– Nie chcemy już w tym sezonie wracać do Wrocławia – zapewniał po niedzielnym meczu w Hali Stulecia trener Kinga, Arkadiusz Miłoszewski, dodając, że jeśli zauważy spadającą motywację w swojej szatni posunie się nawet do kłamstwa, by przez rozprężenie nie wypuścić z rąk szansy na tytuł mistrzowski.
Tak naprawdę – wątpliwe, by musiał. Dziś po raz pierwszy w historii szczecińskiej Netto Areny na jej trybunach zasiądzie nadkomplet widzów, więc będzie pewnie tak, jak twierdzi Tomasz Gielo – prędzej FIlip Matczak i spółka wyjdą na parkiet z nadmierną motywacją, która może im spętać nogi i ręce niż z wrażeniem, że ten finał się już skończył, że Śląsk się w nim nie dźwignie, nie podejmie walki.
Nie odkryliśmy Ameryki, twierdząc po dwóch wrocławskich meczach finału, że w szatni Śląska, w relacjach trener – zawodnicy coś nie gra. Jeśli faktycznie w meczu nr 3 miałby nie zagrać DJ Mitchell – o czym plotkowano we Wrocławiu już gdzieś od wtorku – role Polaków w składzie powinny wzrosnąć.
To jednak taki moment sezonu, w którym nawet najgorszą atmosferę panującą w drużynie można bardzo szybko można odmienić. W końcu Śląsk wciąż pozostaje w grze o złoto. Przyjrzyjmy się po kolei, kto i z mają motywacją może odwrócić losy tej serii:
Aleksander Dziewa i Łukasz Kolenda głośno mówią, że po tym sezonie chcieliby spróbować sił w lepszej lidze. Na pewno przed wyjazdem chcieliby udowodnić, że z polskiej faktycznie już wyrośli – lepszego sposobu niż zdobycie drugiego złota z rzędu nie znajdą.
Wściekły po wrocławskich meczach Jeremiah Martin na pewno nie chce tak zostawić tego finału. Tak – czytaj na etapie „Zac Cuthbertson zrobił Martinowi i jego Śląskowi – zachowując proporcje – to samo co rundę wcześniej ten sam Martin zrobił Kyle’owi Vinalesowi i jego Legii: krzywdę”.
Artiom Parachowski gra o swoje pierwsze złoto w barwach Śląska, dla swojego – jak podkreśla, bo od kilku lat w tym mieście mieszka na stałe – Wrocławia.
Justin Bibbs chce potwierdzić, że udana końcówka sezonu to jedynie prognostyk tego, na co będzie go stać w kolejnym – po zerwaniu ścięgna Achillesa zazwyczaj koszykarze dopiero w drugim wracają do pełni formy.
Vasa Pusica, choć zdaje sobie sprawę z tego, że Śląsk raczej nie skorzysta z opcji z jego kontrakcie i będzie musiał szukać latem nowego klubu, chętnie znów weźmie na siebie 10 rzutów w meczu finału PLK jak w niedzielę (tyle samo oddał w sześciu poprzednich spotkaniach).
Daniel Gołębiewski ma prawo myśleć, że nieprzypadkowo w pierwszych 14 meczach ligowych sezonu Śląsk miał 14-0, gdy on za każdym razem przebywał na boisku co najmniej 19 minut. Z ostatnich 14 wrocławianie wygrali 8, a Gołębiewski tylko dwukrotnie przekroczył barierę 19 minut. W ostatnich trzech meczach rozegrał 4. Łącznie.
Jakub Karolak ma prawo już niczego szczególnego sobie nie myśleć – w całym playoff zagrał tylko cztery razy. Łącznie spędził na parkiecie nieco ponad 40 minut. Trafił w tym czasie 3 trójki. Póki co w serii z Kingiem cały Śląsk trafia 7,5 na mecz.
Nawet Szymon Tomczak może być lekko zdziwiony tym, że w trzech ostatnich meczach spędził na boisku więcej czasu od Karolaka i Gołębiowskiego razem wziętych.
Niezbyt wylewny – przynajmniej w kontaktach z dziennikarzami – Ivan Ramljak może zastanawiać się co jeszcze w obecnej sytuacji powinien powiedzieć w szatni.
Jakub Nizioł powiedział swoje – krótko i dosadnie. Za pośrednictwem Twittera.
Niech ten finał nabierze jeszcze właściwych rumieńców!
Popiołek prawdę ci powie
Stefan – Karol 13:20
W ostatniej rozgrywce obaj zdobyli po dwa punkty, nawet jeśli Stefan był moralnym zwycięzcą pojedynku, przewidując, że King opuści Wrocław prowadząc 2-0.
Pytania na dziś:
– King czy Śląsk w meczu nr 3?
– kto dziś zdobędzie więcej zbiórek – King czy Śląsk?
– kto dziś odda dzisiaj więcej rzutów za 3 – Mazurczak czy Martin?
Piotr Karolak: Śląsk, Śląsk i Mazurczak
Marcin Stefański: Śląsk, Śląsk i Martin
Liczba dnia – 19,4 procent
Taka jest różnica w skuteczności rzutów za 3 punkty Kinga (50 proc. – 26/52) i Śląska (30,6 proc. – 15/49) w trakcie finału playoff.
Cytat dnia