Po ostatnim dniu sezonu koszykarskiego 2024/25 we Wrocławiu i zakończeniu meczu z Twardymi Piernikami część kibiców Śląska poczuła zadziwiającą… ulgę. „Że wreszcie się to skończyło”.
Fakt, ich zespół – w takim stanie jak obecnie – w ćwierćfinale mógł przez Anwil zostać naprawdę solidnie upokorzony, być może nawet bardziej niż w niedawnym meczu przegranym 70:97.
Nie ma wątpliwości, że to był jeden z najgorszych – o ile nie najgorszy – sezon w relacji „wydane środki kontra uzyskane efekty” w najnowszej historii polskiej koszykówki. Gdyby pominąć zdobycie Superpucharu Polski pod koniec września chwilę przed ligową inauguracją, wniosek „Śląskowi nie udało się w tym sezonie właściwie nic” cisnąłby się na usta.
A tak – coś się jednak udało. Stworzony latem i od razu pozbawiony klasycznego rozgrywającego zespół wygrał dwa mecze w Radomiu i zdobył coś, czego nawet najwięksi krytycy mu nie odbiorą: jeden z trzech (no dobrze, może bardziej pięciu – bo przecież zdobycie każdego z medali mistrzostw Polski oraz krajowego pucharu wydaje się cenniejsze) najważniejszych trofeów możliwych do zdobycia w polskim baskecie.
Nie zmienia to faktu, że już przed sezonem i w jego trakcie szefowie Śląska popełnili wiele błędów. Zazwyczaj w tego typu sytuacjach zwykło się wymieniać 10 grzechów głównych. Przypadek Śląska 2024/25 jest jednak ekstremalny, listę wypada rozszerzyć.
1. Powierzenie drużyny Rajkoviciowi przy braku zaufania
Nie jest tajemnicą, że Serb miał ograniczone pole manewru, jeśli chodzi o budowę składu. To nie był jego pomysł, by budować zespół z trzema zawodnikami z pozycji 2/1, czyli Senglinem, Whiteheadem i Ponitką, bez klasycznego rozgrywającego. Rajkoivić jeszcze przed dymisją zapewniał, że w taki układ został wmanewrowany przez osoby decydujące o polityce transferowej klubu ponad jego głową.
Inna sprawa, że Serb swoim momentami niezrozumiale ekscentrycznym zachowaniem – również w okolicach szeroko rozumianej szatni zespołu – już w trakcie sezonu potwierdzał, że szefowie klubu mogli mieć rację, nie oddając mu pełni władzy w klubie.
Jeśli jednak nie ufasz swojemu trenerowi – nie powinieneś mu powierzać zespołu.
2. Zatrudnienie duetu Isaiah Whitehead – Jeremy Senglin
To były dwa mocne ruchy transferowe ogłoszone przez Śląsk pod koniec sierpnia w ciągu 24 godzin, gdy wcześniej wrocławski klub nie porozumiał się w sprawie umowy z JeQuanem Lewisem (Amerykanin będący w większym stopniu rozgrywającym sezon kończy u Przemysława Frasunkiewicza w Rostoku).
Błędem był pierwszy podpis – sprowadzanie Whiteheada. Biorąc pod uwagę jego CV transfer brzmiał imponująco, lecz od razu można było mieć wątpliwości, czy to gracz, który może być rozgrywającym. Odpowiedź przyszła szybko i okazała się negatywna.
Senglin podpisując kontrakt słyszał zapewnienia, że jako jedynka będzie musiał grać tylko awaryjnie przez kilka minut w meczu. Później przez cały sezon męczył się grając zbyt często z piłką w ręku i występując nie na swojej pozycji.
3. Przereagowanie w reakcji na wydarzenia finału playoff
Sprowadzenie Reggie’ego Lyncha do Wrocławia było ewidentną reakcją na wydarzenia z finału playoff Trefl – King, którego losy rozstrzygały się pod koszem.
To był fatalny wybór. Amerykanin przyjechał do Polski fizycznie i mentalnie nieprzygotowany do gry na poziomie PLK. Na tym etapie kariery bardziej przypominał amerykańskiego turystę niż profesjonalnego koszykarza.
4. Ogromny, dwuletni kontrakt dla Adriana Boguckiego
Jedynym sukcesem Śląska jest to, że udało mu się – odsyłając koszykarza pod koniec sezonu z powrotem do Gdyni – „wykaraskać” z drugiego roku obowiązywania umowy.
Bogucki się w Śląsku kompletnie zagubił – i sportowo, i mentalnie. W ciągu 278 minut spędzonych na parkietach PLK w barwach WKS przy swoich 215 cm nie zaliczył żadnego (!) bloku.
5. Brak porozumienia z Danielem Gołębiowskim
Z niewolnika nie ma pracownika! Przed sezonem 2024/25 – ostatnim który wiązał Daniela Gołębiowskiego ze Śląskiem – władze klubu nie porozumiały się z zawodnikiem na temat warunków podpisania nowej umowy i sprowadziły jego naturalnego następcę – Błażeja Kulikowskiego.
Po całkiem niezłym początku sezonu w wykonaniu świeżo upieczonego reprezentanta Polski, później było już tylko gorzej – a odsuwanie i przywracanie Gołębiowskiego do składu pod koniec sezonu wyglądało już po prostu groteskowo.
Lepiej było się rozstać przed sezonem. Dla dobra klubu, i zawodnika też.
6. Sprowadzenie DJ Coopera
Transfer dokonany chwilę po rozstaniu z Isaiahem Whiteheadem. Jeśli ten ostatni miał niezbyt dobrze wpływać na atmosferę w szatni Śląska, to od razu – znając interesujące CV Coopera, przygodę ostrowską i fakt bycia „w ciąży” – można było być właściwie pewnym, że dołożenie do niej Coopera to nic innego jak gaszenie pożaru benzyną.
Cooper pomógł wygrać prestiżowy mecz z Anwilem, ale w związku z jego „aurą” w drużynie pojawiły się kolejne punkty zapalne.
7. Oddanie opaski kapitana drużyny Marcelowi Ponitce
Młodszy brat kapitana reprezentacji Polski to jak na warunki PLK świetny koszykarz, ale także gracz, który swoim sposobem bycia i układania relacji z osobami z zewnątrz nigdy nie zdradzał szczególnie predyspozycji do tego, by sprawdzać się w roli mediatora. Uczynienie go – obok Angela Nuneza – kapitanem drużyny chwilę przed sezonem można było traktować jako sporą niespodziankę.
Eksperyment się nie powiódł. Z tego co można było usłyszeć z okolic szatni WKS – relacje w niej były zazwyczaj słabe, złe albo momentami fatalne. I żeby była jasność – trudno za to winić Ponitkę! Oczekiwanie od niego skutecznego gaszenia tylu charakterologicznych pożarów byłoby po prostu nie fair.
8. Zatrudnienie Aleksandara Joncevskiego
Trudno powiedzieć czym kierował się Śląsk stawiając na trenera, którego jedynym większym sukcesem w CV było zwycięstwo z reprezentacją Macedonii Północnej nad pozbawionymi motywacji zgliszczami naszej kadry w udawanych dla Biało-Czerwonych eliminacjach do EuroBasketu 2025.
9. Zwolnienie Aleksandara Joncevskiego
Spóźnione było.
Już po kilku tygodniach współpracy szefowie Śląska mieli podejrzenia, że wybierając trenera – noszącego wiele mówiący pseudonim „Atmosferić” – jeszcze raz postawili na złego konia. Rozważali jego wymianę już po porażce w Pucharze Polski, czy też po potknięciu w Lublinie. Dlaczego wówczas się nie zdecydowali? Nie wiadomo.
Później tylko stracili czas.
10. Ściągnięcie Adama Waczyńskiego
Gdy były kapitan polskiej kadry wznawiał po wielomiesięcznej przerwie karierę w barwach Śląska, można było mieć nadzieję, że swoją obecnością w szatni pomoże zwichrowanej mentalnie drużynie.
Nic z tego. Jeszcze raz okazało się, że jeśli nie prezentujesz odpowiedniej klasy sportowej, trudno by koledzy z drużyny cię słuchali. Sportowo (5.1 punktu, 31.9 proc. za 3) „Waca” wracając do PLK się w tym dysfunkcjonalnym zespole nie obronił.
11. Wiara, że Jakub Nizioł może coś uratować
Sprowadzenie swojego byłego gracza – który przed tym sezonem odmówił podpisania kontraktu, wybierając ofertę od beniaminka francuskiej ekstraklasy – było trudne do zrozumienia od samego początku, analizując ówczesny skład zespołu.
Ewentualnie – było po prostu nadmierną reakcją na informacje o kłopotach zdrowotnych Marcela Ponitki (kontuzji nadgarstka doznał chwilę przed zamknięciem okienka, drużynę opuszczał Bogucki, a od gry odsunięty był jeszcze Gołębiowski).
Ostatecznie – pomijając już okoliczności i relacje obu panów – najlepiej pomysł zatrudnienia Nizioła podsumował Aris Lykogiannis, nie korzystając z jego usług w ostatnim meczu sezonu.
12. Stworzenie tercetu Ajdin Penava –
Bośniak nigdy nie był tytanem defensywy.
13. – Emmanuel Nzekwesi –
Holender nie jest tytanem defensywy.
14. – DeJon Davis
Amerykanin nie okazał się tytanem defensywy, łagodnie mówiąc.
Trzech ułomnych – tak, jeśli chodzi o umiejętności indywidualne, jak i o rozmiary – defensywnie koszykarzy podkoszowych? To był zwrot o 180 stopniu w pomyśle na budowę zespołu w porównaniu z pierwotnym o zatrudnieniu defensywnego centra w stylu Lyncha.
Wobec totalnego fiaska eksperymentu z Boguckim brakowało czwartego do podkoszowego brydża. Śląsk w ostatnim meczu jako silnego skrzydłowego momentami próbował nawet… Waczyńskiego!
15. Połowiczna inwestycja w Kenana Blacksheara
Śląsk inwestując w młodego, amerykańskiego koszykarza starał się być tak do połowy w ciąży. Podpisał z nim (skromny) kontrakt i chyba naprawdę wierzył w potencjał, ale raczej się pomylił, a nie stworzył mu też warunków do rozwoju.
Zwolnienie młodego Amerykanina w trakcie sezonu, a także późniejsze przywrócenie go wobec problemów zdrowotnych Ponitki i Justina Robinsona oraz problemów z Gołębiowskim – to było najlepsze podsumowanie tego, jak bardzo chybiona okazała się ta inwestycja.
16. Zatrudnienie Arisa Lykogiannisa
Gwóźdź do trumny zespołu. Grek okazał się grabarzem noszącym głowę wyjątkowo wysoko.
„Jasne, Śląsk znajdzie w końcu trenera, który dokończy ten sezon, ale to będzie desparat” – pisał po zwolnieniu Joncevskiego Piotr Karolak.
Nic dodać, nic ująć. Lykogiannis postanowił podjąć próbę wywrócenia taktyki chwilę przed playoff, a jakby tego było mało jeszcze chwilę przed odchodnym – czyli po przegranym meczu z Legią – zrewanżował się szefom wrocławskiego klubu za szansę wypominając im publicznie, że bardzo źle pracują i jednocześnie ostatecznie stracił zaufanie podopiecznych.
17. Nieudany eksperyment z Soprano Szelażkiem
Pamiętacie tego nastolatka? Jasne, to już błąd marginalny, miała to być inwestycja w jeszcze odleglejszą przyszłość niż przy Blackshearze, ale – też nie wypaliła.
Młody Francuz zagrał w PLK niespełna trzy minuty. Jakbyśmy mieli stawiać – więcej może w niej już nie zagrać.
18. Brak komunikacji z kibicami
Politykę informacyjną Śląska dobrze podsumował Szymon Woźnik przy okazji wymiany Rajkovicia na Joncevskiego. „Nie rozumiem milczenia Śląska. Ktoś się boi przedstawić plan czy planu nie ma?
Niczego nie trzeba tu dodawać, nic się nie zmieniło.
19. Brak lidera, jakiegokolwiek
Po odejściu Angela Nuneza, ten zespół nie miał lidera ani na boisku – bo przecież Senglin nie jest graczem do takiej roli stworzonym – ani poza nim.
Sytuacja po ostatnim meczu z Twardymi Piernikami, gdy żaden z koszykarzy nie wziął na siebie ciężaru stanięcia przed kamerą i podsumowania ostatniego występu zespołu choćby krótkim „słabo wyszło” nie powinna nawet szczególnie mocno dziwić.
Za tę porażkę nikt z koszykarzy Śląska nie był gotowy wziąć odpowiedzialności na siebie.
20. Brak jasnego podziału odpowiedzialności za decyzje kadrowe
Ryba najczęściej psuje się od głowy. W Śląsku głowę nie sposób jednoznacznie wskazać. Kto podejmuje najważniejsze decyzje i popełnił tyle pomyłek w trakcie ostatnich 8-9 miesięcy?
Świetne pytanie!
Prezesem klubu jest Michał Lizak i jeśli mielibyśmy wskazywać kogoś, komu może się za ten sezon oberwać najmocniej, padłoby pewnie na niego.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że najgorszy od lat sezon Śląska był jednocześnie pierwszym pełnym, który Aleksander Leńczuk spędził w roli dyrektora sportowego.
Nie sposób też zapomnieć, że w środowisku koszykarskim wciąż panuje przekonanie, że personą nr 1 w Śląsku Wrocław pozostaje Grzegorz Schetyna. Prywatnie teść dyrektora Leńczuka.