Strona główna » Mój pierwszy tydzień w NBA: Jokić, Curry i Sochan z bliska, na końcu kilka łez

Mój pierwszy tydzień w NBA: Jokić, Curry i Sochan z bliska, na końcu kilka łez

1 komentarz
– Już trzeciego dnia wyprawy czuliśmy się jak koszykarska rodzina. Hasło „krótka rozmowa, kilka zdjęć oraz seria autografów” nie odda tego, jakie emocje towarzyszyły nam podczas spotkania z Jeremym Sochanem. A przecież przeżyliśmy jeszcze więcej. Byliśmy także choćby u NIkoli Jokicia w Denver – relacjonuje dzień po dniu tygodniowy wypad grupy kilkunastu polskich kibiców do USA jeden z nich.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Wyjazd Wild West NBA Tour 2023 trwał tydzień od 7 do 14 listopada. Piętnastu uczestników wzięło udział w przygodzie życia. Dwa miasta – mistrzowskie Denver oraz „Sochanowe” San Antonio, trzy mecze i niezapomniane przeżycia.

Jak to wyglądało dzień po dniu?

Dzień nr 1: Gdy 20 godzin podróży nie zniechęca

Pierwsze kroki stawiamy w Warszawie. Jeszcze przed świtem. Wylot z rana do Amsterdamu i bez chwili czekania lot za ocean. Po prawie 10 godzinach lądujemy w Detroit, tam już tylko kontrola bezpieczeństwa i ekipa z Polski melduje się na kolejnym locie – tym razem do Denver. W mieście mistrzów NBA jesteśmy już bliżej wieczora miejscowego czasu.

Ponad 20 godzin podróży i przesiadek nie zniechęca nas jednak do integracji w lokalnym barze.

Dzień nr 2: Nikt nie pogardziłby dogrywką

Następnego dnia powoli już zgrana ekipa udaje się odwiedzić stadion lokalnej drużyny footballu amerykańskiego Denver Broncos. Samo miasto też nie kryje już przed nami tajemnic – podczas przemarszu odhaczamy kilka ważnych budynków i miejsc.

Nadchodzi jednak wieczór, który nieuchronnie prowadzi nas już na Ball Arena, gdzie zmierzą się byli i obecni mistrzowie koszykarskiego świata. Nikola Jokić vs Stephen Curry – dwóch wirtuozów ofensywnej gry. Siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i lecimy z wielkim hitem.

Mecz jest wyrównany do ostatnich chwil, a fani muszą drżeć o wynik ulubionej drużyny. Górą z pojedynku wychodzą Nuggets, choć GSW miało swoją szansę, po tym jak w końcówce Reggie Jackson nie trafił drugiego rzutu osobistego i Warriors mieli ostatnią akcję. Tutaj niestety presja czasu oraz zły chwyt piłki zadecydowały, że Klay Thompson nie mógł uratować swojej drużyny i ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 108:105.

Emocje nie opadają nawet po opuszczeniu hali. Mamy szanse porozmawiać z lokalnymi kibicami obu drużyn i na świeżo zebrać feedback o meczu. Wiele osób nie pogardziłoby dogrywką. Kibice Nuggets robią jeszcze małe show przed halą w postaci popisu bębniarzy.

Dzień nr 3: Dzień dobry, San Antonio!

Trzeci dzień podróży i kolejny przelot – tym razem na radarze Teksas. Cztery godziny w samolocie, lekka zmiana czasu i już jesteśmy w San Antonio. Szybkie rozeznanie w mieście pięciokrotnych mistrzów NBA, kolacja w stylu Tex-Mex.

W San Antonio wita nas sam szeryf!

Nic dziwnego, że następuje większe zacieśnianie więzów w ekipie wyjazdowej. Śmiało można powiedzieć, że na tym etapie jesteśmy już koszykarską rodziną. Przy stole nie brakuje debat o sporcie, wymiany spostrzeżeń i docinków wobec swoich ulubionych drużyn. Wszystko w przyjacielskiej atmosferze.

