Strona główna » Nick Johnson: Mój stryj był legendą NBA, a ja? Ja jestem jak Jimmy Butler!
PLK

Nick Johnson: Mój stryj był legendą NBA, a ja? Ja jestem jak Jimmy Butler!

0 komentarzy
– W ostatnich tygodniach zaliczyłem progres, ale to nie jest jeszcze szczyt moich możliwości! Czuję, że dopiero odzyskuję swój wyskok, swoją szybkość. Zdobywałem tytuły mistrzowskie w college’u w Arizonie, wygrywałem G-League, będąc MVP finału, ale w Europie – nic. Czas najwyższy to zmienić – mówi w rozmowie z Aleksandrą Samborską przed piątkowym ćwierćfinałem Pucharu Polski Trefl – King wyrastający powoli na nowego lidera mistrzów Polski Nick Johnson.

Aleksandra Samborska: Patrząc na to, ile masz siły i energii, ciężko uwierzyć, że niedawno wróciłeś do gry po dłuższej przerwie… Co dokładnie ci dolegało? Na ile kontuzja wykluczyła cię z gry?

Nick Johnson: W kwietniu ubiegłego roku we Francji zerwałem ścięgno Achillesa. W barwach Trefla do gry wróciłem po ponad 7-miesięcznej przerwie. To była najdłuższa wyrwa w mojej karierze. Powrót do gry był z mojej perspektywy żmudny, choć znajomi trenerzy i lekarze pytają mnie, jak mi się to udało… tak szybko. Codzienna rehabilitacja okazała się kluczowa. 

Ostatnio otarłeś się o triple-double w PLK, miałeś też double-double w meczu EuroCup. To już jest ten Nick Johnson? Wróciłeś do pełni formy?

Zaliczyłem progres, ale to nie jest jeszcze szczyt moich możliwości! Czuję, że dopiero odzyskuję swój wyskok, swoją szybkość.

Czyli wszystko to, na co liczył trener Tabak! Wiem, że bardzo mocno cię przekonywał do przyjazdu do Sopotu. Z kim jeszcze konsultowałeś się przed podpisaniem kontraktu w Polsce?

O sam klub pytałem Tarika Phillipa, którego miałem zastąpić. Znam go dobrze, bo dziesiątki razy graliśmy przeciwko sobie w G-League. Poza tym z Aaronem Bestem mamy też trochę wspólnych znajomych z Londynu. Nie ukrywam, że występy w EuroCup były dużym bonusem, ale kluczowe okazały się rozmowy z trenerem Tabakiem. To facet, który w koszykówce doświadczył wszystkiego. Już teraz, po kilku tygodniach pracy mogę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych trenerów, z jakimi współpracowałem. Kiedyś, jako młodszy zawodnik, pewnie bym się frustrował, widząc jego nerwy. Dziś rozumiem, jak funkcjonują trenerzy. Tabak jest w stosunku do nas niesamowicie fair. Poza tym – wymaga pracy, a ja lubię pracować! Chce też byśmy wygrywali. A jak uwielbiam wygrywać!

Chcesz w tym sezonie wygrywać w PLK, by wrócić do najlepszych lig w Europie?

Chcę wygrywać, żeby poskromić głód wygranych! Właśnie to powiedziałem trenerowi Tabakowi, gdy przed podpisaniem umowy mnie pytał, czy będzie mi się wciąż chciało chcieć. Już się chce! Są goście, którzy koszykówkę traktują na spokojnie. Nie ja. Ja mam sporo do udowodnienia ludziom, którzy na przestrzeni tych wszystkich lat próbowali mnie skreślić. 

Bardzo angażuję się w powierzone zadania. Te w Sopocie zostały precyzyjne nakreślone – zdobyć wszystko, co jest w Polsce do zdobycia. Zrobiliśmy olbrzymi krok w stronę realizacji planu, bo jeszcze pod koniec zeszłego roku graliśmy słabo, mając w głowach zakrzywiony obraz samych siebie.

Kiedy się wyprostował?

W drugiej połowie meczu w Badalonie. Najpierw przegrywaliśmy 27 punktami, a później Kuba Schenk miał rzut na zwycięstwo. Chwilę później Joventut wygrał z Realem Madryt. Dotarło do nas, że pojechaliśmy do drużyny z ACB i prawie pokonaliśmy ją przed jej publicznością. Czy mogłaby tego dokonać słaba drużyna? Potem dołączyli do nas kolejni dobrzy koszykarze. Mecze w EuroCupie stawały się lepsze, aż wreszcie przyszło upragnione zwycięstwo. 

Teraz będziemy mieli więcej czasu na treningi i odpoczynek. Zanim przyjdzie playoff, jeszcze lepiej się poznamy. Nadejdzie też czas na wygrywanie – żeby w PLK potwierdzić swoją dominację.  

O tym, że jesteś głodny zwycięstw jestem przekonana. Przeglądając twoje sportowe CV, nie widzę żadnego europejskiego trofeum…

Tak, racja! Wygrywałem w college’u w Arizonie, wygrywałem G-League, będąc MVP finału, ale w Europie – nic. Czas najwyższy to zmienić, to dla mnie dodatkowa motywacja. Już to mówiłem w szatni Trefla: chłopaki, bywałem w naprawdę mocnych drużynach, w Bayernie Monachium w czasach, gdy rywalizował z potężnym wtedy Bambergiem i mistrzostwo było blisko, ale wiesz, jak jest – czasem ktoś się zapali, a czasem nie odpali. Jesteśmy w dobrym miejscu, by zdobyć Puchar Polski, a docelowo chcemy przecież też obronić mistrzostwo. 

Koszykówką przesiąkałeś już za młodu. Koszulka z numerem 3 twojego świętej pamięci stryja DJ Johnsona wisi przecież zastrzeżona pod dachem bostońskiej The Garden. Jak wyglądało dzieciństwo w rodzinie legendy Celtics?  

Jako dzieciak nie miałem do końca świadomości skali popularności swojego wujka. On był zresztą aż o 15 lat starszy od mojego taty. Dopiero później zorientowałem się, że wujek był prawdziwą legenda koszykówki (w 2010 roku, 3 lata po śmierci, DJ Johnson został włączony do Hall of Fame – przyp. red.). Gdy to do mnie dotarło, był asystentem w Los Angeles Clippers, więc chodziliśmy rodzinnie na mecze. Mniej więcej wtedy przekonałem się, jak bardzo DJ był lubiany – te wszystkie klipy z jego meczów, zastrzeżenie numeru… 

Odszedł od nas za szybko. Szkoda, nigdy nie widział mnie na poważnie w akcji. Mam jednak sporo wspomnień z czasów, gdy miałem 8 czy 9 lat. Pamiętam moment, w którym nauczyłem się kręcić piłką na palcu. Tak bardzo chciałem mu zaimponować! Ćwiczyłem kręcenie cały czas! W końcu nadszedł dzień próby. Jesteśmy u DJ-a w domu, pokazuję mu dumnie to moje kręcenie i mówię: wujek, zakład o 5 dolarów, że pokręcę dłużej niż ty! Wziął piłkę i zaczął kręcić. Gdy minęła druga minuta, kopara mi opada. Przegrałem z kretesem. 

DJ Johnson był wybitnym wykonawcą rzutów wolnych, których ty – z uwagi na swój kontaktowy styl gry – wykonujesz mnóstwo. Czegoś cię nauczył w tej kwestii? 

Umiejętności zachowania koncentracji! Sferę mentalną mój wuj miał opanowaną do perfekcji. Pewnie kwestia doświadczenia, obycia – pamiętam, jak opowiadał mi te wszystkie historie związane z Celtics. Larry Bird, Danny Ainge, Bill Walton, Kevin McHale…  Zresztą historia w jakiś sposób zatoczyła koło, bo McHale był moim trenerem, gdy zostałem wybrany przez Houston Rockets w drafcie. Super doświadczenie. Skoro o wujku i o trenerach mowa – nie zapominajmy, że Żan Tabak też był koszykarzem Celtics! Minął się z moim wujem pracującym w roli asystenta trenera w Bostonie zaledwie o rok! Świat jest naprawdę mały. 

Koszykówka to nie jest jedyna pasja rodziny Johnsonów. Słyszałam też o psich zaprzęgach i łucznictwie… 

Moja mama jest właścicielką schroniska dla psów w Arizonie, z której pochodzę. W naszym stanie uśmierca się największą liczbę psów w USA. Mama je ratuje. Zawsze mieliśmy psy, spędziłem między nimi dzieciństwo. Tak narodziła się też moja pasja do psich sportów. 

Co do łucznictwa, a w zasadzie polowania z łuku – to pasja, którą poznałem dzięki pochodzącej z Michigan żonie. Mamy teraz w tym stanie dom nad jeziorem. Zawsze lubiłem aktywności na powietrzu, więc to się świetnie komponuje.  

Czy drużyna z twojego rodzinnego stanu z Kevinem Durantem i Devinem Bookerem w składzie wciąż ma szansę zamieszać w playoff?

No pewnie! Mając KD w składzie nigdy nie możesz nie wierzyć. To jest wciąż, moim zdaniem, facet z największą łatwością zdobywania punktów. 

Nie żal ci, że w NBA nie dane ci było zatrzymać się na dłużej?

Myślę, że spokojnie mógłbym grać tam dalej. Zawsze byłem bardzo atletyczny, fizycznością nie odstawałem od koszykarzy z NBA. Może nie trafiałem szalonej liczby rzutów, ale punktować też potrafię. Umiem całkiem sporo. Moja mama i szwagier są przekonani, że na meczu PLK w Stargardzie miałem to triple-double. (śmiech) 

Moja dzisiejsza gra lepiej wkomponowałaby się w aktualne trendy NBA. Mógłbym być jak Jimmy Buttler – gościem od wszystkiego. Trzeba pamiętać, że w NBA przy 80 meczach nie da się po prostu grać zawsze zespołowo na maksa. Wiadomo, że tam grają najlepsi koszykarze świata, a najważniejszy wszędzie jest playoff. Ja doceniam europejską koszykówkę, czuję się już graczem z Europy, bo spędziłem tu większość zawodowstwa. 

Mam nadzieję, że z Sosnowca wrócimy do Sopotu z Pucharem Polski!

Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie 

Nick Johnson

Urodzony: 22 grudnia 1992 
Wzrost: 191 cm
Waga: 91 kg
Przebieg kariery: Houston Rockets (NBA), Rio Grande Valley Vipers, Austin Spurs (G League), Bayern Monachium (Niemcy), Nanterre 92 (Francja), Türk Telekom Ankara (Turcja), Nanterre 92 (Francja), Beijing Ducks (Chiny), Hapoel Holon (Izrael), Cholet (Francja), Trefl Sopot 

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet