Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Pierwszy półfinał we Wrocławiu Legia rozpoczęła od 10-punktowej straty (6:16) poniesionej w pierwszych pięciu minutach. – W niedzielę musimy na początku być bardziej skoncentrowani, by później nie musieć gonić rywali – przestrzegał skrzydłowy gości Travis Leslie.
Amerykanin pierwszy mecz zakończył przedwcześnie, opuszczając boisko nie w pełni sprawny. W drugim zgodnie z własnymi zapowiedziami zagrał, ale w niczym nie przypominał gracza, który w piątek w drodze do 22 punktów w ciągu 25 minut terroryzował defensywę Śląska. Tym razem spędził na boisku zaledwie 17 minut, ale nie trafił żadnego rzutu z gry. Uciułał zaledwie 2 punkty i nie sprawiał wrażenia sportowca w pełni sprawnego.
Jego przestrogi też na nic się zdały. Tym razem w pierwszych niemal pięciu minutach goście też stracili 16 punktów, lecz nie zdobyli żadnego. Szarża Śląska była imponująca – przypominała sztorm, który pojawia się znikąd i w jednej chwili zabiera ze sobą wszystko. Amerykański tercet Legii, który w ostatnich kilku tygodniach napędzał jej grę – Kyle Vinales, Aric Holman, Leslie – w pierwszej kwarcie nie przyszedł do gry. 0/4 z gry, 1 punkt, 1 zbiórka, 1 asysta, 2 straty – to był jego łączny dorobek z pierwszych 10 minut gry.
Holman obudził się nieco w drugiej kwarcie, zdobył 10 punktów, trzy trójki trafił w pierwszej połowie Grzegorz Kamiński, Legia na chwilę zbliżyła się do rywali na odległość sześciu punktów (23:29), ale dominacja mocno grającego w obronie i starającego się napędzać akcje Śląska pozostawała widoczna. Jego defensywa wciąż sprawiała wiele kłopotów Vinalesowi, który w pierwszej połowie trafił tylko 1 z 7 rzutów z gry. Amerykanin miał więcej strat (2) niż asyst (1).
Śląsk prowadził wówczas zaledwie 10 punktami (40:30), ale tak naprawdę jego dominacja wydawała się być większa. W przerwie meczu pod Halą Stulecia można było zauważyć sielankę.
Od trzeciej kwarty na dobre przeniosła się ona także na trybuny hali – przewaga Śląska nie polegała dyskusji. Punktowa szybko urosła nawet do 20 punktów (58:38), raz za razem kosz Legii dziurawił Donovan Mitchell (14 pkt), a swój rzut z dystansu trafił nawet Jeremiah Martin (17).
Pięć minut przed końcem, po kilku świetnych akcjach Holmana (w całym meczu 26 punktów) Legia zbliżyła się jeszcze do Śląska na 10 punktów, miała kilka okazji na zmniejszenie przewagi, ale nie była w stanie przyspieszyć gry, a w ataku pozycyjnym wypracowywanie pozycji do oddania rzutu przychodziło jej z niebywałym trudem. Zazwyczaj goście musieli oddawać rzuty w ostatnich sekundach akcji pod presją wszędobylskich obrońców Śląska.
W czwartek w Warszawie mecz numer 3. Stołeczny wyprzedał już wszystkie bilety. Atut własnego boiska i doping kibiców będzie Legii wyjątkowo potrzebny, jeśli ma wygrać w tej serii choć raz. Dotychczas zagrała w tym sezonie ze Śląskiem czterokrotnie i czterokrotnie poległa. Nieprzypadkowo.
Statystyki z meczu Śląsk Wrocław — Legia Warszawa
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
5 komentarzy
„Wicemistrzowie Polski byli od Legii o klasę lepsi” – Śląsk jest mistrzem, Legi wice. Wkradł się błąd.
To nic nowego tutaj…
ale jak to? przecież większość „ekspertów” stawia na Legię w tej rywalizacji 🙂
jedynym ekspertem tutaj jest pan Karolak. Reszta to miernoty nie mające pojęcia o czym piszą
Ale po co w taki sposób. Ludzie starają się robić fajną robotę, mają swoje zdanie i mogą się mylić.
Gdzie tu przestrzeń na inwektywy?
Zaniżasz Pan poziom.