To już szósta porażka w siódmym meczu o stawkę w trakcie minionego miesiąca brązowych medalistów poprzedniego sezonu. Jedyna wygrana? Ze słabo spisującą się na początku sezonu Arką Gdynia. Poza tym – trzy dość wyraźnie przegrane mecze w Lidze Mistrzów, w tym dwie na swoim boisku z rywalami będącymi potencjalnie w zasięgu (Falco i Pallacanestro) oraz trzy niepowodzenia w PLK – nieco szokujące z GTK oraz bardziej spodziewane Treflem i Kingiem.
Mało kto już we Wrocławiu pamięta, że równo miesiąc temu Śląsk świętował zdobycie Superpucharu Polski i z nadzieją na kolejne sukcesy rozpoczynał nowy sezon.
We wtorek wrocławianie z włoskim rywalem w Lidze Mistrzów, w meczu tak naprawdę ostatniej szansy musieli sobie radzić bez Isaiaha Whiteheada, który przegrał starcie z wirusem (grypa żołądkowa). Momentami w pierwszej połowie gra Śląska wyglądała jednak całkiem nieźle. Dobrze spisywał się do przerwy Daniel Gołębiowski (11 punktów), poprawnie z roli rozgrywającego wywiązywał się Marcel Ponitka, dziury w grze drużyny starał się łatać po obu stronach boiska Kenan Blackshear, a równo syreną kończącą drugą kwartę Angel Nunez dał pokaz umiejętności technicznych:
Śląsk prowadził 35:34. Po przerwie wrocławianie jeszcze przez dłuższą chwilę walczyli z rywalami jak równy z równym, ale dotrzymywanie kroku Pallacanestro z każdą kolejną minutą szło im coraz trudniej. Im bliżej było końca meczu, tym częściej gospodarze musieli się uciekać do indywidualnych akcji tego typu:
Na dłuższą metę to nie mogło się udać. Drużynie brakowało nie tylko Whiteheada, ale także wsparcia od graczy podkoszowych. Reggie Lynch i Adrian Bogucki łącznie dostali od trenera tylko 23 min gry łącznie – trafili 3/11 z gry). Gdy rozpoczęła się decydująca kwarta, goście z Włoch dość szybko zyskali dość wyraźną przewagę i ostatecznie wygrali może i niewielką liczbą punktów, ale jednak dość pewnie. Najlepszymi strzelcami Śląska byli Gołębiowski i Nunez, którzy zdobyli po 13 punktów.
Kolejny mecz w Lidze Mistrzów Śląsk rozegra dopiero 12 listopada – z wtorkowym rywalem na jego parkiecie. Przy bilansie 0-3 po pierwszej rundzie rozgrywek – takim samym, jakim legitymuje się King Szczecin – marzenia o dłuższej grze polskiej drużyny w najważniejszych rozgrywkach klubowych organizowanych pod egidą FIBA można jednak między bajki włożyć.
8 komentarzy
Kogoś to jeszcze dziwi?
nie, Śląsk po prostu wrócił na swoje miejsce……
i trzyma poziom mistrza i wice…
ale co sie dziwic jak u wlochow w pierwszej wychodzi piatka czarnych
w Śląsku Bogucki też prawie, jak czarny, prawie….
Może brudny, to taki bardziej Rumun.
Czyli na podium mistrzostw Polski:))? A ns jakim miejscu jest Trelf 06 Sopot?
3 poziom europejski to za wysokie progi. W Polsce 4 poziom to może by sobie lepiej radzili. Mówią że koszykówka w Polsce poszła do przodu a ja uważam że do tył i kiedyś był lepszy basket bo drużyny występowały w eurolidze. Jeżeli nie gra Bogucki, Lynch, whitehead Od czasu do czasu zagra dobrze a tak to słabo, do tego Penava też tylko czasami coś szarpnie, taki gracz jak Senglin gra też słabo ale widać że ma umiejętności no to Rajković to nie ten trener do tej drużyny. W ogóle mam wrażenie że w Śląsku się ciężko gra. Przychodzą zawodnicy z lepszych klubów i nie grają albo odchodzą i grają znacznie lepiej niż w Śląsku. Kiedyś też tak było i młodzi zawodnicy byli zniszczeni. Garstka tylko się wybiła. Sporo tam jest do poprawy…
? Co to za bełkot?