Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Sam też lada chwila pakuję manatki i ruszam na cztery dni do Sosnowca. Spędziłem w tym mieście, grając w miejscowym Zagłębiu, dwa piękne lata, marząc o zdobyciu medalu. Hej, wcale nie było tak daleko! W sezonie 1997/98 w rundzie zasadniczej zajęliśmy czwarte miejsce. OK, w playoff poszło nam już nieco gorzej, półfinały rozegrano bez nas, ale kilka historii z tamtych czasów pamiętam do dziś.
Przede wszystkim zjawiskowego Ronnie Thompkinsa, niestety już świętej pamięci. Ten gość, mając 200 cm wzrostu i ręce do kostek potrafił z miejsca zrobić salto. Miał nieprawdopodobny talent, fantazję oraz chęć do zabawy. Z imprezy na mieście potrafił wracać polonezem po torach tramwajowych.
Mniejsza jednak o to. Było i – ćwierć wieku – minęło. Szkoda, że tym razem w turnieju finałowym o Pekao Puchar Polski w Sosnowcu nie ujrzymy żadnej z lokalnych drużyn. Taki MKS Dąbrowa Górnicza mógłby narobić zamieszania. Ujrzymy jednak w akcji sześć postaci, z których każda może przesądzić o końcowym triumfie swojego zespołu.
Nie mam pojęcia czyim łupem niedzielny finał. Piękno tego turnieju polega na tym, że nie ma(m) faworyta.
Kolejność poniższego zestawu potencjalnych bohaterów turnieju w Sosnowcu? Chronologiczna. Zgodna z terminarzem meczów ćwierćfinałowych!
Liam O’Reilly: Jeden z dwóch z Top10
– Przekaż koledze, by się uspokoił, bo jeszcze chwila i wskażemy mu drogę do szatni.
Ile razy w tym sezonie koledzy klubowi najlepszego strzelca Startu słyszeli tę opinię od sędziów, prowadzących mecze drużyny z Lublina? Może trochę mniej niż Liam O’Reilly rozegrał meczów w PLK. Ale niewiele mniej.
Teksańczyk z irlandzkimi korzeniami to koszykarz bezczelny, bo na takim poziomie gry w basket jakiego wymaga PLK trzeba takim być, by niemal w każdym meczu zdobywać po 20 punktów. Szczególnie, gdy gra się w mocnej drużynie, która ma miejsce w czołówce tabeli.
O’Reilly jest tylko jednym z 10 najlepszych snajperów obecnego sezonu PLK, który zagra w Sosnowcu.
Christian Vital: 77 punktów w 66 minut
Tym drugim jest Christian Vital.
Gdyby w Starcie w tym sezonie grał Mateusz Dziemba, w czwartkowym ćwierćfinale z Legią miałby głównie jedno zadanie wyprowadzić z równowagi najlepszego strzelca Legii. Vital znajduje się ostatnio w gazie. Nagroda dla najlepszego gracza miesiąca w FIBA Europe Cup i 77 punktów zdobytych w ciągu niespełna 66 minut w dwóch ostatnich meczach ligowych – to robi wrażenie.
Nie da się tego powiedzieć o grze Legii. To zespół na rozdrożu. Nie przepadam za takimi ekipami, nad grą których ktoś dominuje w tak dużym stopniu, jak ostatnio Vital nad Legią. Nie znaczy to jednak, że ten zespół, nawet tylko z trenerem tymczasowym Markiem Popiołkiem, nie może nagle zacząć wygrywać.
Zac Cuthbertson: Pozdrawiając ławkę rezerwowych rywali
On też lubi rozmawiać z sędziami, nie gorzej radzi sobie, drażniąc po swoich udanych akcjach osoby siedzące na ławkach rezerwowych rywali, ale przede wszystkim – po słabej pierwszej 1/3 sezonu ostatnio wyraźnie odżył i znów zaczyna rozdawać w PLK karty. Wraz z nim odżył cały King i jego nadzieje na kolejne złoto!
Zac Cuthbertson jako mało kto w PLK potrafi poświęcić się w obronie, przecież obserwowaliśmy to już w poprzednim finale playoff. Ostatnio staje się także coraz groźniejszy pod koszem rywali, szczególnie gdy trafia za 3, bo okazji do gry na koźle z piłką z ręce wciąż nie ma zbyt wielu. Wraz z Andrzejem Mazurczakiem może jednak wciąż koszykarskie góry na poziomie naszej ligi przenosić. Szczególnie gdy – tak jak podczas ostatniego meczu z Anwilem – pomaga im je dźwigać Tony Meier.
Nigdy nie lekceważ serca mistrza! – mówi stare, koszykarskie porzekadło. Pamiętam, że rok temu stawiałem na Kinga przed finałem Pucharu Polski w Lublinie. Wtedy nic z tego nie wyszło. Może tym razem?
Mistrzowie Polski już w ćwierćfinale rozegrają jednak mecz o ciężarze gatunkowym rodem z półfinału.
Żan Tabak: Mistrz zbędnej asekuracji
Czy chorwacki trener półfinałowego rywala Kinga ma krótki lont? W pewnym sensie na pewno i jak mało kto w PLK lubi narzucać narrację, jak po ostatniej porażce w Słupsku. Zazwyczaj potrafi jednak nad emocjami panować, zarządzając nimi prowadzonymi przez siebie drużynami, w których zazwyczaj sam kreuje siebie na największą gwiazdę.
Trefl gra ostatnio bardzo skutecznie, w tym sezonie – ba w tym roku! – już raz pokonał mistrzów Polski i to na ich parkiecie. Ale jaki był cel ostatnich słów Tabaka o tym jak bardzo silny skład ma King? Nie wiem. Odczytuję to jako zbędną asekurację.
Jednego Żanowi Tabakowi odmówić nie można – ma pomysł na Geoffreya Groselle’a. Może jeszcze nie do końca widać to w statystykach po pierwszych czterech meczach Amerykanina z polskim paszportem w Treflu, ale mam wrażenie, że ten środkowy naprawdę odegra dużą rolę w decydujących momentach sezonu.
Victor Sanders: W starciu z rywalami i emocjami
Niekwestionowany lider lidera tabeli z Włocławka, na którego wystarczy spojrzeć i już po chwili wiesz – ten człowiek w trakcie meczów toczy walkę nie tylko z rywalami, ale także z własnymi emocjami. One często pomagają mu dokonywać rzeczy, do których koszykarze występujący na polskich parkietach nie są zbyt często zdolni, ale mogą też być jego problemem.
Gdy rywalom już uda się Sandersa sprowokować, zajść mu za skórę, podpalić jego krótki lont – Anwil bywa w tarapatach. Nie sądzę jednak, by mógł w nie wpaść ze względu na problem z podziałem ról między Sandersem a Tomasem Kyzlinkiem.
Aigars Skele: Strażak bałtyckiego napędu
Też nerwus, który potrafi się dać ponieść emocjom, ale mam wrażenie, że z wyżej wymienionego grona – w decydujących momentach, gdy lont staje się już ledwo widoczny i niekontrolowany wybuch emocji wydaje się nieunikniony, to właśnie on najlepiej potrafi gasić ognisko zapalne.
Bałtycki, litewsko-łotewski napęd Stali powoduje, że zespół z Ostrowa prezentuje bardzo wyrachowaną koszykówkę, która może jej jeszcze w tym sezonie zapewnić sukcesy. Nawet przy kontuzji Damiana Kuliga. Stal ma wąski skład – ostatnio trener Andrzej Urban mocno ograniczył rotację – który wymaga jeszcze uzupełnienia, ale jeśli kolejne będzie na poziomie sprowadzonego niedawno Laurynasa Beliauskasa…
Temu ostatniemu będę się przyglądał w Sosnowcu szczególnie uważnie. 21 punktów na mecz przy 65-procentowej skuteczności rzutów z gry i ponad 50-procentowej za 3 w pierwszych dwóch występach w PLK nie pozostawiają wyboru!
Ambicje kontra ograniczenia
Bez liderów, choćby i impulsywnych, daleko w koszykówce nie zajedziesz. Nie chcę już przed turniejem w Sosnowcu pozbawiać złudzeń kibiców z Torunia i Słupska. Wiem, że drużyny z tych miast też przyjadą z myślą o walce o główne trofeum. Ale…
Twarde Pierniki? Szanuję za wyniki pod koniec 2023 roku. Kilka kolejnych, efektownych zwycięstw to był duży sukces tej drużyny. Ale już cztery ostatnie ligowe porażki poniesione różnicą łącznie 90 (!) punktów? One nie pozwalają mi na przeprowadzanie dogłębnej analizy szans torunian w piątkowym starciu z Anwilem.
Czarni? Po opuszczeniu drużyny przez Michała Michalaka też nie wydają się zespołem, który może wrócić do Słupska z Pucharem Polski lub choćby mocniej postwić się w piątek Stali. Mantas Cesnauskis system gry wciąż ma niezły. Gorzej z wykonawcami. Czarnym przydałby się jakiś lider.
Choćby z krótkim lontem.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>