Temat „czy Igor Milicić poprowadzi kadrę podczas EuroBasketu 2025″ właściwie wyparował samoistnie. Latem, po nieudanym turnieju kwalifikacji olimpijskich w Walencji, dobiegały nas mniejsze lub większe pomruki niezadowolenia z pracy chorwackiego szkoleniowca. Nie tylko z siedziby PZKosz. Także z obozów przynajmniej niektórych reprezentantów Polski. Później jednak przyszły igrzyska olimpijskie, a po nich Radosław Piesiewicz miał – i wciąż ma – ważniejsze tematy do załatwienia niż przyszłość polskiej reprezentacji koszykarzy. Osoby decydujące o polskim baskecie są natomiast obecnie całkowicie pochłonięte kampanią wyborczą, która wyłoni następnego prezesa PZKosz.
Tymczasem Igor Milicić – jak przegrywał, tak przegrywa. Niewielu kibiców koszykówki z Neapolu pamięta jeszcze te piękne chwile z lutego, gdy prowadzony przez trenera naszej kadry zespół w pięknym stylu, niespodziewanie sięgał po Puchar Włoch, a Michał Sokołowski po statuetkę MVP turnieju finałowego. Później było już tylko gorzej.
Najpierw Napoli przegrało siedem z ostatnich dziewięciu meczów sezonu zasadniczego Lega Basket i z wynikiem 14 zwycięstw i 16 porażek – niczym Start Lublin w PLK – w ostatniej chwili wypadło z playoff. Zespół zakończył sezon na dziewiątym miejscu.
Później był fatalny, lipcowy występ kadry w Walencji. O ile jeszcze porażka z Bahamami nikogo nie zszokowała, to już przegrany mecz z występującą bez Lauriego Markkanena Finlandią, jak najbardziej. Nasz zespół w czwartej kwarcie roztrwonił kilkunastopunktową przewagę. Ten mecz bardzo mocno obciążał konto trenera.
Później Milicić zaczął budować skład drużyny klubowej. Jak twierdzą osoby nieźle zorientowane w realiach włoskiej koszykówki, mógł napotkać na prozaiczny problem. Początkowo deklarowany przez szefów klubu budżet ostatecznie mógł się nieco zmniejszyć. Trener naszej kadry podjął jednak też kilka decyzji kadrowych, które – przynajmniej patrząc na nie z obecnej perspektywy – niespecjalnie się bronią. Po trzech meczach Napoli z kompletem trzech porażek zajmuje przedostatnie, 15. miejsce w tabeli. Wyprzedza nieznacznie lepszym stosunkiem małych punktów jedynie Pallacanestro Varese.
O których letnich decyzjach personalnych trenera naszej kadry mowa?
Najbardziej znanym koszykarzem, po którego przed tym sezonem sięgnął Igor Milicić był Kevin Pangos. To rozgrywający, który ma za sobą grę w NBA, a także wiele lat spędzonych na parkietach Euroligi. Grał choćby w Żalgirisie, Barcelonie, czy Armani Mediolan. W styczniu skończy 32 lata. Niby wciąż późny prime, na poziomie drużyny ze środkowych rejonów tabeli Lega Basket powinien robić różnicę, ale… Już poprzedni sezon w wykonaniu Pangosa był dla wielu bacznych obserwatorów europejskiej koszykówki sygnałem ostrzegawczym. Kanadyjczyk spędził go na ławce rezerwowych Valencii, odgrywając marginalną rolę.
Milicić postanowił mu jednak zaufać. Póki co nie może być ze swojej decyzji zadowolony. Pangos w dwóch pierwszych meczach zdobył (łącznie) 20 punktów i zanotował 10 asyst. Fatalna skuteczność musiała martwić, ale jeszcze bardziej kibiców Napoli niepokoi to, że w trzecim meczu koszykarz z powodu urazu już nie zagrał.
Jeszcze mocniej Milicić pomylił się, sprowadzając Jordana Halla. To skrzydłowy mający za sobą epizod w San Antonio Spurs, lecz nie posiadający żadnego doświadczenia w Europie. W pierwszych trzech meczach ligowych Amerykanin nie spędzał na boisku średnio nawet 10 minut. Nie trafił żadnego rzutu z gry. Nikt w Neapolu się nie zdziwi, jeśli lada moment zostanie zwolniony.
Póki co nadzieje trenera naszej kadry zawodzi także jego rodak Dario Dreznjak. To podkoszowy, który grał w barwach Chorwacji w eliminacjach do EuroBasketu 2025. Obecny sezon jest dla niego pierwszym, który spędza w zespole spoza półwyspu bałkańskiego. Początki nie są obiecujące. Pierwsze trzy mecze to tylko średnio 5 punktów i 3 zbiórki, przy zaledwie 33-procentowej skuteczności. Po Neapolu krąży plotka, że tego zawodnika Igor Milicić też chętnie by wymienił na lepszy model.
Najchętniej – na innego swojego rodaka. Póki co jednak Dragan Bender, bo to o nim się mówi, wciąż nie jest w pełni zdrowy. To chorwacki skrzydłowy, który w NBA miał być kolejnym Hedo Turkoglu, lecz okazał się jednym z największych niewypałów ostatniej dekady. Wybrany z drafcie 2016 roku z numerem 4 – przed takimi gwiazdami NBA jak Jamal Murray, Domantas Sabonis, czy Pascal Siakam – nigdy nie spełnił nadziei. Po powrocie do Europy grał m.in. w Maccabi Tel Awiw, miewał przebłyski w ACB w barwach Obradoiro. W wieku zaledwie 27 lat sprawia wrażenie zawodnika, na którego – ze względu na jego podejrzaną kartotekę medyczną – nie sposób liczyć.
Dobra informacja dla Igora Milicicia i jego zespołu? Jest jedna: w następnej kolejce Napoli podejmie Vanoli Basket Cremona. To też zespół, który w rozpoczętem sezonie włoskiej ekstraklasy pozostaje bez zwycięstwa.
Wczoraj zespół trenera naszej kadry przegrał aż 76:94 z prowadzonym przez Michała Sokołowskiego (14.3 pkt w trzech pierwszych meczach) Banco de Sardegna Sassari. W środę na Sardynii z tym zespołem zmierzy się w 2. kolejce FIBA Europe Cup Anwil Włocławek.
Drużyna klubowa Igora Milicicia od momentu zdobycia Pucharu Włoch przegrała 10 z 13 meczów o punkty. Reprezentacja Polski – wszystkie cztery.
Szansę na przełamanie w kadrze Igor Milicić powinien mieć już niebawem. O ile tylko nowy prezes PZKosz do tego czasu nie podejmie drastycznej i, mimo wszystko, niespodziewanej decyzji w sprawie zmiany na stanowisku trenera. 21 (we Włocławku) i 24 listopada Biało-Czerwoni zmierzą się z Estonią w ramach – nie mających dla nas sportowego znaczenia – eliminacji do EuroBasketu 2025. Grę w tym turnieju mamy zapewnioną jako gospodarze fazy grupowej.