Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Na piąty mecz playoff do Ostrowa Wielkopolskiego, mimo środka tygodnia i dość wczesnej godziny rozpoczęcia meczu przyjechała spora grupa kibiców Śląska. Na pewno tego nie żałowała. Chwile tuż po zakończeniu walki na parkiecie spędzone w towarzystwie koszykarzy z Wrocławia fani z tego miasta zapamiętają na długo.
Sympatycy Śląska już po kilku pierwszych minutach meczu mogli nawet mieć nadzieję na to, że po raz drugi w krótkim odstępie czasu w tej hali ujrzą zwycięstwo swoich ulubieńców. Niespełna dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty goście prowadzili 14:9. Na dodatek po parkiecie biegał już wówczas i punkty zdobywał Łukasz Kolenda, który – wracając do gry po dłuższej przerwie – miał być tajną bronią Śląska na ten mecz (13 minut, 7 punktów).
Później jednak piękny sen kibiców z Wrocławia został na dłużej przerwany. W trakcie kolejnych pięciu minut do akcji wkroczył duet Aigars Skele – Tomasz Gielo. Łotysz co chwila wykorzystywał przewagę warunków fizycznych oraz umiejętności nad obrońcami rywali i raz za razem dziurawił kosz lub podawał lepiej ustawionym kolegom. W ciągu pięciu minut zdobył błyskawicznie 12 punktów, a gdy po chwili dwa kolejne rzuty za 3 trafił Gielo, Stal objęła prowadzenie 34:27.
Skele był długo zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na boisku. Stal dzięki niemu szybko przejęła – wydawało się, że na dobre – kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Łotysz już w połowie trzeciej kwarty miał na koncie 23 punkty i 9 zbiórek. Wrocławianie nie mogli znaleźć na niego odpowiedzi. Przegrywali aż 47:62.
Jeszcze w 32. minucie to gospodarze mieli wyraźną przewagę – prowadzili aż 72:59. Wówczas jednak Stal nagle pękła. Skele i Gielo oddychali rękawami, Śląsk zdobywał punkt za punktem, trener Andrzej Urban prosił o jedną przerwę w grze za drugą. Na chwilę posadził swoich liderów na ławkę, by moment później znów wpuścił ich do gry. Nie był w stanie zatrzymać rozpędzonych rywali.
Kilka minut totalnej paniki kosztowało Stal cały sezon. Kolejne punkty dla Śląska zdobywali tymczasem Jakub Nizioł, Hassani Gravett, Artiom Parachowski, Marek Klassen, Dusan Miletić i – jeszcze raz – zawodzący wcześniej bardzo długo w tej serii Klassen. Śląsk rzucił ich aż 17 z rzędu, objął prowadzenie 76:72, a później w nerwowej końcówce nie dał sobie go wyrwać. Ostatecznie gospodarzy złudzeń pozbawił Daniel Gołębiowski…
…i na trybunach Ostrów Areny rozpoczął się wrocławski karnawał.
Śląsk, który długo miał w tym sezonie potworne problemy – także zdrowotne. Śląsk, który dwukrotnie w trakcie sezonu zmieniał trenera. Śląsk, który co chwila zmieniał rozgrywających i do ostatniej kolejki sezonu zasadniczego musiał walczyć o awans do playoff. Ten sam Śląsk wygrał na gorącym terenie w Ostrowie w wielkim stylu mecz numer 5 i po raz czwarty z rzędu zagra o medal.
Znakomicie zapowiadający się półfinał playoff Trefl – Śląsk rozpocznie się już w najbliższą niedzielę w ERGO ARENIE. Pierwszy mecz o godzinie 15. Śląsk jest na fali, wielkie emocje gwarantowane.
Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
5 komentarzy
„Łotysz już w połowie trzeciej kwarty miał na koncie 23 punkty i 9 zbiórek.” Raczej powinno być 9 asyst, których miał w całym meczu 10. Zbiórek 4.
4 graczy z wybranej piątki sezonu zasadniczego odpadło już w ćwiecfinale. Jedynie Mazurczak się został
Piękno koszykówki to zespołowość a nie indywidualności.
Nie wiem czy to przeczyta, ale gratulacje dla Pani red. Samborskiej, że jako jedyna ze wszystkich kilkunastu redaktorów – jeszcze przed serią – postawiła zwycięstwo Śląska (3:2). Waśki i GSzyby wciąż w szoku. Mecz wyrównany. Ogranie w Eurocup się przydało (Stal zrezygnowała z pucharów, może to był błąd). Czekam na komentarz P. Karolaka. Nadal Trefl wydaje się faworytem tej części drabinki, z racji dłuższej ławki. Serdeczności
Śląsk chyba nie miał jeszcze tak pokręconego sezonu. Fatalna, niespotykana w sensie ilości, liczba kontuzji (bywały mecze, że na ławce z L4 siedziało 6 zawodników i to bynajmniej nie rezerwowych), zmiany trenerów, kompromitująco przegrywane niektóre mecze, nieliczne i niespodziewane wzloty…. Wydawało się, że sezon całkowicie stracony. Ale wyleczenie kontuzji plus przyjście Nuneza i przede wszystkim Rajkovicia zmieniło obraz. Śląsk to zespół z innego wymiaru: w decydującym meczu ze Stalą kompletnie zawiódł najwyższy center ligi, który raził nieporadnością, był pod koszem blokowany, faulował bezmyślnie. Marnie też grał Klassen, podstawowa „jedynka” zespołu, w pierwszej połowie cieniem zawodnika był Gołębiowski. Ale po przerwie Śląsk powstał. Trzecią kwartę nieznacznie wygrał, zmniejszając straty a czwarta kwarta… Cóż, zostanie w pamięci kibiców na dłuuuugo….:)