Dzień nr 4: Parkiet NBA, przy samej linii bocznej

Czwartego dnia zwiedzamy kilka ważnych miejsc dla historii miasta. Spacer wzdłuż rzeki do Alamo, a tam czas na uzupełnienie swojej kolekcji pamiątek i koszulek.

Potem szybkie posilanie się przed najważniejszym punktem dnia, bo zbliża się mecz miejscowych Spurs i Minnesoty Timberwolves. Dla większości jest to pierwsza okazja zobaczenia naszego rodzynka w najlepszej lidze świata.

Możliwość zejścia do samej lini bocznej parkietu przed meczem tylko pobudza nas bardziej do kibicowania. Niestety Jeremy i jego koledzy nie są w stanie wygrać z przyjezdnymi. Sam Sochan nie może być zadowolony z meczu. Patrząc tylko w pozytywne statystki, można powiedzieć, że był to średni mecz w wykonaniu Polaka na „jedynce”, a liczba strat (6) obniżyła notę Jeremiemu.

Za dwa dni będzie kolejna okazja do zobaczenia Spurs w akcji, ale najpierw – czas na nas w koszykarskiej akcji.

Dzień nr 5: Streetball pod autostradą stanową

Nadszedł dzień, w którym my mamy okazje się wykazać. Najpierw z wiedzy koszykarskiej w pojedynku NBA Trivia między drużynami Żelków i Plecaków (pozdrawiam wszystkie osoby z wyjazdu!). Oba pojedynki wygrywają Żelki i zgarniają nagrody od organizatorów, ale nie ma co się smucić – dla niektórych szybko pojawia się szansa na rewanż.

Streetballowy pojedynek na boisku pod autostradą stanową I35 w San Antonio. Mecze sędziowanie przez najlepszych sędziów, czyli samych zawodników. Nie brakowało highlightów, a także pojedynków w miejscowymi koszykarzami.

A na koniec było jeszcze to, co tygryski lubią najbardziej – konkurs trójek. Pojedynek jest niemniej wyrównany, co mecze, na których byliśmy. W finale do rywalizacji stają redaktor Tomek i Mariusz. Pojedynek na szczycie wygrywa ten pierwszy i broni imię SuperBasketu.

Wieczorny spacer, mimo złej pogody, przyciąga sporą część grupy. W nagrodę odwiedzamy lokalną meksykańskiej knajpkę, gdzie oglądamy mecz GSW – Cavs. Nie brakuje docinków wobec obecnych wśród nas fanów Warriors.

Dzień numer 6: Emocje w hali, nie mniejsze – w hotelu!

Szósty dzień wyprawy rozpoczynamy z przytupem turniejem pre-season w rozgrywanej w lobby hotelu Riverwalk Plaza dyscyplinie roboczo nazwanej przez nas “suchym curlingiem”. Nawet tu nie możemy powstrzymać się od koszykarskich porównań, kiedy niepokonany fan Warriors przegrywa po comebacku w finale. Coś wam to przypomina? Do głównego turnieju wrócimy po spacerze oraz meczu.

Przed samym spotkaniem odwiedzamy bar, znaleziony przypadkiem przez redaktora Michała po pierwszym meczu. Prowadzi go fan San Antonio Spurs oraz footballu amerykańskiego. Pamiątkowe zdjęcie jest w tym przypadku obowiązkiem. Szybkie uzupełnienie węglowodanów pyszną kanapeczką i kierujemy się do Frost Bank Areny. Tam ponownie stajemy tuż obok parkietu przed samym meczem. Stan sprawdzony przez ekspertów z Polski i można rozpocząć mecz z Miami Heat.

