Tak naprawdę to kolejne, dobitne potwierdzenie faktu z jak dużym kryzysem mierzy się NCAA, przez lata dostarczająca NBA najlepszych graczy. W tym sezonie żaden z dwóch najbardziej utalentowanych koszykarzy, na których przed draftem 2023 chrapkę będą miały wszystkie kluby NBA, nie zagra w lidze akademickiej.
Że nie stanie się to udziałem Victora Wembanyaya? Nikogo nie dziwi. Francuz, w którego żyłach płynie krew potomków z Demokratycznej Republiki Kongo, od 15 roku. życia gra zawodowo w koszykówkę w swoim kraju. Przeciwko dorosłym koszykarzom. Ma nieprawdopodobny talent i dość osobliwy przedmeczowy rytuał, choć właściwie… przystający do gościa o takich warunkach fizycznych (220 cm i nadnaturalne połączenie zwinności i skoczności):
Francuzi chuchają na niego i dmuchają, ale przyszłość Wembanyamy – i to już ta niedaleka – jest za oceanem. Jego agenci są pewni swego, więc przystali na propozycję wyjazdu do USA celem rozegrania dwóch sparingów z drużyną NBA G League Ignite. To zespół koszykarski będący swoistym laboratorium do hodowania młodych koszykarzy stworzony Adama Silvera i jego współpracowników. Szefowie NBA, a więc de facto właściciele wszystkich 30 drużyn, a więc de facto późniejsi pracodawcy koszykarzy już od lat myśleli o tym jak najlepiej zadbać o rozwój swoich docelowych pracowników i nie powierzać losów w ręce mniej lub bardziej odpowiedzialnych trenerów ligi akademickiej.
Myśleli, myśleli i kilka lat temu – w końcu wymyślili. Cóż, to było za odkrycie! Leciało to mniej więcej tak jak z tym pytaniem „co może zrobić bogaty, by zwrócić na siebie uwagę biednego/głodnego i dlaczego studolarówka może pomóc?”.
NBA najzdolniejszym koszykarzom światam, zanim ci trafią do ligi zawodowej, za porzucenie NCAA postanowiła po prostu zapłacić. Pół miliona dolarów piechotą nie chodzi.
Pierwszym graczem, który się na ten gwiazdorski kontrakt juniorski skusił był Jalen Green – drugi numer draftu 2021, w którym obecnie kibice Houston Rockets upatrują nowe wcielenie Kobego Bryanta. W tegorocznym naborze tuż przed Jeremym Sochanem z numerem ósmym z G League Ignite do New Orleans Pelicans powędrował Dyson Daniels.
Aha, cichą nadzieję Luki Doncicia na lepszą przyszłość Dallas Mavericks jest inny wychowanek laboratorium NBA – Jaden Hardy.
W kolejnym sezonie najcenniejszym zawodnikiem ekipy NBA G League Ignite będzie bezspornie Scoot Henderson. Uchodzi za nowszą, bardziej nowoczesną wersję Russella Westbrooka. I to właśnie on wraz z kolegami z zespołu, m.in synem Shaqa, dwukrotnie przetestuje w najbliższych dniach Wembanyamę w barwach jego francuskiej, podparyskiej ekipy Metropolitans 92 – dzisiaj w nocy oraz 48 godzin później.
Walka o pierwszy numer draftu nabiera rumieńców. Francuz czuje się w USA swobodnie, choć zdaje sobie sprawę, że wszystkie oczy są zwrócone w jego stronę. Mecze przedsezonowe NBA na chwilę zejdą na drugi plan.
Szefowie NCAA nie obgryzają paznokci.