Jak mantra będziemy powtarzać – w formacie FIBA Europe Cup funkcjonującym od zeszłego sezonu, klubom realnie celującym w wyjście z grupy w pierwszej fazie rozgrywek nie wolno przegrywać meczów innych, niż te z absolutnymi faworytami. Przekonały o tym się i Anwil, i Spójnia przed rokiem.
Porażkę z faworytem Anwil zaliczył tydzień temu w Sassari. Każda następna ewentualna wpadka mocno skomplikowałaby sytuację ekipie Ernaka.
Sporting nie tylko piłkarski
Sporting Clube de Portugal to jeden z najsłynniejszych piłkarskich klubów w Europie. Co warte podkreślenia, a podkreślają to choćby piłkarze w apelach i akcjach informacyjnych – dzisiejszy przeciwnik Anwilu, choć siedzibę ma w Lizbonie, nie wymienia tego miasta w nazwie klubu i formalnie wcale Sportingiem Lizbona… nie jest.
Sekcja koszykarska klubu powstała niemal 100 lat temu, ale jej losy były zawiłe. Ośmiokrotny mistrz Portugalii w drugiej połowie lat 90. przestał nawet istnieć. Mówimy, rzecz jasna, tylko o drużynie koszykarzy. Wskrzeszono ją dopiero w sezonie 2019/20 – tym pechowym, bo niedokończonym. Dziewiąte mistrzostwo kraju Sporting zdobył w następnych rozgrywkach (drugich po powrocie do ligi), a w kolejnych kończył swoją przygodę na półfinale i dwukrotnie przegrywał finał z Benfiką.
Od czasu powrotu Sportingu do portugalskiej ekstraklasy koszykarskiej, analogicznie do piłkarskiej ligi Benfiki, Porto i Sportingu tworzą „wielką trójkę”, grając na poziomie nieosiągalnym dla innych.
W ostatnich sezonach Sporting jest też regularnym uczestnikiem rozgrywek FIBA Europe Cup. Zespół wychodził z grupy w sezonie 2021/22 (dotarł aż do ćwierćfinału) i w poprzednim. W tym czasie aktualny wicemistrz Portugalii wygrał trzy z siedmiu meczów z polskimi drużynami – dwa z Treflem i jeden z Anwilem.
W sezonie 2022/23 porażka drużyny prowadzonej przez Przemysława Frasunkiewicza nie przeszkodziła jej w drodze do historycznego triumfu w pucharze. Przy obecnym formacie rozgrywek, mogłaby jednak pokrzyżować plany Anwilu.
Obecny sezon Sportingowi się jednak zupełnie nie układa. We wrześniu co prawda wywalczył awans do FIBA Europe Cup po wygranym dwumeczu z belgijskim Charleroi, ale kolejne występy nie były udane. O ile porażka z Sassari nie dziwi, to wymęczone zwycięstwo z Dnipro i porażka 2 dni później z tym samym przeciwnikiem stanowią duże niespodzianki.
Start ligi portugalskiej został opóźniony z uwagi na problemy proceduralne części klubów, związane z rejestracją zagranicznych zawodników. Liga Betclic ruszyła dopiero w ostatni weekend, zaczynając grę od… trzeciej kolejki. A w niej, Sporting uległ zespołowi Esqueira, tracąc decydujące punkty w ostatniej akcji meczu i zaprzeczając nieco teorii o „wielkiej trójce” w Portugalii.
Portugalczycy w odwrocie
Główne role w zespole odgrywa szóstka Amerykanów: Reggie Johnson (G, 187/30), Kenny Funderburk (G, 193/32), Jeremiah Bailey (SF, 201/26), Arnette Hallman (F, 200/36), Isaiah Armwood (PF, 206/34) i Nick Ward (F/C, 205/27).
Para obrońców to gracze ligi rumuńskiej w poprzednim sezonie, co więcej, z samego zespołu – Petrolul Ploiesti. 32-letni obecnie Funderburk w poprzednim sezonie robił w nim za gwiazdę (18.5 punktu, 6.4 asysty i 5.9 zbiórki na mecz), ale mówimy o drużynie z dolnych rejonów tabeli. Wcześniej grywał m.in. w II lidze izraelskiej, a także na Węgrzech i w Słowacji i w Finlandii. Karierę europejską rozpoczynał w Dynamie Kijów.
Bailey przed sezonem dołączył do Sportingu ze słabszego klubu ligi portugalskiej. Armwood wrócił do klubu po japońskich wojażach (grał przeciwko Anwilowi 2 lata temu). Z kolei Ward to obieżyświat, który tylko w poprzednim sezonie grał w 3 klubach. Kończył go we Francji, dokąd trafił notując świetne statystyki w wycofanym po kilkunastu kolejkach ligi litewskiej klubie Gargzdu. Skrzydłowy Hallman jest świetnie zadomowiony w Portugalii. 36-latek do ligi portugalskiej trafił w… 2006. Jest jedynym obcokrajowcem, który pozostał z ubiegłorocznej drużyny, ale praktycznie cały poprzedni sezon stracił przez kontuzję.
Dodatkowo, rezerwowym centrem jest Francuz – Ludgy Debaut (C, 213/26), „wynaleziony” w 3. lidze Hiszpanii i letniej grze w Wenezueli. W pucharowych meczach Sporting gra więc siódemką obcokrajowców.
Portugalia nie jest wyjątkowo bogatą koszykarską nacją, więc lokalni gracze w najlepszych drużynach są raczej tylko uzupełnieniem składu. W Sportingu jest takich trzech – wszyscy grali dla kadry narodowej. Diogo Ventura (PG, 193/30) jest rzeczywiście doświadczonym, podstawowym reprezentantem kraju, natomiast Sergio Silva (G, 193/28) i Andre Cruz (G/F, 201/22) pojawiali się w reprezentacji jedynie w epizodach.
Trenerem Sportingu od powrotu do ligi jest bardzo doświadczony Luís Magalhaes, mający za sobą doświadczenia nie tylko w lidze portugalskiej, ale też w Angoli. Był mistrzem Afryki z reprezentacją tego kraju (2009), wygrał też trzy edycje afrykańskiej Ligi Mistrzów.
Co widać w statystykach?
Za wyznacznik bierzemy pięć meczów pucharowych – 2 kwalifikacyjne i 3 grupowe. Jedynym naprawdę wyróżniającym się zawodnikiem Sportingu jest center Ward – śr. 14 pkt., 8 zb. Reszta drużyny rzuca 23% za 3, w tym: Johnson 7/27, Funderburk 5/20, Bailey 1/12, Armwood 1/15. Ventura ma 4/21 z gry.
KIepski obrazu gry Sportingu dopełnia średnia 17 strat drużyny na mecz. Szczególnie w meczach z Dnipro (nawet tym wygranym) wicemistrzowie Portugalii wyglądali fatalnie. Wystarczy wspomnieć o skuteczności 10/57 zza łuku w meczach rozgrywanych na przestrzeni trzech dni. Przypomnijmy: mówimy tu o tym samym Dnipro, które w meczu we Włocławku poległo w starciu z Anwilem różnicą blisko 50 punktów.
W pucharowych starciach trzech poprzednich edycji FIBA Europe Cup z Legią, Anwilem i Treflem, Sporting postrzegany był jako żywiołowa i niewygodna na rywali ekipa, która potrafi sprawiać niespodzianki. Biorąc pod uwagę aktualną formę i okoliczności tego sezonu w wykonaniu środowego rywala włocławian, jego zwycięstwo byłoby jednak sensacją.
Początek walki w Hali MIstrzów o godz. 18. Transmisja na kanałach TVP (w tym TVP Sport).