Michael Jordan to postać wyjątkowa, nie tylko ze względu na to, że dzięki swojej niesłychanej dominacji w latach 90. ubiegłego wieku wyniósł koszykówkę na inny poziom. Także z powodu umiejętności biznesowych.
To on zarabiał w ostatnim sezonie gry dla Chicago Bulls więcej niż wszyscy jego koledzy z zespołu razem wzięci – tego rekordu nawet LeBron James nie pobije. Chwilę później NBA wprowadziła twardsze zasady salary cap.
To Jordan swoją umową z Nike wyznaczył trend, który w kolejnych dziesięcioleciach pozwolił podpisać lukratywne umowy kolejnym gwiazdom NBA. Sam tylko do 2020 roku dzięki współpracy z Nike zarobił 1,3 miliarda dolarów.
To MJ jako pierwszy były gracz NBA w historii nabył większościowy pakiet akcji klubu tej ligi, gdy w 2009 roku odkupił Charlotte Hornets.
Później popełniał błąd za błędem i kolejnymi błędami je poganiał.
Odpowiadając za wybory w drafcie sięgnął m.in. po Michaela Kidda-Gilchrista zamiast Damiana Lillarda, Franka Kaminsky’ego zamiast Devina Bookera, a także po Cody’ego Zellera mogąc wybrać Giannisa.
Podpisywał olbrzymie umowy z graczami, którzy – jak się szybko okazywało – prime mieli już za sobą. Nicolas Batum i Gordon Hayward to tylko przykłady pierwsze z brzegu.
Nie miał głowy do wyboru dobrych trenerów.
Tak naprawdę Jordan w roli właściciela Hornets był też skończonym… dusigroszem. Jego klub nigdy nie przekroczył wyznaczonego przez władze NBA poziomu wydatków, powyżej którego kluby są karane podatkiem od luksusu. Nigdy. Jako jedyny w historii NBA.
Wszystko to nie zrobiło jednak ostatecznie różnicy. Jordan 14 lat po przejęciu Hornets za wszystkie swoje błędy został sowicie wynagrodzony. Kilka miesięcy po 60. urodzinach właśnie odsprzedał większościowy pakiet akcji – pozostają mniejszościowym udziałowcem – za, bagatela, 3 miliardy dolarów.
Jeszcze jesienią ubiegłego roku Forbes wyceniał Charlotte Hornets na 1,7 mld dol. Tak, Michael Jordan naprawdę potrafi w biznes.
Głosy krytykujące jego czas w roli właściciela klubu może mieć – a raczej na pewno ma – w zaistniałej sytuacji w poważaniu. Głębokim.
Ci z kibiców Hornets, którzy dzielnie znieśli jego rządy w przededniu tegorocznego draftu NBA mogli nieco odetchnąć z ulgą. Zespół z Charlotte będzie wybierał z numerem 2.