CZY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!
Jak to zazwyczaj bywa w tego typu sytuacjach trwa poszukiwanie winnego zaistniałej sytuacji. Zdania są podzielone. Ja również mam tutaj swojego faworyta. Z całą pewnością nie jest nim jednak odsunięty od zespołu Josh Bostic, ani krytykowany przez część kibiców (na szczęście niedużą), prezes Anwilu, Łukasz Pszczółkowski.
Cenię trenera Przemysława Frasunkiewicza. Według mnie to jeden z lepszych fachowców pracujących w naszej lidze. Co prawda, odkąd pamiętam, przeszkadza mi jego styl komunikacji (na linii trener – kibice, trener – sędziowie, trener – dziennikarze), ale stricte koszykarsko niewiele mam mu do zarzucenia. Co więcej, bardzo lubię oglądać drużyny przez niego prowadzone (wcześniej Arkę, teraz Anwil). Ma swój styl, co niestety, w realiach naszej ligi jest rzadkością. Tym bardziej zaskoczyły mnie decyzje, które podejmował/podejmuje w tym sezonie. Moim zdaniem popełnił on sporo błędów.
Pomyłki przed sezonem
Według mnie pierwsze błędy zostały popełnione już w fazie budowy zespołu. Frasunkiewicz uznał, że 35-letni Josh Bostic po roku przerwy w grze będzie grał na poziomie, który prezentował przed kontuzją. Przewidywał dla niego rolę „dwójki” i podstawowej opcji ataku. To był pierwszy z błędów.
Kolejnym było założenie, że Phil Greene IV to dobry i wystarczający gracz jako backup dla Kamila Łączyńskiego. Do obu tych błędów (mimo, że nie bezpośrednio) Frasunkiewicz przyznał się dość szybko, bo jeszcze w październiku. Paradoksalnie, przyczyniła się do tego kontuzja estońskiego niskiego skrzydłowego – Janari Joesaara, która wymusiła transfer.
Trener Anwilu uznał, moim zdaniem słusznie, że konieczny jest ktoś kto da wsparcie Łączyńskiemu na pozycji numer jeden i będzie potrafił minąć pierwszą linię obrony rywala. To wiązało się z częstszym wykorzystywaniem Greene’a na „dwójce” i przesunięciem Josha Bostica na pozycję numer 3.
Frasunkiewicz widząc już, że nie przeskoczy pewnych fizycznych ograniczeń 35-letniego Amerykanina, liczył, że uruchomi go na niskim skrzydle w roli „3 & D”.
Dziwny transfer pod kosz
Przyjście Lee Moore’a pozwoliło rozwiązać jeden problem ale, jak pokazały kolejne tygodnie, Bostic nie był w stanie załatać luki powstałej na „trójce” po kontuzji Joesaara. Wtedy nastąpił kolejny błąd trenera Frasunkiewicza. Początkowo myślałem, że brak ruchów transferowych ze strony Anwilu na pozycji numer 3 ma związek z finansami. Tak bowiem można było odczytywać „pomidory” trenera na konferencjach prasowych. Pieniądze się jednak znalazły ale, ku mojemu zaskoczeniu, Frasunkiewicz zdecydował się na wzmocnienie strefy podkoszowej.
Było to dla mnie zaskakujące z kilku powodów. Po pierwsze, według mnie, Anwil nie miał wielkich problemów w „pomalowanym” a z całą pewnością były one mniejsze niż na skrzydle. Po drugie zaś, Frasunkiewicz, ściągając kolejnego centra, siłą rzeczy, komplikował sobie rotację.
Dysponując bardzo wąską polską rotacją, tym ruchem zabierał minuty Dawidowi Słupińskiemu, zwiększał minuty, w których na czwórce występuje Luke Petrasek, w konsekwencji zmniejszał minuty Nowakowskiego na tej pozycji.
Transfer zagranicznego centra ograniczał też częstotliwość gry w ustawieniu z Petraskiem na pozycji numer 5, co często sprawiało problemy przeciwnikom i znacząco przyspieszało grę Anwilu.
Z tych powodów transfer Malika Williamsa był dla mnie nie do końca zrozumiałym posunięciem (abstrahując już zupełnie od walorów koszykarskich samego zawodnika). Mając ogromną lukę na pozycji niskiego skrzydłowego, postanowiono wydać 100 tysięcy PLN na licencję, by wzmocnić się pod koszem. Wybrano kosztowną kosmetykę zamiast rozwiązania problemu.
Kontuzja Kamila Łączyńskiego uwypukliła wszystkie problemy gnębiące Anwil. Seria porażek dołożyła pewnie nowe – w postaci nie najlepszej atmosfery wewnątrz zespołu. W konsekwencji, po porażce z Sokołem Łańcut od zespołu odsunięty został Josh Bostic a klub szuka skrzydłowego. Decyzja ze wszech miar dobra i konieczna. Pytanie tylko, czy nie za późno podjęta?
Oceńmy cały sezon
W całej tej sytuacji (nieco na marginesie) kolejny raz dał o sobie znać sposób komunikacji trenera Frasunkiewicza. Najpierw wywierał on publicznie presję na prezesie Pszczółkowskim (pamiętne „pomidory” lub „nie będzie co zbierać”). W momencie, gdy prezes sięgnął do kieszeni i znalazły się środki na transfery, wina za słabe wyniki zaczęła być przekierowywana w inną stronę („nie możemy się ruszyć”).
Brakuje mi w tym wszystkim spojrzenia w lustro. Zajęcia się meritum zamiast didaskaliami. Uważam, że niewielu jest w PLK trenerów, którzy mogą liczyć na tak duże wsparcie finansowe i mentalne od swojego przełożonego, jakie otrzymuje trener Frasunkiewicz. Nowy prezes Anwilu – Łukasz Pszczółkowski, podjął się niełatwego zadania uregulowania długów (mówiło się o blisko 2 mln złotych), przy jednoczesnym zachowaniu ambitnych celów sportowych.
Z tego co się można było dowiedzieć na niedawnej konferencji prasowej, większą część zadłużenia udało się zlikwidować. Równocześnie znaleziono duże środki na wykup Lee Moore’a, licencję na szóstego obcokrajowca czy teraz na rozwiązanie kontraktu Bostica i kontrakt dla skrzydłowego.
Czy trener Frasunkiewicz powinien zostać zwolniony? Oczywiście, że nie. Nowy trener z całą pewnością potrzebowałby dodatkowego budżetu na zmiany personalne w składzie, co i tak, w żadnej mierze, nie dawałoby gwarancji powodzenia.
Jedynym rozsądnym (dla budżetu) i mogącym przynieść efekt (sportowo) rozwiązaniem jest pozwolenie trenerowi Frasunkiewiczowi na wypicie piwa, które sam nawarzył i rozliczenie go po sezonie. W kibicach wciąż jeszcze tli się nadzieja na poprawę wyników. Zarząd klubu zrobił wiele, by pomóc trenerowi w realizacji celu, jakim jest awans do półfinałów. Najbliższe tygodnie pokażą, czy Frasunkiewicz wyprowadzi zespół z kryzysu, do którego w dużej mierze sam doprowadził.
CZY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!