Joventutowi ten mecz wygrali klasowi zawodnicy zza oceanu. Duet Devon Dotson (18 pkt, 6 zbiórek, 5 asyst) & Kassius Robertson (20 punktów, 6 asyst) był niesamowity i bardzo mądry. Amerykanie wiedzieli, kiedy zespół potrzebuje od nich punktów. Wiedzieli też, kiedy lepiej jest uruchomić kolegów z drużyny. Zaimponowali decyzyjnością i boiskowym IQ. Szczególnie Dotson, który debiutuje na tak wysokim poziomie w Europie.
Nie zapominajmy jednak o jednym: Trefl był jednak naprawdę świetny w tym meczu. Szczególnie w obronie! Fantastyczną robotę wykonali obwodowi, lcze imponował też Mikołaj Witliński. Gracz z szerokiego składu reprezentacji Polski naprawdę pozytywnie zaskakuje w EuroCupie. Głównie tym, czego wcześniej w jego grze brakowało – twardością, walką oraz pewnością siebie. W środę w meczu z Joventutem rywalizował z dwoma zupełnie innymi „stylistycznie” środkowymi o dużej renomie europejskiej (Ante Tomić oraz Artem Pustovyi) i naprawdę dał sobie radę. Witliński wykonał kawał dobrej, czarnej roboty. Brawo!
Zespół trenera Żana Tabaka także w EuroCup kontynuuje mistrzostwa Polski w grze na low post. Długimi momentami taktyka przynosi pozytywne efekty. W środę szczególnie w pierwszej połowie gra gospodarzy w dużej mierze opierała się o low post, gdzie prym wiedli Geoffrey Grosselle i Marcus Weathers. Oczywiście to w przypadku Trefla tylko zaczyn do gry w ofensywie, z którego korzystają później inni zawodnicy, a nie główny element, w którym punkty mają zdobywać ww. gracze.
Po zmianie stron, hiszpański zespół zmodyfikował jednak nieco defensywę, przez co Trefl potrzebował nowego pomysłu na grę. W takim momencie każdej drużynie potrzeba liderów, a taki w drużynie z Sopotu w tym sezonie jest póki co tylko jeden – Tarik Phillip. Brytyjczyk zdobył 9 punktów w samej trzeciej kwarcie, a jak Hiszpanie postanowili go odcinać od zdobywania punktów, przeistaczał się w kreatora. To świadczy o mądrości i doświadczeniu tego klasowego koszykarza. Phillip zakończył mecz z dorobkiem 21 punktów, aż 12 zbiórek i 6 asyst.
Żeby się przekonać jak mocno dominował w tym meczu, wystarczy rzut oka na końcowe statystyki liderów obu drużyn.
Phillip robił wszystko, był wszędzie. Po trzech meczach EuroCup Phillip ze średnią 15.3 punktu jest ósmym najlepszym strzelcem rozgrywek. Zajmuje trzecie miejsce na liście graczy z najlepszym wskaźnikiem PIR (Performance Index Rating), sumującym wszystkie dokonania statystyczne (24.7). Mierząc 191 cm, co jest lekko szokujące, jest też trzeci na liście najlepszych zbierających (śr. 9.7 na mecz) i – czego już można było się spodziewać – ze średnią 6.0 asysty szósty na liście najlepiej podających.
Jednym słowem – Phillip, który rok temu grał ze swoim London Lions w półfinale EuroCup, z roli lidera wywiązuje się dokładnie tak jak można się było tego spodziewać. W najśmielszych snach. Swoją grą przypomina letnie pytanie, które zadawało sobie wielu obserwatorów europejskie sceny koszykarskiej po tym, gdy Brytyjczyk związał się kontraktem z Treflem – „ale co tak dobry zawodnik robi w PLK?”.
Niestety, Phillip pozostaje w Treflu osamotniony.
Trochę strach pomyśleć, jak potoczyłby się środowy mecz z Joventutem, gdyby do gry nie wrócił Andy Van Vliet. 15 punktów i 5 zbiórek Belga, a także trafione ciężkie rzuty z dystansu – to była ogromna jakość wniesiona na parkiet z ławki rezerwowych. Z ławki, która – poza Belgiem – po raz kolejny w ofensywie zawiodła.
Porażki Trefla w zaciętych końcówkach świadczą też o tym, że liderom brakuje sił w końcówkach. Zgadnijcie które miejsce na liście graczy z największą liczbą rozegranych dotychczas minut w EuroCup zajmuje Phillip. Drugie – średnio biega po parkiecie 35 minut i 4 sekundy (lider spędza na parkiecie zaledwie o 4 sekundy więcej). Momentami Brytyjczyk wygląda jak cyborg, ale w końcówkach nie trafia. Mając świadomość tego, ile wówczas już ma w nogach, trudno mieć o to pretensje.
