Niepisana zasada mówiąca o tym, że „z każdym kłopotów możesz się wydostać, to jedynie kwestia ceny” może zyskać nowe potwierdzenie. Dosłownie kilka godzin temu informowaliśmy, że sami Czesi ewentualny powrót Tomasa Satoransky’ego do gry przed piątkowym meczem z Polską określają mianem cudu.
Coraz więcej wskazuje na to, że nastąpił.
– Dziś przed południem Satoransky odbył trening indywidualny w hali „Kralovka”, by sprawdzić, czy jego intensywnie rehabilitowany w ostatnich dniach prawy staw skokowy wytrzymuje trudy gry w koszykówkę. Próba wypadła pozytywnie i tylko jakiś nieoczekiwany obrót sytuacji mógłby obecnie sprawić, żeby Tomasa zabrakło w oficjalnym, 12-osobowym składzie zgłoszonym przez szefów naszej federacji na EuroBasket. Ba, Satoransky chce rozpocząć mecz z Polakami w pierwszej piątce! Nie można wykluczać, że występ zakończy już po kilku minutach z grymasem bólu na twarzy, ale jest zdeterminowany, by podjąć próbę gry od pierwszej minuty. Myślę, że w piątek przed meczem z Polakami czeka go owacja na stojąco. Czesi wstrzymają oddech, patrząc jak ich koszykarski Rocky wchodzi między liny, by pokonać Polaków – cieszy się Petr Šich, nasz zadomowiony w Polsce ekspert ds. czeskiej koszykówki.
Powrót do zdrowia sporo Satoransky’ego kosztował. Dosłownie. Sprowadzonemu z USA, w celu przeprowadzenia błyskawicznej rehabilitacji, Navinowi Hettiarachchiemu były gracz m.in. Washington Wizards i Chicago Bulls płaci z własnej kieszeni 4 tys. dolarów. Dziennie.
Satoransky’ego stać – podczas sześciu lat gry w NBA zarobił prawie 40 mln dol. Na występie w EuroBaskecie zależy mu wybitnie nie tylko ze względów czysto sportowych – jest rodowitym prażaninem, a Czesi bedą rozgrywać mecze w stolicy. Satoransky nie szczędzi pieniędzy na popularyzację koszykówki w swoim mieście. Niedawno, wzorując się na słynnym nowojorskim boisku Rucker Park, zapłacił za budowę podobnego obiektu do gry w streetballa w Pradze.