Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Albatroski wygrały w swoim debiutanckim sezonie na poziomie I Bundesligi więcej, niż ktokolwiek zakładał. Czwarte miejsce to sukces nie tylko sportowy, ale i promocyjny. Mecze kobiet wypełniały kilkukrotnie Sporthalle Charlottenburg, mieszczącą 2500 kibiców. Jeszcze rok wcześniej koszykarki z Berlina grały na hali dla maksimum 300 osób. Nad całością projektu czuwa między innymi nasza rozmówczyni, Ireti Amodjo.
Grzegorz Szklarczuk: Strategiczna koordynatorka do spraw zespołów dziewczyn i kobiet Alby Berlin. Co kryje się za tym rozbudowanym tytułem?
Ireti Amodjo: Właściwie wszystko, co dotyczy kobiecej koszykówki poza samym boiskiem. Dziewczyny z naszych drużyn są w różnym wieku, pochodzącą z różnych krajów. Część wciąż uczy się w liceum, inne już zaczęły studia. Jestem tu, by ułatwić zawodniczkom połączenie sportu z pozostałymi aspektami życia.
Masz do tego dobre przygotowanie, sama grałaś w koszykówkę od dziecka, przechodząc przez różne szkółki w Berlinie, studia na Washington State University i I oraz II Bundesligę. Jak doświadczenie pomaga ci w dzisiejszej pracy?
Cieszę się, że padło to pytanie. Największy wpływ miała na mnie gra w USA. Sam trening i mecze to tylko element amerykańskich programów sportowych. W studiach pomaga ci doradca akademicki, specjaliści od fizjoterapii dbają o ciało, a psychologowie o stabilny rozwój mentalny. W dodatku wszystko odbywa się w jednym kompleksie, bez potrzeby uciążliwego podróżowania po mieście. Najważniejsza pozostaje wciąż sprawna komunikacja pomiędzy wszystkimi specjalistami odpowiedzialnymi za gracza. Staram się wprowadzać podobne podejście w strukturach Alby.
Mówiłaś w wywiadzie, że będąc młodą koszykarką nie mogłaś liczyć na podobne wsparcie. Miałaś wiele pytań, a nikt nie udzielał na nie odpowiedzi. Jakie to były rozterki?
Urodziłam się w Berlinie, stolicy kraju, miałam talent. Nikt nie potrafił objaśnić mi chociaż w zarysie, z czym wiąże się profesjonalna kariera koszykarska w Europie. Wówczas agenci nieszczególnie interesowali się kobiecym basketem, a dziś to oni pierwsi odpowiadają na liczne pytania zawodniczek. Kochając swoje miasto, jako nastolatka nie chciałam z niego wyjeżdżać, ale wówczas nie było tu przestrzeni na dalszy rozwój.
Dziś dziewczyny wiedzą, że z samej koszykówki nie zapewnią sobie dobrego zabezpieczenia na przyszłość, że potrzebne są studia, zawód. To kolejne pytania, na które zwykle udzielam odpowiedzi i pomagam w organizacji procesu nauczania. Mam jednak nadzieję, że w niedalekiej przyszłości nasze koszykarki będą mogły całkowicie skoncentrować się na sporcie, jeśli tylko zechcą.
Ile miałaś lat gdy poszłaś na swój pierwszy zorganizowany trening?
Miałam 11 lat, a to nawet nie był żaden klub, tylko rodzaj SKS-u przy szkole. W każdym razie, znacznie później niż dziewczyny startują obecnie. ALBA zaczyna od programu przeznaczonego dla dzieciaków w przedszkolach. Poprzez zabawę przyzwyczajamy je do piłek, uczymy podstaw płynnego poruszania się. Oczywiście to wciąż nie jest regularna koszykówka, ale dzieci od małego mają styczność z trenerami Albatrosów. Później łatwiej adaptować im się do kolejnych etapów.
Talentów szukamy w szkołach, skupiając się na różnych kryteriach. Jest program poszukujący wysokich uczniów, innym razem skupiamy się na umiejętnościach typowo koszykarskich, wówczas jeździmy po szkołach na zaproszenie trenerów innych klubów. Ściśle współpracujemy z każdą organizacją promującą koszykówkę wśród dzieci, wiemy, że w tym wieku rodzice wolą nie dowozić pociech do odległych dzielnic.
Często łatwiej jest uatrakcyjnić już funkcjonujący program w danej lokalizacji, niż otwierać kolejny, pod inną nazwą. ALBA rzeczywiście wspiera stołeczną koszykówkę całościowo, stąd jej popularność i skuteczność.
Skutecznie pokazały się również zawodniczki z drużyny, która dopiero awansowała do Bundesligi z drugiej dywizji. Nie bałyście się tego skoku, z małej, bocznej hali Max-Schmeling-Halle, do własnego obiektu na 2500 osób?
Przede wszystkim zaczęło się od regulacji prawnych, w dawnym obiekcie mieściłyśmy maksymalnie 300 fanów, dolny próg dla Bundesligi to 500 kibiców. Decydowaliśmy pomiędzy kilkoma halami, ale wybór Sporthalle Charlottenburg pasował nam historycznie, w końcu to tutaj zaczęła się cała tradycja męskiej drużyny Alby. Jest to także korzystna lokalizacja.
100 osób w Max-Schmelling-Hale potrafiło sprawić, że panowała tam dobra atmosfera. Taka sama liczba fanów na Charlottenburgu byłaby katastrofą, a po trybunach niosłaby się cisza. Szybko zadziałał zarząd klubu, uruchamiając swoje znajomości wśród całej koszykarskiej społeczności miasta. Na jeden z pierwszych meczów zaprosiliśmy zawodniczki uprawiające różne dyscypliny w Berlinie, i większość odpowiedziała pozytywnie na nasze wezwanie. W przerwie meczu przedstawialiśmy kolejne zespoły naszym kibicom, zapraszając je na parkiet. Myślę, że promocyjnie skorzystał na tym każdy. Innym pomysłem było zaproszenie koszykarskich klubów młodzieżowych w mieście, odzew był ponownie spory.
Wspierają Was także koszykarze z pierwszego zespołu Alby.
Stojąc przed decyzją rozwoju żeńskiej sekcji, zarząd klubu musiał stwierdzić czy tworzymy dwa osobne programy, czy mówimy jednym głosem i reprezentujemy tę samą społeczność. Uważam, że podjęcie współpracy było znakomitym krokiem. Oczywiście dało dziewczynom na starcie olbrzymią platformę do komunikacji z potencjalnymi fanami.
Może to moje wrażenie, ale wydaje mi się, że oba zespoły naprawdę się lubią, a koszykarze przychodzą wspierać koleżanki bez specjalnego polecenia ze strony klubu.
Zgadza się, to niesamowita sprawa. To po prostu fajni faceci, świetne dziewczyny. Pasują do siebie charakterologicznie, chętnie chodzą na swoje mecze.
W wywiadzie mówiłaś jednak, że początki budowania składu żeńskiej drużyny nie były łatwe, szczególnie gdy połowę zespołu stanowiły osoby spoza programów Alby.
Dziewczyny musiały przestawić się na Albę, poczuć się tu dobrze. W Berlinie gramy tym samym stylem, od młodzików, po pierwszą drużynę w Eurolidze. Obowiązują pewne techniczne aspekty gry, szczególnie obronnej, które pozostają niezmienne.
Alba ma też specyficzny sposób uczenia swojej koncepcji, co dla osób spoza środowiska może być z początku szokujące. Trenerzy z różnych sekcji spotykają się, wymieniają ideami, to prawdziwi fanatycy basketu. Większość ze szkoleniowców to Hiszpanie, którzy przyjechali już z nastawieniem, że kobieca koszykówka jest poważnym, ciekawym sportem.
Jako nowy team, potrzebowałyśmy więc nieco czasu by się zgrać, poznać siebie, system ataku, system obrony, styl trenera. Właściwie pierwszą połowę sezonu spędziłyśmy na budowaniu odpowiedniej chemii.
Chemię zbudowaliście również z fanami.
O tak. Nie wyobrażam sobie, by którakolwiek z naszych koszykarek zignorowała dziecko proszące o autograf czy zdjęcie. Zresztą widać to po naszych meczach. Zawodniczki zdają sobie sprawę, że ALBA Berlin oferuje im sporo przywilejów, zależy im na tym, by pozostać częścią programu. Poza tym, jak już mówiłam, to po prostu fajne kobiety.
Czwarte miejsce w Bundeslidze może wykreować modę na kobiecą koszykówkę w stolicy?
Już zostałyśmy zauważone. Liczba fanów na naszych meczach jest najwyższa w całych Niemczech. Wciąż musimy się rozwijać, uwzględniając odpowiedzialność, z jaką wiąże się pozycja lidera.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>