Aleksandra Samborska: Litwa od 7 lat czeka na medal na dużej, koszykarskiej imprezie, cierpliwość wymagających kibiców jest już chyba na wyczerpaniu?
Rytis Kazlauskas: To prawda, lato było dla litewskiego sportu bardzo łaskawe, po medale Mistrzostw Europy sięgali pływaczka Ruta Meilutyte, dyskobol Mykolas Alekna i aż trzy juniorskie reprezentacje w koszykówce, ale najważniejsze zmagania dopiero przed nami – jeśli chcemy móc nadal określać się jako europejska „ojczyzna koszykówki” to najwyższy czas ponownie udowodnić to na parkiecie.
Na ulicach Wilna czuć już ten typowy dla wielkich, koszykarskich wydarzeń klimat, w mediach sporo mówi się o tym, że mamy najlepszą drużynę od dekady, dlatego jeśli nie teraz to kiedy?
Faktycznie jest to zestawienie silniejsze od srebrnych medalistów z 2015 roku?
Wszyscy wiemy, że współczesna koszykówka opiera się na skutecznej grze zawodników z obwodu, ale naszą główną siłą jest formacja podkoszowa – dużo mocniejsza od tej z Lille. Sabonis i Valanciunas odgrywają kluczowe role w swoich zespołach za oceanem, dlatego w zbilansowany sposób będziemy musieli to wykorzystać podczas EuroBasketu. Podstawą w grze litewskiego zespołu musi być bilans, którego zabrakło podczas kwalifikacji do Igrzysk w Tokio. Turniej w Kownie przegraliśmy właśnie przez forsowanie większości piłek do pomalowanego podczas gdy Słoweńcy do tematu podeszli dużo luźniej, grali izolacje, szybkie ataki, podejmowali odważne decyzje z dystansu. W ostatnich meczach kadry Litwy taka zbilansowana gra wyglądała naprawdę nieźle – naszą mocną stroną może być też umiejętne rotowanie składem w odpowiedzi na taktykę przeciwnika.
Na rozegraniu mamy młodziutkiego Jokubaitisa, którego na 15-20 minut w meczu zmienić może Lekavicius – obaj są najbardziej efektywni właśnie, gdy tak rozkłada się między nimi minuty. Dystansowym rzutem grozi Grigonis, który podpisując w tym roku kontrakt z PAO tylko potwierdził, jak uznaną marką jest już w Europie, no i na Litwie pojawił się Ignas Brazdeikis!
Brakującym elementem zdaje się być zawodnik na pozycji numer 4, który nieco rozciągnąłby grę – tę dziurę łatamy albo przesuwaniem zawodników z ich nominalnych pozycji albo powołaniami dla koszykarzy, którzy nie są jeszcze na tym poziomie, jak Eigirdas Zukauskas.
Po doskonale znanym w Polsce Dariusie Maskoliunasie reprezentację Litwy przejął w ubiegłym roku trener Kazys Maksvytis. Czy ten szkoleniowiec ma pełne zaufanie środowiska? Jakby nie było Maksvytis ma na koncie historyczny blamaż, Żalgiris pod jego wodzą w zeszłym sezonie, po raz pierwszy w historii, nie zagrał w finale litewskiej ekstraklasy…
Trzeba pamiętać, że trener Maksvytis Żalgiris przejął w środku ubiegłego sezonu, kiedy morale były naprawdę niskie i nie budował składu. Kibice byli tego świadomi i jasne, na papierze zeszłoroczny Żalgiris wciąż był najmocniejszą drużyną ligi LKL, ale ta historyczna wpadka nie rzutuje na postrzeganie go jako selekcjonera kadry. Litwa dobrze zaprezentowała się w ostatnich dwóch meczach kwalifikacyjnych, gracze wyglądają dobrze, więc jeśli wrześniowy turniej zakończymy na wysokim miejscu to i Maksvytis znajdzie się na wysokim miejscu w rankingu kibiców.
Kibice Euroligi o Iggym na pewno jeszcze usłyszą, ale kim jest Ignas Brazdeikis – kanadyjski Litwin, na którego tak bardzo stawiać chce trener Maksvytis?