Rozgrywki EuroCup to test intensywności w każdej minucie walki. Zawodnicy to rozumieją, co widać po tym z jak mocnym nastawieniem Trefl wchodzi w każdy mecz. Przyjemnie popatrzeć! Ale im bliżej końca, tym bardziej czegoś Treflowi brakuje.
Czego? Czasami odpowiedzi najbardziej banalne są najbliższe prawdy. W tym wypadku najbanalniej jest stwierdzić, że Treflowi brakuje po prostu jeszcze jednego zawodnika w rotacji. Naprawdę, po tych trzech minimalnie przegranych meczach wręcz ciężko jest odnieść inne wrażenie.
Nie zamierzam zaglądać do kieszeni właścicielom Trefla – mam do ludzi wkładających swoje pieniądze na polską koszykówkę zbyt duży szacunek. Ale co tu dużo ukrywać, rację miał w niedawnej rozmowie na kanale „Basket w liczbach” Rafał Juć, sugerując że polskie kluby, wyrażając publicznie dość otwarcie ambicje osiągania sukcesów w europejskich pucharach, a na początku sezonu nie korzystając z możliwości zatrudniania sześciu obcokrajowców, de facto nie popierają ambicji czynami.
Trochę smutne, ale prawdziwe.
Jeśli Trefl (uwaga dotyczy także Kinga Szczecin, nawet jeśli on w Lidze Mistrzów nie był w dwóch pierwszych meczach bliski wygranej) jest zdecydowany na zatrudnienie szóstego obcokrajowca, ale zamierza po niego sięgnąć dopiero po jakimś czasie – dajmy na to w styczniu, albo w lutym – to trudno będzie jego szefom bronić później idei, że zrobili wszystko co możliwe, by w w walce z zagranicznymi rywalami wypaść jak najlepiej. Jeśli przyjmujemy założenie, że w interesie polskiej koszykówki jest, by nasze kluby sięgały po sukcesy na arenie międzynarodowej w już w październiku-listopadzie, to już wówczas powinny dysponować najsilniejszymi z możliwych składów, a nie w maju-czerwcu, gdy decydują się losy tytułu mistrza Polski.
6 komentarzy
Przecież kilka tygodni temu pisaliście, że polskie zespoły są gotowe na Europę i w tym roku wszystkim pokażą 🙂 a teraz zdziwienie, że jednak nie XD
niech zniosą przepis o Polaku na Parkiecie w Polsce i kasę na licencję na 6 zawodnika z zagranicy 100 lub 200 tys to wtedy kluby będą walczyły a tak muszą liczyć jeszcze każdą złotówkę
Kilka dni temu pojawił się artykuł (w kontekście odejścia Damiana Durskiego z Górnika Wałbrzych) , z którego wynikało, że graczy zagranicznych jest w Polsce za dużo. Teraz, że za mało. To w końcu jak? Ja akurat uważam, że obecne przepisy są w miarę dobre. Choć i tak Polacy, są moim zdaniem, w gorszej sytuacji. Bo jak widzę, to większość trenerów woli na maksa eksploatować graczy zagranicznych niż wpuścić np. młodszych Polaków, żeby zdobyli trochę doświadczenia.
Zawodowy sport powinien polegać na dążeniu do wygrywania, a nie dawaniu minut na kredyt, dla zdobycia doświadczenia…
Szósty mocny, zagraniczny koszykarz oczywiście dawałby lepsze pole manewru. Tylko artykuł nie porusza kwestii najistotniejszej. Otóż każdy zespół grający w pucharach, oprócz 6 obco ma również w składzie 6 PL. I nawet gdyby te 5-6 zagranicznych nazwisk stanowili czołowi koszykarze europejscy, to nasi rodzimi gracze są ze zdecydowanie innej półki. Nawet gdyby wyrwać Balcerowskiego i Mateusza Ponitkę to mamy dopiero dwóch graczy grających na granicy Euroligi i Eurocup, a gdzie są inni?
Niech każdy z was zastanowi się, czy znajdzie 5 polskich graczy tworzących pierwszą piątkę zespołu Euroligi? No dobra zejdźmy poziom niżej: Eurocup? BCL?
Prawdziwym problemem PLK nie są obcokrajowcy, tylko dramatycznie niski poziom i tak niewielu rodzimych graczy.
Mocno przesadzasz, Muniek.