BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!
Michał Tomasik: Jaka myśli przychodzą ci do głowy, gdy zastanawiasz się nad dwoma meczami przed własnymi kibicami w Szczecinie, przy prowadzeniu w serii finałowej 2-0?
FIlip Matczak: Przypomina mi się historia ostatniego finału Wschodu w NBA, gdy Miami Heat prowadzili 3:0 z Boston Celtics, a ostatecznie musieli wygrać mecz nr 7 na wyjeździe, by zapewnić sobie awans do wielkiego finału. OK, ostatecznie Jimmy Butler i jego ekipa się wybronili, wygrali serię, ale jej historia powinna być także dla nas przestrogą. Prowadzenie 2-0 po pierwszych meczach we Wrocławiu naprawdę niczego jeszcze nie przesądza.

Wiele się mówi o twoich problemach zdrowotnych w trakcie playoff. Czy możesz powiedzieć jak ta sprawa wygląda naprawdę?
Nie jestem w pełni sił – taka jest brutalna prawda. Pod koniec sezonu zasadniczego dopadły mnie kłopoty z kręgosłupem. Później, ponieważ ogranizm ludzki to system naczyń połączonych, przeniosły się na stopę. Więcej konkretów wolałbym nie zdradzać. Zagryzam zęby i gram. A skoro gram – znaczy, że ze zdrowiem nie jest aż tak najgorzej, że może w niepełnym wymiarze, nie tak jakbym chciał, ale grać mogę. Wiem, że warto. Ten zespół na to zasługuje. Nawet jak mam wejść na boisko tylko na 4 minuty, by dać szybką zmianę, by ktoś inny mógł chwilę odsapnąć, to wiem, że powinienem to zrobić.
Nie wnikając już w szczegóły medyczne – jak daleki jesteś od swojej normalnej dyspozycji?
Trudno to ocenić, ale daleki. Przecież wróciłem do gry dopiero na ostatni mecz sezonu zasadniczego z Arką, bez większych przygotowań. Ciężko w takiej sytuacji zbudować formę fizyczną, złapać rytm meczowy. Żyję z meczu na mecz. Nigdy do końca nie wiem jak się będę danego dnia czuł, ale walczę. Bardziej głową niż nogami.
To dla ciebie stanowi większe wyzwanie? Fizycznie pokonać ból, czy mentalne pogodzić się ze zmniejszoną rolą w zespole?
Trudno powiedzieć, ale być może trochę bardziej to drugie. Nie chodzi o to, że nie boli, ani tym bardziej o to, że zazdroszczę kolegom z zespołu, że grają dłużej ode mnie. Po prostu gdzieś z tyłu głowy każdy koszykarz chciałby do budowy sukcesu swojej drużyny dokładać jak największe cegiełki. Ja obecnie mogę dostarczać tylko takie zdecydowanie mniejsze, uzupełniające. Mentalnie to trudne do zaakceptowania, bo przecież 10 miesięcy pracowaliśmy na to, by znaleźć się w tym miejscu, w którym obecnie jesteśmy. Aż tu nagle nie mogę dać z siebie wszystkiego. Wiem jednak, że trener nie przez przypadek przed sezonem obdarzył mnie opaską kapitana. Nie decydowały tylko względy sportowe, więc staram się robić wszystko co mogę, by się ze swojej roli wywiązać jak najlepiej.
Co czeka cię pod względem zdrowotnym po sezonie?
Na pewno będę się poddawał dalszej rehabilitacji. Niczego obecnie nie wiem na 100 procent, ale mam nadzieję, że moja obecna gra nie odbije się mocno negatywnie na okresie rekonwalescencji.
W dwóch meczach finałowym do zwycięstw poprowadził was głównie tercet Tony Meier, Zac Cuthbertson, Bryce Brown, a MVP sezonie zasadniczego PLK był Andrzej Mazurczak. To właśnie fakt, że przeciwnicy nigdy nie wiedzą z której strony grozi im największe zagrożenie jest waszym największym atutem?
Na pewno istotnym. Tony, Zac i Bryce grają w całych playoffach znakomicie. Meier jest naszym cichym mordercą w końcówkach spotkań. Ale nie oszukujmy się – to co Zac gra po obu stronach boiska, to jak haruje – szacun dla niego. Wszedł na naprawdę najwyższe obroty, jest po prostu wszędzie. Przecież on w obronie może grać przeciwko zawodnikom z pozycji od 1 do 4, a nawet części środkowych. To jak ogranicza póki co w finale Jeremiah Martina mówi wszystko. A gdy jeszcze, tak jak w drugim meczu we Wrocławiu, odpala w ataku i trafia trójki – staje się właściwie graczem kompletnym. To nasz diament, który szlifowaliśmy przez cały sezon, a teraz błyszczy pełnym blaskiem. Brown też zaczął częściej trafiać z dystansu, gdy tego najbardziej potrzebowaliśmy – w playoff. Świetnie trafiliśmy ze szczytem formy większości zawodników. Choć tak naprawdę to nie on jest najważniejszy.
A co?
Nasza drużyna najwięcej mocy wciąż czerpie z grania ze sobą. Każdy każdego w niej nakręca, każdy każdemu ufa, każdy każdego mobilizuje. Ten element współpracy, wzajemnego napędzania się jest obecny przez cały sezon i nigdy nam nie uciekł. Oczywiście, bywały słabsze momenty, bywały mecze, gdy pojawiały się próby indywidualnego rozwiązywania problemów. One czasami nawet kończyły się sukcesem – przecież kilka starć w sezonie regularnym wygrał nam niemal w pojedynkę Andrzej Mazurczak. Ale zawsze wracaliśmy na naszą zespołową ścieżkę. W playoff mamy zresztą tego najlepszy przykład, patrząc na nieco zmienioną rolę Andy’ego.
W środę wasza hala w Szczecinie po raz pierwszy zapełni się kibicami po brzegi. Myślisz, że poczujesz dodatkowy dreszczyk emocji, wybiegając na prezentację?
Ciarki odczuwane na plecach w tegorocznym playoff nie są dla nas niczym szczególnym nowym – nie zapominajmy, że wygrywaliśmy mecze we Włocławku, Ostrowie Wielkopolskim i Wrocławiu. Czy skłamie, jeśli powiem, że to trzy najgorętsze obecnie koszykarskie hale w Polsce? Ale to, że od środy do tego typu miejsc może dołączyć nasz obiekt cieszy ogromnie. Szczecin to duże miasto, z ogromnym koszykarskim potencjałem. Mam nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych dni zarazimy miłością do koszykówki wielu mieszkańców Szczecina i zostaną z nami na dłużej. Że także w kolejnych sezonach hala Netto Arena będzie coraz częściej wypełniała się po brzegi. Mówiąc językiem marketingowym „sprzedaliśmy się” chyba w tym sezonie całkiem nieźle. Myślę, że większą liczbę fanów można było ściągnąć na trybuny nieco wcześniej, ale lepiej późno niż wcale.
Gdyby choć na chwilę zapomnieć o kwestii twojego stanu zdrowia – co kapitana Kinga Szczecin obecnie martwi?
Hm… Dobre pytanie. Szczerze powiedziawszy chyba tylko jedno pytanie – kogo z obecnego składu zdołamy zatrzymać na kolejny sezon? Ja akurat mam jeszcze ważny kontrakt, ale kolegom z zespołu umowy zaraz wygasną. Zdaję sobie sprawę, że sukcesy, które zanotowaliśmy spowodowały, że znaczna część z nich będzie mogła liczyć na podwyżki. W tym momencie nie mówię tylko o tym, że dobrze byłoby zachować obecny skład ze względów sportowych, by przekonać się jak wysoko możemy zajść, pracując dalej w tej grupie. Sam parkiet to nie wszystko. Chodzi mi także o to, że żal by mi było, gdybyśmy wraz z końcem tego sezonu bezpowrotnie, tracąc kolejnych zawodników, stracili atmosferę, którą wypracowaliśmy w trakcie tego sezonu. My naprawdę spędzamy ze sobą mnóstwo czasu także poza boiskiem i świetnie się przy tym bawimy.
Wasz prezes to nietuzinkowa postać, więc może skończy się tym, że – wbrew trendom panującym od lat w polskiej koszykówce – po sukcesie uda mu się jednak zatrzymać większość graczy?
Oby, choć sport bywa pod tym względem dość brutalny. Kilku naszych koszykarzy gra naprawdę tak świetnie, że może się okazać, że po sezonie otrzymają od innych klubów dużo korzystniejsze oferty. Same chęci to jedno, ale czasami pojawiają się pułapy finansowe, których nie da się przeskoczyć. Ale ostatnio naprawdę wiele się nam udaje. Mam nadzieję, że jako klub i z tej sytuacji wyjdziemy obronną ręką.
BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!
3 komentarze
Przedwczesny finał mieliście z naszym Anwilem. Walka o każdy metr, każdą piłkę i mecze pełne dramaturgii. Może jestem w błędzie, ale wydaje mi się, że zdobędziecie złoto, czego zresztą Wam życzę. Poszcie swoją historię i powodzenia.
na głowę upadłeś? przedwczesny finał? nawet gdyby Anwil przeszedł dalej to Stal by ich zmiotła z przewagą boiska..
Nie gadaj głupot. Chyba nie widziałeś półfinałów ze Stalą.