Strona główna » Nie tylko Spójnia i Legia nie chciały Matczaka. Dziś wielki powrót gwiazdy Zastalu!
PLK

Nie tylko Spójnia i Legia nie chciały Matczaka. Dziś wielki powrót gwiazdy Zastalu!

3 komentarze
Miał grać w Spójni, ale nie chciał go Andrej Urlep. Mógł wrócić do Legii, ale szefowie tego klubu nie odważyli się na tak szybką zmianę w składzie. Oferta jego zatrudnienia trafiła także na biurka prezesów kilku innych klubów PLK, ale ostatecznie FIlip Matczak po ponad 5-letniej przerwie zagra w Zastalu. Dziś po raz pierwszy. Czy powrót do macierzystego klubu nada jego karierze ponownego rozpędu?

„Na kogo” mają chodzić kibice koszykówki w Zielonej Górze, jeśli nie „na Filipa Matczaka„? Nie sposób nie być ciekawym, ilu ich pojawi się dzisiaj na trybunach hali CRS. Nie sposób nie zastanawiać się jak gorąco go przywitają.

https://twitter.com/basket_zg/status/1844022543138816190

Piękne to „wracam do domu” – krótkie, a mówi wszystko. A i uśmiech – znaczący.

Charakterystyczny grymas jedną z twarzy mistrzostwa

Może mało kto już pamięta, ale Matczak debiutował w Zastalu jeszcze w I lidze. To był sezon 2009/10. Niemal 15 lat temu! Później jego kariera zaczęła się stopniowo rozwijać. Był przecież członkiem tej niezapomnianej drużyny U-17, która na mistrzostwach świata w Hamburgu w 2010 roku zdobyła srebrny medal. Problem w tym, że potęga wracającego wówczas do krajowej czołówki klubu z Zielonej Góry rozwijała się zdecydowanie szybciej. Matczak właściwie nigdy nie był w stanie przebić się przez zagraniczne gwiazdy, sprowadzane za wielkie pieniądze przez Janusza Jasińskiego.

Do Zastalu wracał dwa razy. Najpierw w 2011 roku po sezonie spędzonym w SMS Władysławowo. W efekcie powrotu utknął na dwa lata na końcu ławki. Drugi raz – kilka lat później, po tym jak w barwach Arki Gdynia doszedł już do poziomu ligowca grającego ponad 30 minut na mecz i rzucającego w każdym z nich niemal 15 punktów. W Zastalu jego czas gry momentalnie spadł o ponad połowę, a średnia zdobywanych punktów – ponad trzykrotnie.

Nie sposób wykluczyć, że z tytułów mistrza Polski zdobywanych w latach 2013 i 2017 Filip Matczak cieszył się jak dziecko, lecz jego najcenniejszym skalpem jest raczej złoty medal zdobyty już w roli kapitana drużyny z Kingiem Szczecin w 2023 roku. Nawet, jeśli pamiętamy, że w trakcie playoff Matczak miał już duże problemy zdrowotne i nie mniej niż z rywalami, walczył z bólem. To właśnie on, opuszczający boisko z charakterystycznym grymasem, na zawsze pozostanie jedną z twarzy tego historycznego, mistrzowskiego zespołu Kinga. Zaraz za Andrzejem Mazurczakiem. Obok MVP finałów Bryce’a Browna oraz Zaca Cuthbertsona i Tony’ego Meiera.

Z Kingiem Matczak mentalnie pożegnał się już kilka miesięcy później, decydując się na wypożyczenie do Arki Gdynia, by lepiej przygotować się do walki o awans olimpijski w baskecie 3×3. Rozstanie już wówczas nastąpiło w nieszczególnie dobrych relacjach, będących pokłosiem potęgującej się kłótni jego agenta z właścicielem klubu. Ostatecznie przedstawiciele FIBA uznali kontrakt Matczaka z Kingiem za ważny, choć można zakładać, że zawodnik i jego przedstawiciele też mieli swoje racje, skoro obie strony ostatecznie postanowiły rozwiązać umowę za porozumieniem stron.

Mniejsza już jednak o szczegóły tej sprawy i ugody. Chyba już wszyscy zainteresowani chcieliby o tej sprawie po prostu jak najszybciej zapomnieć.

Spójnia, Legia i Górnik go nie chciały

Po tym, gdy został wolnym graczem Matczak rozpoczął poszukiwania nowego klubu. Na pierwszy rzut oka – nie powinien mieć z tym problemów. Przecież doświadczony, 31-letni koszykarz powinien być przez kluby PLK rozchwytywany. Nawet na tym etapie sezonu, gdy składy wydają się zamknięte.

Rzeczywistość okazała się jednak dla koszykarza dużo bardziej brutalna.

Dość szybko stało się jasne, że Matczaka nie zatrudni, wbrew wcześniejszym intencjom, Spójnia Stargard. Zawodnik miał dołączyć do drużyny prowadzonej przez Sebastiana Machowskiego, ale gdy jej trenerem został Andrej Urlep, letnie plany stały się nieaktualne. Słoweński szkoleniowiec postanowił pod względem sportowym zaufać Sebastianowi Kowalczykowi. Urlep mocno wierzy w potencjał tego zawodnika, ale także nie miał najlepszych wspomnień z czasów, gdy prowadził Stelmet z Matczakiem w składzie (sezon 2017/18), jeśli chodzi o współpracę z młodym wówczas graczem.