Urodzony w Kownie, wychowany w Kanadzie Brazdeikis zaskarbił sobie sympatię fanów już w lipcu, kiedy w sparingu z Łotwą bardzo dobrze zadebiutował jako koszykarz reprezentacji Litwy. Ten gracz z pozycji 3 ma za sobą 3 sezony prób, by przebić się do składów 3 klubów NBA i bardzo duży potencjał. Uważam, że to właśnie on w ataku powinien być jedną z naszych podstawowych opcji. Zobaczymy, jak zafunkcjonuje w odpowiedzi na wnikliwy scouting, gdy rywale lepiej poznają jego grę, ale myślę, że swoją szybkością i sprytem, a przy tym siłą będzie długo stanowił o sile naszej kadry. Analogiczną rolę widzę dla niego w Żalgirisie, z którym Iggy związał się dwuletnim kontraktem.
Na reprezentacyjną emeryturę wreszcie spokojnie udawać się może Mantas Kalnietis, Rokas Jokubaitis to godny następca w pierwszej piątce, prawda?
Zdecydowanie, 21-latek ma niesamowite warunki fizyczne, jest bardzo silny, dlatego tak szybko znalazł się na europejskim topie. Ciężko prorokować, czy Jokubiaitis będzie drugim Sarasem, z którym przecież pracuje w Barcelonie, ale życzyłbym sobie, żeby w takim miejscu jak Barca Rokas spędził choćby i całą karierę.
Rokas Jokubiaitis to bardzo bliski przyjaciel Marka Błażewicza – o potencjale wilnianina polskiego pochodzenia opowiadali mi ostatnio Krzysztof i Dariusz Ławrynowiczowie, zgadzasz się, że to przyszłość litewskiej koszykówki?
Marek ma wszystko, żeby stać się seniorem europejskiego formatu, potrzebuje minut, a te ma otrzymać w ACB i Obradoiro. Jeśli utrzyma intensywność pracy to myślę, że wróci do Euroligi, w której pokazał się już w barwach Żalgirisu, a przynajmniej oglądać go będziemy w meczach EuroCup.
Czy w przyszłości będzie tak ważnym ogniwem drużyny narodowej jak nasze bliźniaki? Będzie miał dużo trudniej, bo w tej generacji pod koszem rządzą i dzielą nie tylko Sabonis i Valanciunas – są jeszcze Motiejus Krivas i Azuolas Tubelis, nie można zapomnieć o Motiejunasie i Gudaitisie. Osobiście jestem dużym fanem Marka i jego czytania koszykówki, znamy się z Kowna i po EuroBaskecie dalej będę go obserwował.
EuroBasket startuje już dziś! Skoro ma być wynik to na potknięcia nie będzie miejsca ani czasu – trafiliście do śmiercionośnej grupy z Francuzami i Słoweńcami, którego rywala pokonać będzie trudniej?
Myślę, że Francję – mają bardzo szeroką rotację i graczy o niesamowitych, indywidualnych możliwościach. Mimo braku De Colo i Batuma w składzie absolutnie nie należy ich skreślać – nadal pozostają medalowym faworytem. Trener Collet od lat pokazuje, jak świetnie potrafi dopasować obrońców, dlatego myślę, że na naszych zawodników i oczywiście na Doncicia też coś przygotował. Z drugiej strony Słoweńcy mają Lukę Doncicia, który jest po prostu Luką Donciciem, czego boleśnie doświadczyliśmy na turnieju w Kownie przed Igrzyskami.
W Waszej grupie jest przyszły Mistrz Europy?
Moje litewskie serce krzyczy tak, ale wydaje mi się, że czempionat wygra Serbia. Serbowie mają dwóch najlepszych kreatorów gry w koszykówkę – najlepszego w NBA Nikolę Jokicia i najlepszego w Europie Vasilię Micicia. Jeden zabezpiecza im przód, drugi tyły. W zasadzie to Nikola jest zagrożeniem w każdej części boiska. Pesic może oprzeć swoją obronę na Jaramazie i Milutinovie, to wszystko uzupełnią mu Lucic i Guduric. Ciężko wyobrazić sobie, że taki skład mógłby nie zrobić finału.
Gdzie w tym wszystkim znajdzie się Polska?
Na Wasze wyjście z grupy spokojnie postawić mogę jakiś kupon.
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie