BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!
Michał Tomasik: Za wami dwa pierwsze mecze półfinałowe z Legią – w pierwszym musieliście walczyć o zwycięstwo do końca, w drugim dominowaliście już od pierwszej do ostatniej minuty. Prowadzicie 2-0. Czujecie się w rywalizacji z drużyną z Warszawy komfortowo?
Jeremaiah Martin: Na razie czujemy tylko tyle, że wykonaliśmy swoją cześć zadania – obroniliśmy w dwóch pierwszych meczach przewagę własnego parkietu. Teraz musimy pojechać na dwa… hm… a właściwie może tylko jeden mecz do Warszawy? Zobaczymy, na pewno do awansu potrzebujemy już tylko jednej wygranej, ale w sporcie nigdy niczego nie możesz być do końca pewnym. Musisz poczekać do końca meczu. Albo serii. Ta między nami a Legią się jeszcze nie skończyła. Jestem przekonany, że nasi rywale przegrupują w najbliższym czasie siły, dokonają zmian w swojej grze i w kolejnym meczu będą się twardo bili o zwycięstwo. Ich planem będą dwie wygrane i powrót na piąty mecz do Wrocławia. My będziemy chcieli wyrwać zwycięstwo już w Warszawie.
Z Legią zagraliście w tym sezonie czterokrotnie i za każdym razem byliście górą. Myślisz, że zakradliście się do głów rywali z przesłaniem „jesteśmy od was lepsi, nie możecie nas pokonać”?
Nie sądzę, bo choć te zwycięstwa są ważne, to niczego nie przesądzają. Chcę mówić tylko o swojej drużynie – musimy zapomnieć o tym czego dokonaliśmy w tym sezonie w starciach z Legią i stawić się na kolejnym meczu z głową wolną od tego typu myśli. To jest playoff, tu trzeba myśleć tylko o kolejnym, czekającym nas meczu. Nie możemy tracić koncentracji przed rozpoczęciem walki, rywale będą do niej gotowi.
Póki co nie do poziomu waszej koncentracji na początku spotkań nie sposób się przyczepić. Pierwszy półfinał z Legią rozpoczęliście od prowadzenia 16:6, a drugi – aż od 16:0. Imponujące. Jak ważną częścią waszego planu był tak mocny atak od pierwszych sekund walki?
Istotną. Takie rozpoczęcie meczu jest szczególnie ważne, gdy grasz we własnej hali, mając wsparcie kibiców. Gdy dobrze rozpoczynasz mecz, wychodząc na boisko z odpowiednim poziomem energii, ona od razu udziela się wszystkim ludziom zgromadzonym w hali. Efektem jest to, że szybko zyskujesz w nich dodatkowego, szóstego gracza. Później, biegając po boisku, co jakiś czas rozglądasz się po trybunach. Gdy widząc te szczęśliwe, uśmiechnięte twarze głośno krzyczących kibiców sam też łatwiej nakręcasz się do tego, by dać z siebie jeszcze więcej. Takie chwile utwierdzają cię w przekonaniu, że twoja drużyna wygra.
Co jest dla was z taktycznego punktu widzenia najważniejsze podczas serii z Legią?
Przede wszystkim staramy się kontrolować walkę pod tablicami, bo biorąc pod uwagę rozmiary całej drużyny – rywale są od nas po prostu więksi. Walka o zbiórki kosztuje nas mnóstwo sił, ale jest dla nas kluczowa. Legia to zespół, który w swoim składzie zebrał wiele talentu. Mają świetnych graczy – tak obwodowych, jak i podkoszowych. Są naprawdę groźni. Musimy się trzymać założeń swojego trenera.
Niewątpliwie jednym z nich jest ograniczanie poczynań Kyle’a Vinalesa. Legia może być większa od Śląska, ale ty masz sporą przewagę fizyczną nad Vinalesem i świetnie ją wykorzystujesz.
Dużą nadinterpretacją jest narracja, że w tej serii toczy się jakaś indywidualna bitwa między Jeremiahem Martinem a Kyle’em Vinalesem. Jestem tylko częścią drużyny, której póki co faktycznie udaje się powstrzymywać Vinalesa. Moi koledzy bardzo mi w tym pomagają. Jestem przekonany, że Kyle postrzega to podobnie i koncentruje się na grze Legii, a nie własnych bojach ze mną. W obecnej koszykówce pojedynki 1 na 1 w serii playoff nie mają aż tak wielkiego znaczenia, liczy się gra całej drużyny.
W pierwszych dwóch meczach półfinału Vinales 24 rzuty z gry zamienił na zaledwie 15 punktów. Legia pozbawiona punktów Vinalesa jest zdecydowanie łatwiejsza po pokonania?
Nie chcę oceniać możliwości naszych rywali w ten sposób, koncentruję się na swojej drużynie. Wiem, że ograniczając poczynania Vinalesa wykonujemy świetną robotę. Wspólnie – bo, jeszcze raz powtórzę: to nie tylko moje zasługa, w wielu akcjach ciężar utrudniania życia Kyle’owi spoczywa na moich kolegach z zespołu. Robimy dobrze to, co sobie zaplanowaliśmy. A najważniejsze pozostaje dla nas kontrolowanie walki pod koszem. W pierwszym meczu to Legia ją wygrała i mieliśmy problemy, a drugim – to my zaliczyliśmy więcej zbiórek i zwycięstwo przyszło nam trochę łatwiej. Ale 2-0 o niczym nie przesądza. Nie możemy zapominać o tym, że naszym rywalem jest bardzo groźny zespół.
Patrząc na ciebie po meczu nr 2 podpisującego po meczu autografy kibicom, robiącego sobie z nimi zdjęcia czy nawet teraz – udzielającego tego wywiadu – widzę zadowolonego koszykarza pewnego swego. Ale ten sezon nie zawsze układał się wam tak dobrze, ty też nie zawsze sprawiałeś wrażenie szczęśliwego gracza. Coś się w ostatnim czasie zmieniło, poprawiło?
A właściwie – kiedy coś ze mną czy Śląskiem było nie tak?
Gdzieś w okolicach stycznia, lutego?
Ale dlaczego? Co się właściwie wówczas działo?
Przegrywaliście mecz za meczem – 10 z 11 kolejnych – przebudowywaliście skład, wymieniając zawodników, zwolniliście trenera Andreja Urlepa, zatrudniliście nowego – Ertugrula Erdogana. Chcesz mi powiedzieć, że samolot z napisem „Śląsk Wrocław” nigdy w trakcie tego sezonu nie wpadł w turbulencje?
OK, jasne – przecież wszyscy to pamiętamy, ale tak naprawdę: czy to było coś faktycznie takiego niespotykanego, nadzwyczajnego? Sezon koszykarski jest długi, każda drużyna ma swoje wzloty i upadki. My mieliśmy wtedy gorszy okres. A jeśli chodzi o trenera Urlepa… On wykonał świetną pracę! Przecież my pod jego wodzą wygraliśmy pierwszych 14 meczów w polskiej lidze. Czy ktoś naprawdę myśli, że one wygrały się same? Nie, on miał w tym swój udział. Oczywiście, my też, ale to był po prostu wspólny wysiłek. Później przyszedł moment, w którym graliśmy gorzej. Hej, taki jest już sport, takie jest życie, że czasami pojawiają się sprawy, których nie możesz do końca kontrolować. Kontuzje też są częścią sportu, ale sezon jest długi, trzeba zachować cierpliwość i walczyć dalej. Przecież nie tylko my mieliśmy problemy. Legia też rozpoczęła sezon słabo, a w ostatnich miesiącach grała już świetnie. Teraz przegrała dwa mecze z nami na naszym parkiecie, ale to też jeszcze niczego nie przesądza. Oni się nie poddadzą. A my jeszcze niczego w tym sezonie nie osiągnęliśmy.
Póki co w playoff wygraliście pięć meczów. Można powiedzieć, że znaleźliście się w połowie drogi do obrony tytułu – brakuje wam do tego jeszcze pięciu kolejnych. To dużo czy mało?
Nie będziemy odliczać. Dla nas zawsze liczy się tylko jeden mecz – ten najbliższy.
BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!