Strona główna » Miłoszewski: Grzeczni to my już byliśmy. Legia rozdrażniła lwa!
PLK

Miłoszewski: Grzeczni to my już byliśmy. Legia rozdrażniła lwa!

0 komentarzy
O tym jak często słyszy słowo na „k” w ustach Andrzeja Mazurczaka. Czy lider jego drużyny może grać lepiej i czy niebawem założy koszulkę z orzełkiem na piersi. Kto jest faworytem serii King – Spójnia, a także – co tak naprawdę sądzi o bazie noclegowej we Włocławku? O tym wszystkim w przeddzień rozpoczęcia fazy półfinałowej playoff rozmawiamy z Arkadiuszem Miłoszewskim, jedynym polskim trenerem, który pozostał na placu boju, którego stawką są medale mistrzostw Polski.

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

Michał Tomasik: Czy Andrzej Mazurczak często przeklina?

Arkadiusz Miłoszewski: A skądże znowu! Właściwie robi to tylko w jednym przypadku – gdy na zakończenie treningu organizujemy rywalizację w rzutach z połowy boiska i po jego próbie piłka zatańczy na obręczy, a następnie z niej się wykręci. Szczególnie, jeśli wcześniej kilka razy nikt nie wygrywa i następuje kumulacja w puli do wzięcia (śmiech). Andy lubi rywalizację, zwycięstwa go nakręcają, więc w takich sytuacjach potrafi mu się wyrwać słowo na 'k”. Ale ono brzmi wówczas inaczej niż to, które wszyscy usłyszeli po meczu w Warszawie.

Był pan zdziwiony tą pełną emocji formą ogłaszania przez Andrzeja wakacji w Warszawie?

Na pewno była to dla mnie pewnego rodzaju nowość. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem to nagranie, a było to chyba jeszcze w autobusie, gdy wracaliśmy po meczu z hali do hotelu, zapytałem nawet Andy’ego: Hej, ale co tu się wydarzyło? „Aaa, chciałem tylko zaakcentować jak ładnie potrafię mówić po polsku” – uśmiechnął się, odpowiadając. Cóż, wyszło jak wyszło. Ale przecież nikogo nie obraził.

On pewnie nie, ale skoro już przy obrazach i hotelach jesteśmy – pan na pewno uraził przynajmniej część mieszkańców Włocławka, sugerując kilka dni temu, że cieszy się ze zwycięstwa Spójni z Anwilem, gdyż nie będzie musiał korzystać z wątpliwej jakości bazy noclegowej w tym mieście. Uchodzący dotychczas za wzór cnót lider Kinga nagle publicznie przeklina, jego trener też wyprowadza niespodziewane ataki – co tu się wyprawia? Czyżby King w tym sezonie, chcąc obronić tytuł, postanowił zerwać z łatką „fajnej i sympatycznej drużyny, która w ujmującym stylu sięgnęła po złoto” i zamierza zostać czarnym charakterem playoff? Takim którego nikt nie lubi, ale którego każdy się boi?

Faktem jest, że grzeczni już byliśmy i nie zamierzamy do tego wracać. To wcale nie było tak dawno temu, gdy wychodziliśmy sobie na boisko, własne, w Szczecinie – ot tak, pograć trochę w basket. Przyjeżdzali wówczas do nas tacy Czarni Słupsk i wywozili dwa punkty. Albo pojawiała się ekipa z Torunia i lała nas 20 punktami. A jeśli chodzi o sprawę hoteli we Włocławku…

… oho, będzie się pan tłumaczył?

Nie o to chodzi. Nie będę nikomu udowadniał za wszelką cenę, że nie jestem wielbłądem. Ale, że ta sprawa to nic innego jak jakaś piramidalna bzdura, więc niech stracę – żeby rozwiać wszelkie domysły i wątpliwości, raz na zawsze, opowiem jak było. A więc: jestem na spacerze w parku i dzwoni do mnie dziennikarz, tuż po piątym meczu Anwil – Spójnia. Pyta czy cieszy mnie, że w półfinale będziemy grali ze Spójnią. To odpowiadam, zgodnie z prawdą, bo szczery facet jestem: tak, cieszę się. Dodaję też od razu, że radość ta jest efektem również logistycznego punktu widzenia. Faktem jest, że – na wypadek zwycięstwa Anwilu – robiliśmy chwilę wcześniej rezerwację hotelu we Włocławku i nasz ulubiony był już zajęty. Dodałem więc, że cieszę się, bo inne hotele w tym mieście mniej mi odpowiadają, a pod względem sportowym chciałem grać z Anwilem tak samo jak ze Spójnią. Takie są fakty. A że media funkcjonują tak, a nie inaczej – po chwili pojawiły się nagłówki sugerujące, że Miłoszewski ma coś przeciwko Włocławkowi.