O dziwo gospodarze dyktują warunki i przez większość meczu prowadzą. Jeremy wyglada bardzo dobrze i nie popełnia tylu strat, co dwa dni temu, dodatkowo utrzymuje krycie rywali, nie bacząc na ich nazwiska. Mimo takiej obrony Polaka, to on staje się “ofiarą” highlightu dnia. Duncan Robinson dwa razy nabiera Sochana na pompkę, a ten w obu przypadkach wyskakuje do kontestu. Na domiar złego zawodnik Heat trafia trójkę z narożnika boiska.

Końcówka znów emocjonująca. Miami odrabia straty i wychodzi na prowadzenie, którego do ostaniej sekundy już nie odda.

Po meczu mamy szansę spotkać się z Jeremym Sochanem i jego rodziną. Hasło „krótka rozmowa, kilka zdjęć oraz seria autografów” nie odda tego, jakie emocje nam towarzyszyły. Szczęśliwi ze spotkania udajemy się do wcześniej wspomnianego baru na uzupełnienie płynów i przygotowujemy się do… głównego turnieju dnia.

Witamy na pierwszym turnieju suchego curlingu rozgrywanego w hotelu RiverWalk Plaza, San Antonio, Texas. ESPN nie zdażyło się zgłosić po prawa do nadawania transmisji, ale ekskluzywnie dla czytelników SuperBasket zrelacjonujemy pojedynek ośmiu najlepszych uczestników.

Po rozlosowaniu dwóch grup i terminarzu zaczynamy turniej. W grupie doszło do rzeczy historycznych: rekord punktowy został pobity w meczu z Piotrkiem: 17-punktową zdobyczą popisał się Kacper. Nie dało mu to jednak pierwszego miejsca. Zajęła je Ewa i w półfinale stanęła w szranki z Michałem. Drugi półfinał to rewanż za pre-season – starcie Dawida z najlepszym strzelcem Kacprem. Ewa mimo zajęcia pierwszego miejsca w grupie ulega Michałowi 9-11 i ponownie w finale mamy przedstawiciela redakcji. Drugi mecz jest bardziej taktyczny: wynikiem 7-6 Dawid dokonuje odwetu i melduje się w finale.

Pojedynek Michał kontra Dawid, czyli Portland vs Warriors, zgromadził licznych kibiców. Finał mógł jednak zawieść fanów zaciętych końcówek. Po raz kolejny imię SuperBasket zostało uratowane, Michał podniósł puchar po zwycięstwie 11-4.

Dzień nr 7: Ale wspomnienia żyć będą

Emocje opadły, powoli czas opuszczać hotel… No dobra, jeszcze trochę curlingu w ramach rozluźnienia, tam Michał już miał problemy w meczach “Best of 3” z Kacprem.

O godzina 17 czasu lokalnego. Startujemy do Polski, kilka godzin i witamy się z największym hubem lotniczym USA w Atlancie. Nocny lot do Amsterdamu sprzyjał drzemce, więc podróż mija lżej. Zostały już tylko cztery godziny oczekiwania na lot do Warszawy.

W tym momencie dociera do nas, że to już niemal koniec tej pięknej podróży. W stolicy lądujemy chwilę po 19. Odbiór bagaży, ostatnie pamiątkowe zdjęcie.

Czy to musi być koniec? Niekoniecznie – mamy przecież wspólne wspomnienia, będą w nas żyć. Przy pożegnaniach kilka łez uroniliśmy. To był wspaniały tydzień! Nie tylko pod kątem meczów NBA, ale i ludzi, którzy tam byli. Myślę, że każdy uczestnik był z tej wyprawy zadowolony.


Nasza kolejna wyprawa na mecz NBA planowana jest na styczeń 2024 – jeśli chcesz poznać jej szczegóły w pierwszej kolejności, wyślij już teraz maila na adres wyjazdy@super-basket.pl. Wszystkie informacje prześlemy, gdy tylko będzie znany ostateczny kształt następnego wyjazdu.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

1 komentarz

Norbert 17 listopada, 2023 - 20:23 - 20:23

Dobry artykuł,pozdrawiam

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet