Aleksandra Samborska: Dryblujesz, podajesz i rzucasz średnio ponad 19 punktów na mecz, a w grze 1 na 1 umiejętnie wykorzystujesz nabitą budowę ciała. Czy Polski Cukier Start Lublin ma w tym sezonie swoją teksańsko-irlandzką wersję Jamesa Hardena?
Liam O’Reilly: Nigdy nie słyszałem tego porównania (śmiech), ale bardzo szanuję Hardena! To kreatywny i mądry koszykarz, dużo mu się przyglądałem, szczególnie w czasach jego występów w Rockets. Gry na koźle, podań czy pojedynków do wygrania uczę się również poprzez oglądanie inspirujących graczy. Obecnie takim moim numerem jeden jest Kyrie Irving, choć lubię podpatrywać też Jalena Brunsona. To niżsi obrońcy, którzy swoją grą otwierają możliwości kolegom. Wcześniej inspiracją i motorem napędowym do pracy nad kozłem na pewno był Allen Iverson.
Dobrą, jak na swój wzrost, grą „on the ball” na pewno imponuje też nasz Jeremy Sochan, ale czy to materiał na rozgrywającego w NBA? Nie sposób nie zapytać o Spurs chłopaka, który do Lublina przyleciał z położonego nieopodal San Antonio Austin…
Oj tak, w Austin nie brakuje fanów Ostróg i sam do nich należę! Jeżeli chodzi o eksperyment z Sochanem na jedynce na początku obecnego sezonu to w pierwszej chwili byłem trochę zaskoczony, że Spurs próbują takiego ustawienia. Jeremy bardzo dobrze czuje się z piłką w rękach i umie podać, ale żeby od razu robić z niego point guarda? Może tak naprawdę w tym pomyśle chodziło – mówiąc brutalnie – o to, by przegrać kilka dodatkowych meczów i polepszyć swoją pozycję przed kolejnym draftem? A może to był celowy zabieg, który miał wzmocnić współpracę Jeremiego z Victorem Wembanyamą? Przekonamy się w przyszłości.
Czas leci, NBA ewoluuje – czy z duchem nowych czasów wciąż podąża 75-letni trener-legenda Spurs Gregg Popovich?
Koszykówka bardzo się zmienia, ale Coach Pop, szczególnie w trakcie dwóch ostatnich sezonów, postanowił przystosować Spurs do tych nowych, szalonych, rzutowych realiów. Jeszcze 5 lat temu nie odpalali tylu trójek czy rzutów pull-up, a dziś podążają za trendami dominującymi w NBA. To był i jest wybitny trener. Ciężko wyobrazić sobie basket bez niego. Myślę, że przed emeryturą zdąży jeszcze ze Spurs trochę popracować.
Polskich kibiców w NBA bardzo interesuje praca Sochana u Popovicha, ale też postępy deklarującego chęć gry dla naszej kadry, Brandina Podziemskiego z Golden State Warriors. Zdążyłeś przyjrzeć się grze tego drugiego?
Tak. To tylko roookie, a już ogląda się go z dużą przyjemnością! Potrafi rzucić, ale ma też w sobie to oldskulowe czucie koszykówki. Podziemski charakternie gra z piłką, chętnie bierze na swoje barki odpowiedzialność za najważniejsze akcje, a przy tym nie odpuszcza w obronie. Świetnie wkomponował się w ekipę Warriors. Może być ogromnym atutem reprezentacji Polski podczas największych turniejów.
Polska jest na nich w ostatnich latach coraz bardziej widoczna. Od zagranicznych zawodników coraz częściej słyszę, że coraz chętniej rozważają oferty gry w naszej lidze. Masz już kilka lat doświadczenia gry w Europie – czy PLK to faktycznie coraz mocniejsze rozgrywki?
Poziomem znajdujecie się blisko niemieckiej BBL. Polska i Niemcy to zdecydowanie najmocniejsze koszykarsko kraje, z którymi się zetknąłem. Grałem też na Węgrzech, w Szwecji i na Cyprze. Ten ostatni był z kolei bezspornie najpiękniejszym miejscem do gry w basket! Na Litwie z Jonavą awansowałem z pierwszej ligi. PLK jest bardzo wyrównana, do każdego meczu musimy podchodzić skoncentrowani na 100 procent, bo rywale zawsze są świetnie przygotowani. Pamiętam choćby starcie z Ostrowem, który wykonał kawał dobrej roboty, ograniczając mi wolne miejsce i utrudniając dostęp do kosza. Życie utrudniał mi w tamtym meczu David Brembly. Robił to bardzo skutecznie.
Wybór oferty z Lublina był słuszny. Zaliczam najlepszy sezon w karierze. Współpraca ze sztabem, klimat w szatni – wszystko jest tak, jak należy. Barret Benson to moim zdaniem jeden z najlepszych wysokich w lidze. Mocno zaprzyjaźniłem się z Jabrilem Durhamem, który jest w Lublinie z żoną i piękną córeczką. Nasza amerykańska czwórka i Tomi jako piąty obcokrajowiec – to taka zgrana paczka w zgranej paczce. Razem celebrowaliśmy Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie. To chyba moje pierwsze takie doświadczenie podczas zawodowej kariery, że klimat wokół drużyny jest tak zdrowy i dobry. Dzięki tym chłopakom aż chce się rano wstawać i zasuwać.
O sile waszego zespołu w newralgicznych momentach przekonali się kibice oglądający poniedziałkową transmisję z Wrocławia. Na efekty obrony strefowej i twoje popisy kazaliście nieco czekać, ale ostatecznie od wygranej w dogrywce ze Śląskiem dzielił was tylko jeden celny rzut. Jak wyglądał przebieg tego meczu z twojej perspektywy?
Przede wszystkim muszę się odnieść do tego ostatniego rzutu. Tomi Gabrić to świetny shooter, wszyscy mamy wiarę w jego umiejętności. Wchodząc na boisko przed ostatnią akcją powiedziałem mu: Słuchaj, pewnie mnie zamkną, więc do ciebie odegram, rzucaj! Dokładnie tak było. Uwolniłem się od Gravetta, ale pojawił się Nizioł, więc zagrałem do Tomiego. W kolejnej tego typu sytuacji zrobiłbym to samo.
Co do strefy. Nasz drugi trener Marcin Woźniak wpajał nam na treningach w ostatnich tygodniach nowe rozwiązania w obronie, by spowolnić szybkie akcje rywali. We Wrocławiu zadziałało. Wróciliśmy do walki o zwycięstwo z dalekiej podróży, choć kosztowało nas to mnóstwo wysiłku. Zabrakło niewiele. Ciężko o lepszą motywację przed czwartkowym ćwierćfinałem turnieju o Puchar Polski!
Dobra obrona zespołowa napędza też ciebie jako strzelca?
Tak, jestem graczem, któremu bardzo odpowiada nowoczesny basket, lubię grać szybko i trafiać trójki seriami. Ale to wciąż koszykówka, sport zespołowy. Musisz wiedzieć, kiedy spowolnić grę i poczekać, by każdy z kolegów był zaangażowany w akcję. Nie mam z tym problemu, w tym też się odnajduję. Moja gra to jednak napędzanie szybkiego ataku, ona dobrze wpasowuje się w pomysły taktyczne trenera. Artur Gronek mi ufa, buduje moją pewność siebie.
Shooterzy należą zazwyczaj do pracusiów. Często zostajesz po treningach, by rzucać?
Intensywnie trenuję nie tylko w sezonie. Rzuty szlifuję w zasadzie przez całe lato. W USA mam bardzo dobrego trenera, z którym od kilku lat pracujemy nad całym pakietem moich umiejętności: prowadzeniem piłki, podaniami, wykańczaniem akcji i, jakżeby inaczej – nad rzutami. Widzę, jakie skutki przynosi ta praca. Z każdym sezonem staję się coraz lepszy.
Trener to jedno, ale podobno w domu masz też wsparcie ekspertów, którzy przygotować mogliby niejedną sesję video…
Nie tylko mogliby, oni to robią! Moja rodzina znaczy dla mnie wszystko. W mediach społecznościowych często używam hashtaga #FOE, który znaczy family over everything (rodzina ponad wszystko – przyp. red.). Mam trójkę starszego rodzeństwa – siostrę i dwóch braci oraz młodszego brata z Zespołem Downa, który jest naszym oczkiem w głowie, moim najlepszym przyjacielem i codzienną inspiracją. Jest wielkim kibicem koszykówki, o czym przekonać możecie się, śledząc jego koszykarski podcast Bunsa’s Bucket List. Bunsa to pseudonim, który nadaliśmy mu wspólnie, gdy był mały. Bunsa nadaje na YouTubie i Spotify’u.
Moja mama i ojczym śledzą wszystkie moje poczynania na bieżąco, natomiast mój mały Texas w Lublinie tworzą moja dziewczyna Alexandria i jej pies Jasmine. Zapewniają mi olbrzymie wsparcie – takie, jakie mogą dać tylko najbliżsi. Dzięki nim chcę być jeszcze lepszym zawodnikiem. I człowiekiem!
Wdzięczność i pogoda ducha – podobnie jak imię i nazwisko – masz typowo irlandzkie…
Trudno się dziwić, bo mój biologiczny ojciec jest stuprocentowym Irlandczykiem. Pochodzenia mamy do końca nie znamy – jako dziecko została adoptowana. Mamy trochę irlandzkiej rodziny w Chicago, ale jeszcze nigdy nie dotarłem na Zieloną Wyspę. To jednak raczej nieuniknione już w niedalekiej przyszłości. Wraz z agentem czynimy starania, bym uzyskał irlandzki paszport.
Od czwartku w Sosnowcu będziesz walczył nie tylko o Puchar Polski – wystąpisz też w Aerowatch Konkursie Rzutów za 3 punkty. Legia, wasz czwartkowy rywal ćwierćfinałowy, jeszcze nigdy nie wygrała ćwierćfinałowego meczu w tym turnieju. A czy Ty wygrałeś kiedyś jakiś konkurs trójek?
Nie. Choć raz, przy okazji TBT (The Basketball Tournament – ogólnoamerykański, wakacyjny turniej z otwartymi zapisami transmitowany przez ESPN, w którym wygrać można milion dolarów – przyp. red.) brałem udział w konkursie rzutów z dystansu. Tam formuła była jednak trochę inna – chodziło o to, kto najszybciej trafi 11 trójek, a zegar w tle odliczał 60 sekund. Zaszedłem dość daleko. W sobotę, poza fajną zabawą, liczę na zwycięstwo! Suma summarum jestem zawodowym sportowcem. Chcę rywalizować i wygrywać.
Co do Legii i jej smutnej pucharowej statystyki. Mamy do tej drużyny duży szacunek, bo gra tam wielu naprawdę dobrych koszykarzy. W Warszawie wygraliśmy z nimi po bardzo dobrym meczu, potrafiliśmy znaleźć na nich sposób. Nie zapominamy o nim, przygotowując się mentalnie do nadchodzącego turnieju. Chcielibyśmy zagrać trzy historyczne dla lubelskiej koszykówki mecze i sięgnąć po główne trofeum!
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie
1 komentarz
Świetny wywiad pani Aleksandro! Wygląda, że Liam jest poukładanym,rodzinnym gościem i życzę żeby dalej wykręcał podobne a nawet lepsze statystyki