic do końca pewnego – termin jego przyjazdu na zgrupowanie nie jest znany. Powód? Groselle lada dzień spodziewa się narodzin dziecka.
Jeśli Igor Milicić kiedykolwiek miał nadzieje, że w spokoju będzie przygotowywał drużynę do pierwszego etapu eliminacji olimpijskich, jeszcze przed przed pierwszym dniem zgrupowania musiał o niej zapomnieć.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
1 komentarz
Pan Milicic naprawdę zapomniał czy także, jak w przypadku A.Mazurczaka, nie chce powołać do kadry chyba jedynego w tej chwili, grającego na odpowiednim poziomie, doświadczonego i oczywiście jak każdy, mającego swoje wady, ale też niezaprzeczalnie atuty Kamila Łączyńskiego??? Zupełnie niezrozumiałe zachowanie, dzialajace po prostu na niekorzyść kadry..