Filip Matczak ma całkiem spore wymagania finansowe, którym – mając świadomość jego dorobku oraz stawek obowiązujących w PLK – trudno się dziwić. W poprzednim tygodniu krążyła plotka, że może w ostatniej chwili wzmocnić beniaminka z Wałbrzycha. Ostatecznie Górnik postawił jednak na młodszego i, co pewnie nie mniej istotne, tańszego Aleksandra Wiśniewskiego.

W trakcie minionego weekendu przez chwilę wydawało się, że na zatrudnienie Matczaka może się skusić warszawska Legia. Początek sezonu w wykonaniu stołecznego klubu jest daleki od ideału, a w jego składzie znalazłoby się miejsce dla gracza tego typu. Dyrektor sportowy warszawskiego zespołu Aaron Cel i trener Ivica Skelin zachowali jednak spokój i postanowili ze zmianami personalnymi w składzie się wstrzymać.

Na biurkach kilku innych klubów PLK oferta zatrudnienia Matczaka też się pojawiła, ale nikt z niej nie skorzystał. Powód? Głównie jeden – wątpliwości co do stanu zdrowia zawodnika. Koszykarz zapewnia, że jest w 100 proc zdrowy, ale występ podczas igrzysk w Paryżu też kończył nie w pełni sił. W ligowych kuluarach słychać niedowierzanie co do jego dyspozycyjności, przypięto mu łatkę „koszykarza o szklanym zdrowiu”.

Twarde liczby Matczakowi nie pomagały – w sezonie 2023/24 wystąpił jeszcze w 41 meczach Kinga, ale w ostatnich już tylko w 23 w barwach klubu ze Szczecina i Gdyni. Sześć ostatnich w barwach Arki nie było dla niego udanych: średnie 5.2 punktu w ciągu 17 minut gry przy skutecznościach 30 proc. z gry i 20 proc. za 3 nie powalały na kolana. Szczególnie, gdy wziąć pod uwagę, że nie mówimy o drużynie z krajowej czołówki.

Małżeństwo – choć z rozsądku – to jednak idealne!

Powrót Matczaka do Zielonej Góry to potencjalnie świetne rozwiazanie dla obu stron. Sam FIlip ma sporo do udowodnienia. Nie tylko szefom klubu ze Szczecina (warto zaznaczyć w kalendarzu: mecz Zastal – King już 30 listopada!). Nie tylko trenerowi Urlepowi, czy przedstawicielom Legii, Górnika oraz innych drużyn, które się na jego zatrudnienie nie zdecydowały. Także kibicom i szefom swojego macierzystego klubu.

Zastal po definitywnym zakończeniu „epoki Janusza Jasińskiego” czeka jeszcze wyboista droga, by wrócić do ligowej czołówki. To nie wydarzy się w rozpoczętym sezonie. Matczak we wrześniu skończył 31 lat. Jeśli tylko zdrowie mu będzie dopisywać – powinien wciąż znajdować się w swoim prime. Tym razem on potrzebuje Zastalu równie mocno, jak – po raz pierwszy w karierze w tym stopniu! – Zastal potrzebuje jego.

Małżeństwo nieco z rozsądku? Dla obu stron? Na pewno, ale potencjalnie jednak także – związek idealny! Pierwsza „randka” już dzisiaj.

Zespół z Zielonej Góry w tym sezonie raczej będzie się bronił przed spadkiem niż atakował playoff. Latem dokonał jednego naprawdę głośnego transferu – sprowadził Sindariusa Thornwella, był gwiazdę NCAA i gracza z występami w NBA w CV. Póki co w pierwszym meczu Amerykanin nie błyszczał, lecz w starciu z Anwilem był nieco osamotniony.

Ciekawe jak Thornwell wypadnie w duecie z Matczakiem. W końcu to jednak nieco podobni do siebie gracze. Dziś o godzinie 17.30 Zastal podejmie Arrivę Twarde Pierniki (transmisja w Polsacie Sport 2). Mecz dopiero 2. kolejki, więc trudno już teraz stawiać tezę, że stawką będą cztery punkty, ale na pewno – niezwykle istotny.

Też jesteś w grupie osób, narzekających na to, że zbyt małe role w zespołach PLK odgrywają polscy gracze, a wychowankowie poszczególnych klubów wręcz marginalne? Powrót Filipa Matczaka do Zielonej Góry może się stać jedną z ciekawszych historii, które zapamiętamy w sezonu 2024/25!

3 komentarze

Sartre 10 października, 2024 - 16:45 - 16:45

Ciekawe dlaczego Andrej go nie chciał. Czyżby się poznał na Filipku?
PS. Panie autorze: Matczak i jego agent nie mieli ŻADNYCH racji (patrz decyzja FIBA). Nie zawarli ugody tylko rozwiązali kontrakt za porozumieniem stron bo pan Król wykazał się zrozumieniem żeby nie pisać że się zlitował.
A że Filipek taki święty nie jest to i nikt nie chciał go podpisać. Tak to już jest jak s.asz w swoje gniazdo.

Odpowiedz
Filipowomówimystanowczenie 10 października, 2024 - 16:53 - 16:53

Filipek ze swoim „mataczeniem” udanie goni Schenka. Uff jak dobrze że nie ma ich już w Szczecinie

Odpowiedz
Szymon Pułkownik 11 października, 2024 - 07:47 - 07:47

haha „gwiazda”, on nigdy nie był gwiazdą, co najwyżej rzemieślnikiem.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet