Pod względem sportowym – oczywiście przy założeniu, że wszyscy gracze będą jednak tym razem (naj)częściej zdrowi – Clippers będą w najbliższym sezonie NBA jedyną drużyną w lidze, która wpuszczając do gry 12. czy nawet 13. zawodnika z rotacji nie będzie skazana na tąpnięcia w poziomie gry.
Tym dwunastym – biorąc pod uwagę liczbę minut spędzanych na parkiecie – może okazać się Nicolas Batum. Nawet, jeśli nominalnie zachowa miejsce w pierwszej piątce. Albo przynajmniej – w piątce kończącej mecz.
A trzynastym – Amir Coffey. Hej, to gość, który w poprzednim sezonie naprawdę grywał całkiem nieźle w basket.
Kawhi Leonard i Paul George tworzą potencjalnie duet na miarę mistrzostwa. Ale to nie oni tak naprawdę są silnikiem pojazdu zwanego LA Clippers na wyboistej drodze do upragnionego, pierwszego w historii mistrzostwa. Koniem pociągowym (o ogromnej mocy)jest przede wszystkim Steve Ballmer, obecnie najbardziej jarający się koszykówką właściciel klubu NBA. Godny następca zmarłego kilka lat temu właściciela Blazers i współzałożyciela Microsoftu Paula Allena. Tak pod względem zasobności portfela, jak i – a może nawet przede wszystkim – jeśli chodzi o nieokrzesaną koszykarską pasję.
Był początek XXI wieku, gdy Blazers postawili w drafcie na legendą nowojorskich boisk Sebastiana Telfaira. Gdy ten rozgrywał pierwszy mecz w Lidze Letniej, Allen opływał wybrzeża Afryki. Ale gdzieżby przegapił debiut gracza, który – w jego marzeniach – wkrótce miał odmienić losy jego klubu. Efekt? Milion dolarów dla ekipy ESPN i profesjonalna transmisja satelitarna zorganizowana dla jednego, jedynego widza została wyświetlona na jachcie zacumowanym w kenijskim porcie.
Liga Letnia NBA to dość osobliwy przypadek. Emocji związane z wynikiem sportowym – nie przynosi niemal żadnych. Do tego dochodzą upały panujące w Las Vegas. I jego nocne uroki. Na dodatek mecze toczą się w mniej lub bardziej leniwym tempie od rana do wieczora. Te najwcześniejsze ogląda zazwyczaj garstka zapaleńców – najbardziej ambitnych dziennikarzy i zagubionych dusz, którzy po upojnej nocy zgubili drogę do pokoju hotelowego.
W tym roku najwcześniejsze mecze często oglądała garstka widzów i Steve Ballmer. Pojawiał się na nich regularnie, nawet jeśli po parkiecie akurat nie biegali jego Clippers. Ballmer zachowuje się często jak nastolatek, ale – w przeciwieństwie do Allena – zamierza doczekać mistrzostwa. A tak naprawdę lat ma 66.
Fortuna Ballmera jest gigantyczna. To jeden z 10 najbogatszych ludzi na planecie. Gdy uwierało go, że właściciel New York Knicks kupił dawną, legendarną halę „The Forum” w pobliżu tej, którą za własne pieniądze chcia zbudować dla Clippers i zatruwał mu życie pozwami sądowymi, zadał Jamesowi Dolanowi tylko jedno pytanie.
– Na ile mam wypisać czek?
Po czym zapłacił 400 mln dolarów za Forum, tylko po to, by Dolan przestał mu działać na nerwy. Ale ostatecznie – czymże jest marne niespełna pół miliarda dolarów, jeśli na koncie ma się ich niemal 100?
Los Angeles Clippers wydadzą w nadchodzącym sezonie najwięcej pieniędzy na kontrakty swoich zawodników – niemal 195 mln dolarów.
Niemal 150 mln Ballmer wypłaci tym z właścicieli pozostałych klubów NBA, którzy nie przekroczą wyznaczonego przez umowę zbiorową (CBA) poziomu wydatków. Stać go. Poniższy obrazek, dający perspektywę jego majątku w porównaniu do „pozostałych 29” wyjaśnia de facto wszystko.
W poprzednim sezonie największy podatek od luksusu zapłacili, jakżeby inaczej, mistrzowscy Warriors. Oni już wiedzą, że warto płacić, szczególnie, jeśli ma się własną, prywatną halę i tytuły oraz dochody z dnia meczowego ci wszystko osładzają. Nie wspominając o rosnącej z roku na rok wartości klubu.
Ballmer zmierza podobną ścieżką. Nową halę buduje w ekspresowym tempie. Ma kosztować niemal 2 miliardy dolarów i być gotowa do użytku już za dwa lata. Ponoć trybuny za koszem na wzór europejskich stadionów piłkarskich będą posiadały miejsca stojące dla najbardziej zagorzałych fanów. Ma być po prostu inna niż wszystkie inne w NBA. Właściciel Clippers robi wszystko, by zdobyć dla swojej drużyny nowych fanów. Albo inaczej – robi wszystko, by sobie ich wychować.
Także w gronie
Zagorzali fani Clippers? Coś co jeszcze kilka(naście) lat temu wydawało się nie do pomyślenia, w najbliższym czasie może stać się faktem. Wątpliwe, by w ciągu najbliższych 5-10 lat koszulki Clippers zaczną być na ulicach LA częściej widywane niż Lakers. Musi minąć więcej czasu. Zdecydowanie więcej. Ale Ballmer – o ile zdrowie mu dopisze – go ma. Bo ma pieniądze.
Lakers nie wyglądają na takich, którzy byliby w stanie tej ofensywie jakkolwiek na dłuższą metę się przeciwstawić. To nie przypadek, że w ostatnich dziewięciu latach aż siedem razy nie zagrali w play-off. Wcześniej w całej, ponad 50-letniej historii zdarzyło im się to zaledwie pięciokrotnie. LeBron James wyrwał ich nie chwilę z niebytu, zawsze będzie mógł się szczycił tytułem z 2020 roku, ale nie zapominajmy, że to gracz, który odchodząc ze swojego klubu zawsze zostawia spaloną ziemię.
Tymczasem Jerry West inkasuje rocznie 5 mln dol od Steve’a Ballmera i szeroko się uśmiecha.
.