Strona główna » Ostatki po Pucharze Polski – historie, opinie i inne podsłuchy
PLK

Ostatki po Pucharze Polski – historie, opinie i inne podsłuchy

0 komentarz
Chwila, w której rywale zaczęli solidaryzować się z Legią. Widok Śląska, który na długo pozostanie w pamięci. Wątpliwości wobec Kinga i Spójni, które jedynie się powiększyły. No i ten Żan Tabak oraz jego żelazne zasady. Które Chorwat potrafi naginać.

Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>

Jeśli Lublin miał się z klasą pożegnać jako gospodarz finału Pucharu Polski – to podczas minionego weekendu tego dokonał. Oczywiście, trybuny podczas kilku meczów świeciły pustkami, a panoszący się po hali dźwięk butów koszykarzy biegających po parkiecie nieco drażnił uszy. Ale do niego bywalcy „Globusa” przywykli. Świetna organizacja imprezy i niespodziewany awans Startu do finału spowodowały jednak, że w niedzielę, opuszczając Kozi Gród, o wszelkich niedociągnięciach można było choć na chwilę zapomnieć.

Co z ostatniego, lubelskiego turnieju o Puchar Polski zapamiętam na dłużej?

1. Jeremiah Martin na bandzie reklamowej tuż po porażce Śląska

Wiem, już o tym było. Ale nic nie poradzę na to, że ten widok „wbitego w parkiet” wzroku amerykańskiego lidera Śląska i wpatrzonych w niego kibiców Śląska tak mocno osiadł w mojej głowie.

2. Phil Fayne – wielka duma i nie taki znów lekki kłopot Wilków

Konkurs wsadów koszykarz Kinga wygrał naprawdę zasłużenie. Lekkość lotu będąca efektem dynamitu w nogach – to się oglądało, każda z prób Phila Fayne’a miała w sobie to coś.

Ale właśnie – lekkość. Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy ta cecha, będąca atutem Fayne’a podczas konkursu wsadów, nie okaże się największym kłopotem Kinga w play-off. Jeśli do tego czasu w Szczecinie nie zdecydują się faktycznie niczego w składzie zmienić. A w taki scenariusz średnio wierzę.

W ćwierćfinałowym meczu ze Spójnią Phil Fayne niby zrobił swoje (16 punktów przy skuteczności 6/9 z gry i 5 zbiórek), ale jednocześnie 27 minut z nim na boisku King przegrał aż 14 punktami. „Ciężki” duet Barret BensonAjdin Penava z 13 rzutów z gry w starciu z Kingiem spudłował zaledwie 2. I aż 15 razy stawali na linii rzutów wolnych.

3. Spójnia doczekała się chwili docenienia. Dosłownie, 24-godzinnej

Prowadzony przez Sebastiana Machowskiego zespół ze Stargardu od kilku tygodni gra znakomicie, lecz nie może się przebić – jakby to kiedyś ładnie można było określić – „na pierwsze strony gazet”.

– Wszystko fajnie, wygrywają. Ale to wciąż nie jest kandydat do medalu. Może i z PLK nie jest najlepiej, ale nie jest też jeszcze aż tak źle, by w półfinale play-off zagrała drużyna z jednym z liderów ściągniętych prosto z ligi bułgarskiej – usłyszałem przed ćwierćfinałami od jednego z członków sztabu szkoleniowego innej drużyny, która w tym sezonie zamierza walczyć o medale.

Chodziło, rzecz jasna, o wspomnianego Bensona. Amerykanin, który zdaniem oficjalnej strony ligi już w grudniu skończy rok, poprzedni sezon spędził w bułgarskiej ekipie Rilski Sportist. Statystyki „kręcił” dużo słabsze niż w PLK.

– A może jednak „bułgarskie” wzmocnienie wystarczy? – dopytywałem chwilę po tym, gdy Spójnia w imponującym stylu ograła Kinga w ćwierćfinale.

Początkowo odpowiedział mi jedynie uśmiech. 24 godziny później, po porażce Spójni ze Startem, odpowiedź się zwerbalizowała.

– A może jednak nie?

Przyszłość pokaże. Co ciekawe, Spójnia z Bensonem w składzie była gorsza od rywali i w meczu z Kingiem, i – rzecz jasna – ze Startem.

4. Gdy Legia też okazała się zbyt lekka, a trener Gronek wiedział wszystko

Pościg nieco osamotnionego Kyle’a Vinalesa w czwartej kwarcie za uciekającym Startem, gdy Amerykanin w ciągu 10 minut zdobył 24 punkty mógł zaimponować. Ale z tego meczu bardziej zapamiętam schodzącego z parkietu Romana Szymańskiego z zerwanym ścięgnem Achillesa, a także wyłączający z gry na kolejnych kilka tygodni uraz Geoffreya Groselle’a.

A także akcję, która dała ostatecznie zwycięstwo gospodarzom – gdy ułamki sekund przed końcową syreną Aric Holman mógł jedynie faulować pod koszem Klavsa Cavarsa.

– Holman to fajny obrońca, ale nie na środkowych rywali – dało się usłyszeć z obozu Legii po tym, jak Amerykanin dołączył do zespołu.

Trener Startu Artur Gronek to rodowity warszawianin. Niby z Bródna, ale może niedawno spacerował po Bemowie?

5. Start jeszcze wierzy – także w pogoń za play-off

A propos trenera Startu – po wygranym meczu z Legią, gratulując mu proroctwa z losowania Pucharu Polski, gdy przekonywał, że „Legia nie jest wcale takim trudnym przeciwnikiem” – zapytałem go, czy jego zespół wciąż goni play-off.

– Oczywiście! Dwa, trzy wygrane mecze i możemy zobaczyć kompletnie inny układ tabeli. Nie poddajemy się. Wygraliśmy cztery z ostatnich sześciu meczów, będziemy walczyć w kolejnych – zapowiedział trener Startu.

– Taka Spójnia dokonała zmian w składzie szybciej i sprowadzając tercet Courtney Fortson, Benson, Penava stała się kompletnie inną drużyną. Pan dłużej czekał z wymianą chociażby Sherrona DorseyaWalkera. Jest żal, że zbyt długo?

– Nie. Nie żałuję tego, co się wydarzyło. Co najwyżej wyciągam lekcję na przyszłość. Wychodzę z założenia, że zawodnicy muszą grać z dużą pewnością siebie. Tymczasem, żeby ją czuli – trzeba im najpierw okazać zaufanie. Ja bardzo mocno liczyłem na Dorseya-Walkera. Szczególnie po świetnym początku sezonu. Gdyby mi ktoś powiedział wówczas, że będziemy go w połowie rozgrywek wymieniali na innego gracza, nie uwierzyłbym.

6. Legia wzbudza współczucie, są odruchy solidarności

Legia jest najbardziej znienawidzonym klubem sportowym w Polsce. Fakt niezaprzeczalny. W tym sezonie może być najbardziej nielubianym również w koszykówce. Choćby ze względu na to, że jako jedyna otrzymała pieniądze z Polskiej Organizacji Turystycznej za grę w europejskich pucharach. Niesmak w środowisku koszykarskim pozostał.

Ale po ćwierćfinałowej porażce ze Startem od przedstawicieli jednego z innych klubów usłyszałem opinię solidaryzującą się ze stołecznym klubem.

– Widział pan Legię ze Startem? Zatrudnili nowych graczy, Vinalesa i Holmana, wydają na nich pewnie w okolicach 30 tysięcy dolarów miesięcznie, a dalej dość regularnie przegrywają. O czym to świadczy? O tym, że… to my mamy problem. Przecież my też chcemy walczyć o medale, szukamy wzmocnień i uzupełnień składu. Przypadek Legii najlepiej świadczy o tym, jak mocno jest obecnie przebrany rynek z dostępnymi zawodnikami. I ile kosztują ci, którzy naprawdę coś gwarantują.

7. Przemysław Frasunkiewicz bardzo zadowolony

Przyjemnie było popatrzeć po piątkowym zwycięstwie nad Stalą podczas konferencji prasowej na Przemysława Frasunkiewicza. Trener Anwilu wyglądał na naprawdę zadowolonego. I ze zwycięstwa, i – chyba nie mniej – z tego, jak dobrze zaczęli się spisywać gracze, których pozyskał w ostatnim czasie – Malik Williams i Victor Sanders.

– Mamy teraz w składzie graczy wielopozycyjnych, którzy pozwalają nam grać z różnymi przeciwnikami, bo polska liga jest tak ciekawa, że praktycznie każdy gra inaczej – mówił Frasunkiewicz. – Sanders może grać od pozycji 1 do pozycji 3, a bronić także czwórki, bo silny jest strasznie. Tak jak Ostrów może zmieniać tempo meczu i warunki gry zmienną obroną, tak my możemy, korzystając ze zmiennych stylów gry Lee Moore’a i Kamila Łączyńskiego – cieszył się.

Sanders w meczu ze Stalą pozostawał jeszcze w cieniu kolegów z zespołu. W półfinale z Treflem – chyba najlepszym meczu na polskich parkietach w tym sezonie! – biorąc często piłkę pod pachę, momentami był naprawdę znakomity. Jeśli tylko nie będzie sprawiał problemów poza parkietem – może okazać się brakującym elementem medalowej układanki Anwilu.

8. Moment, w którym Garrett Nevels został władcą PLK. Nowym Travisem Trice’em?

Piękne to było!

– Ma w sobie coś z Travisa Trice’a? – zapytałem po tym meczu wychodzącego ze studia pomeczowego Polsatu Sport Piotra Karolaka.

– Więcej niżby się niektórym wydawało – odparł nasz sprawdzony ekspert.

9. Żan Tabak swoje zasady ma. Wygrywa, nawet jak się ich nie zawsze trzyma

Zasada pierwsza, mniej istotna – Żan Tabak uwielbia rywalizację. I konwersacje. Ale w ramach ustalonych wcześniej reguł. Z dziennikarzami również. Gdy chwilę po zakończeniu ćwierćfinałowego meczu ze Śląskiem, tuż po konferencji prasowej, poprosiłem go o chwilę rozmowy, nie krył zdziwienia.

– Ale dlaczego nie chciał pan porozmawiać na konferencji?

– Wolę rozmowy jeden na jeden – argumentowałem.

– Hm, no dobrze. Ale proszę pamiętać: to będzie wyjątek, a nie reguła. No i muszę się jeszcze spytać o pozwolenie naszego rzecznika prasowego – odpowiedział.

Żeby była jasność – Żan Tabak nie jest w sopockim klubie ubezwłasnowolniony od widzimisię Karola Żebrowskiego. Chorwat sam te twarde zasady w kontaktach wszystkich członków drużyny z mediami wprowadził. Nic dziwnego, że z taką ostentacją konsekwentnie się ich trzyma. Rzecznik pozwolił, rozmowa się odbyła.

Tabak konsekwentny jest jeszcze w jednym – nie przegrywa meczów o Puchar Polski w Lublinie. Dwa lata temu zdobył główne trofeum z Zastalem. Tym razem z Treflem. Sześć zwycięstw, żadnej porażki. Solidny dorobek.

10. Czasami warto oddać władzę, by… zdobyć władzę

– Po tylu latach niepowodzeń, w ostatnich sezonach głównie sportowych, szefowie Trefla, sprowadzając Tabaka, postanowili mu oddać niemal całą władzę w klubie. Decyzja o tym, że każda, nawet najmniejsza wypowiedź pracowników klubu musi zostać autoryzowana przez rzecznika, to też jego pomysł. Tabak ma władzę, a władze klubu zamierzają go rozliczać tylko z wyników. Fair deal, zobaczymy jakie przyniesie skutki – takie informacje o nowym stylu zarządzania Treflem Sopot zasłyszałem od osoby świetnie znającej realia tego klubu jeszcze w trakcie wrześniowego EuroBasketu w Berlinie.

Póki co – Tabak dowozi. Na razie do Sopotu dostarczył puchar.

https://twitter.com/treflsopot/status/1627767370734358535?s=20

Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet