O tym, że zwycięstwo w środkowym meczu Anwil – Sassari wcale nie musi być pożądane przez żadną z drużyn pisaliśmy już przed meczem. Przypomnijmy: zajęcie pierwszego miejsca w grupie D z dużą dozą prawdopodobieństwa skazuje na walkę w kolejnej rundzie z rywalami z francuskim Cholet i hiszpańskim Bilbao. Zajęcie drugiego miejsca może wrzucić na nieco łatwiejsze przeszkody, o czym pisali nawet przedstawiciele Sassari przed meczem we Włocławku na oficjalnej stronie klubu.
Jeśli to prawda, że obie drużyny chciały ten mecz przegrać – Anwil może określać się po nim… zwycięzcą. A czuć się nim zespół z Włocławka może jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę wydarzenia z pierwszej połowy, gdy na parkiet upadł nieatakowany przez nikogo Nick Odgenda.
Oglądając to, można się było naprawdę obawiać o zdrowie robiącego ostatnio postępy kanadyjskiego środkowego. Na szczęście najgorsze przypuszczenia – zakładające uraz ścięgna Achillesa i potencjalne zakończenie sezonu przez Ongendę – się nie sprawdziły. Środkowy wrócił na ławkę rezerwowych o własnych siłach, by wspierać kolegów z drużyny. Jeśli chodzi o jego uraz, może skończyć się jedynie na wielkim strachu. Szczegółów dowiemy się jednak dopiero w momencie, gdy zawodnik zostanie poddany szczegółowym badaniom lekarskim. Do tego czasu wszyscy kibice Anwilu będą musieli żyć w niepewności.
W ostatniej minucie czwartej kwarty wczorajszego meczu Anwil dopadł rywali na 78:79, ale po chwili Michał Sokołowski zdobył spod samego kosza dwa punkty dla gości i ostatecznie to oni opuścili Halę Mistrzów jako wygrani. Nawet, jeśli można zakładać, że nie czuli się nimi do końca. Gospodarze mieli jeszcze rzut na dogrywkę, Kamil Łączyński rzucał w kierunku kosza rywali z własnej połowy, ale spudłował.
Należy jednak pamiętać o tym, że porażka Anwilu może nie pozostać dla niego bez konsekwencji. Teraz, aby wywalczyć awans do drugiej rundy rozgrywek, zespół Selcuka Ernaka będzie musiał za tydzień wygrać najprawdopodobniej wyjazdowe spotkanie z portugalskim Sportingiem.
W dużo większych tarapatach do wyjazdowej porażce 63:77 z FC Arges znalazła się Spójnia. Wiele wskazuje na to, że podopieczni Andreja Urlepa nie zdołają awansować do dalszych gier. Obecnie z wynikiem 2-3 zajmują trzecie miejsce w tabeli, mając taki sam dorobek jak ich środkowi pogromcy, lecz gorszy bilans bezpośrednich starć. W ostatniej kolejce Spójnia podejmie najsłabszą w grupie estońską drużynę Parnu, ale nawet zwycięstwo i bilans 3-3 mogą jej nie zapewnić awansu.
Dla ekipy ze Stargardu to już, łącznie z meczami ligowymi, trzecia porażka z rzędu i trzecia, w której Spójnia nie zdołała zdobyć choćby 70 punktów. Coś w ofensywie drużyny Urlepa ewidentnie szwankuje. Po przerwie w Rumunii uciułała zaledwie 24 punkty. Jej najskuteczniejszymi zawodnikami byli Luther Muhammad (15 punktów) i Ta’Lon Cooper (11).
4 komentarze
po treści artykułu domyślam się ze autor meczu nie oglądał…
Dodatkowo pisał o środkowych meczach…
celowe przegrywanie to nie sport
Włocławek, Włocławek, a to tam gdzie hoteli nie ma