Ale spokojnie, nie zrobicie z Miłoszewskiego Charlesa Barkleya. On przed laty, grając chyba w Houston Rockets, bodaj przed derbową, teksańską serią playoff z San Antonio Spurs powiedział, że obecne miasto Jeremy’ego Sochana jest nudne, a kobiety w nim mieszkające – brzydkie. Albo na odwrót. Mniejsza już z tym. Stwierdzenie „Miłoszewski ma coś do Włocławka” to też nic innego jak dobry żart.

Skoro już przy nich jesteśmy, to kontynuujmy jeszcze przez chwilę – przecież każdemu przyda się chwila oddechu przed obciążającymi psychikę meczami playoff, nawet jeśli dziennikarz, który napisał „pierwotny” tekst o pana opinii na temat hoteli postanowił się z niego nieco wytłumaczyć. Jak tak naprawdę baza noclegowa we Włocławku wypada w pana prywatnym rankingu w porównaniu z innymi miastami PLK?

Hahaha. Zupełnie przeciętnie! Przecież nie będę teraz ze względu na burzę, którą mimowolnie wywołałem, udawał, że jest jakaś wybitna. Ale tu właściwie kompletnie nie o miasta chodzi, choć zdarzało nam się przecież czasami spać i w hotelach w Ustce, czy Kaliszu, choć tam drużyn PLK nie ma. Ale z drugiej strony – czy można coś zarzucić warszawskiej bazie noclegowej? Niewiele, jeśli cokolwiek. Natomiast hala Legii jest położona daleko poza centrum stolicy i ostatnio, będąc ostatnio na meczach playoff, zmuszeni byliśmy szukać hotelu na obrzeżach miasta, by później nie tkwić w korkach. Jestem wdzięczny obsłudze tego, który nas ugościł, fantastyczni ludzie. Ale czy przy śniadaniu mogliśmy podziwiać przez okna widoki zapierające dech w piersiach i organizować sobie w okolicach hotelu dające ukojenie skołatanym nerwom spacery? Niekoniecznie.

Wróćmy już do sportu i tej budzącej się niegrzeczności Kinga. Ona pana cieszy?

Bardzo! Mam wrażenie, że mecze nr 3 i 4 z Legią w Warszawie zbudowały nasz zespół na nowo. Koszykarze z Warszawy, szczególnie ci amerykańscy, już podczas dwóch pierwszych spotkań w Szczecinie weszli na wyższy poziom trash-talkingu. Pojawiły się jakieś mniej lub bardziej zrozumiałe hasła, wymachiwanie rękoma, pokazywanie palców, opowieści o biletach powrotnych.

Legia rozdrażniła w was lwa?

Dokładnie tak. Zaczęliśmy odpowiadać pięknym za nadobne, wykorzystaliśmy tę złą energię rywali, by wyzwolić własną. Bardzo chcieliśmy skończyć serię 3:0, ale się nie udało. To nas jednak jedynie dodatkowo rozzłościło. W czwartym meczu od początku to my byliśmy już agresorami. O to przecież w playoff chodzi – by zadać pierwszy cios, a później agresję kontynuować. Zachowując, rzecz jasna, przy tym ducha sportu.

Czy Andrzej Mazurczak, rzucający 30 punktów w meczu nr 4 przeciwko Legii, rozegrał najlepszy mecz w karierze pod wodzą Arkadiusza Miłoszewskiego?

Na pewno jeden z lepszych. Nie prowadzę jednak takiego rankingu, więc na twarde deklaracje w tym temacie się nie zdobędę. Mogę dodać jednak, że analizowaliśmy później ten mecz i wiemy, że Andrzej mógł zagrać jeszcze lepiej. Wciąż ma rezerwy. On też o tym wie. Mam nadzieję, że je niebawem uwolni. Jestem przekonany, że najlepszy mecz w karierze jeszcze przed nim.

W barwach reprezentacji Polski?

Nie wiem czy podjęta została już ostateczna decyzję w tej sprawie, ale zdaję sobie sprawę, że sporo się w tym temacie ostatnio dzieje. Wiem, że gra w reprezentacji jest dla Andrzeja bardzo ważna. Wiem też, że swoim poziomem sportowym przynależy do grona najlepszych polskich graczy. Zresztą, obecnie chyba w tym temacie już nikt nie ma żadnych wątpliwości.

Wiemy już, że z logistycznego punktu widzenia Spójnia będzie łatwiejszym rywalem półfinałowym od Anwilu. A sportowo?

Tu nie widzę większej różnicy. Mówiąc to, wcale się nie zgrywam. Spójnia grała w serii z Anwilem świetnie. Jestem przekonany, że czeka nas ciężka przeprawa.

King miał bardzo długo serię niekończących się zwycięstw w starciach derbowych ze Spójnią, ale wiosną licznik zatrzymał się na 10. W kwietniu przegraliście we własnej hali po dogrywce. Spójnia z Aleksem Steinem w składzie jest w Derbach Pomorza Zachodniego niepokonana. Martwiące?

Gdy obejmowałem zespół, King miał na koncie chyba już 7 kolejnych zwycięstw ze Spójnią. Przed kolejnymi meczami motywowałem zawodników hasłem „chyba nie chcecie przejść do historii jako pierwsi, którzy przegrali derby”. Ale w końcu ten balonik pękł, kiedyś musiał. Teraz muszę poszukać czegoś nowego. Hasło „musimy w końcu pokonać tego cholernego Aleksa Steina” brzmi całkiem-całkiem.

Jest pan jedynym polskim szkoleniowcem, który pozostał w walce o mistrzostwo. Ten fakt coś dla pana znaczy?

Pewnie! Gdy o tym pomyślę – to jest jednak spora odpowiedzialność. Będę robił wszystko, by bronić naszego honoru w starciu z trenerami zagranicznymi. Mam duży szacunek do wszystkich. Sebastian Machowski to świetny fachowiec, dużo bardziej doświadczony w roli pierwszego trenera ode mnie, nie mogę o tym zapominać. Jego Spójnia gra bardzo wyrachowaną koszykówkę, doskonale wykorzystuje słabości rywali. Żan Tabak i Miodrag Rajković to też znakomici trenerzy. Ale i ja znam już swoją wartość, nie mam kompleksów. Będę robił wszystko, by ich pokonać. Na każdym polu. Nie tylko taktycznym.

Pierwszy mecz półfinału już w sobotę. Nie było tak, że grę Anwilu mieliście już rozpracowaną, a za skauting Spójni wzięliście się dopiero w ostatniej chwili?

Nie, zaręczam – nie. Czekaliśmy z tym na zakończenie ćwierćfinału, by nie tracić bezsensownie czasu, którego i tak nie mamy w trakcie playoff zbyt wiele. Oczywiście, to kosztowało głównie mojego asystenta Macieja Majcherka dwie nieprzespane noce, ale na sobotnie starcie będziemy gotowi. Właściwie – już jesteśmy. Nie mogę się go doczekać tej soboty.

Przed serią z Legią twierdził pan, że to rywale byli 75-procentowym faworytem. Jak wygląda rozkład szans przed starciem ze Spójnią?

50 na 50. Rywale są na fali, grają bardzo spokojnie. Pamietam, jak po bodaj trzecim meczu naszej serii z Legią jej trener Marek Popiołek mówił, że gdyby coś chciał zabrać z naszego zespołu, to spokój. Moim zdaniem Spójnia może go mieć obecnie jeszcze więcej od nas. Wygrała już trzy mecze z rzędu. Ale a propos rozmów z trenerami innych drużyn, przypominam sobie jeszcze, jak przed rozpoczęciem serii z Legią spotkałem Davida Dedka. Trochę mu się żaliłem, że trafiliśmy już w pierwszej rundzie na rywala, który właśnie wygrał siedem meczów z rzędu. „Skoro tyle wygrali, to znaczy tylko jedno – że zaraz zaczną przegrywać” – śmiał się. Miał rację.

Załóżmy, że po raz drugi z rzędu awansujecie do wielkiego finału playoff. Z kim chciałby się pan w nim zmierzyć: z Treflem czy ze Śląskiem?

Wolałbym po raz kolejny pojechać na finał PLK do Wrocławia. Starcie ze Śląskiem byłoby dla nas korzystniejsze z logistycznego punktu widzenia – nie dość, że do Wrocławia prowadzi bardziej komfortowa droga, to jeszcze mielibyśmy w tej serii przewagę własnego parkietu. Przy okazji zapewniam jednak: nie chodzi tu o żadne różnice w bazie hotelowej! Nie mam żadnych uwag do hoteli w Trójmieście!

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet